Lepiej, żeby Biedronsia mnie nie
zobaczyła, pomyślał Adrien, biegnąc po dachach domów Paryżan, śledząc
czarnego Jaguara.
Nie rozumiem, co jest na tyle
ważne, by przerywać moją intymną relację z kawałkiem przewspaniałego Camemberta.
– w głowie chłopaka rozległ się głos Plagga. Dziwne, bo nie miał w zwyczaju
nigdy zwracać się do niego po przemianie. – Z
tego co kojarzę, to nie została ona porwana, więc po co całe to zamieszanie?
-
Cicho, Plagg. – powiedział na głos Chat Noir, zatrzymując się na krawędzi dachu
jednej z kamienic, patrząc się w dół na zatłoczone ulice Paryża.
* * * * * *
-
Mari, a może ten? – wskazał Daniel na kawałek tkaniny. Byli już na miejscu i
chodzili między przeróżnymi belami materiałów.
-
Daniel, mówiłam ci już, że nie. – zaśmiała się dziewczyna, nie mogąc uwierzyć, jak
bardzo chłopak wyglądał na zagubionego. To raczej nie była jego mocna strona. –
Zostaw to mnie, z nas dwojga raczej ja bardziej się orientuję w tych sprawach.
-
„W tych sprawach”… - powtórzył tępo, patrząc się w belę złotego jedwabiu stojącą tuż obok niego. – No więc, według
ciebie, co będzie dobre?
-
Hm… pomyślmy. Może tamten? – wskazała na materiał oddalony od nich o parę
metrów. – Nie, ten dalej! Albo…
-
Oh, miejmy to już za sobą! – jęknął zrezygnowany. – Wybierz coś i chodźmy
już. Nie czuję się tu dobrze.
-
Proszę, proszę, czyżby Daniel Tomäki
nagle wyznał sam z siebie swoje szczere uczucia? Myślałam, że u ciebie to
niespotykane.
-
Nie jestem takim złym człowiekiem, za jakiego mnie uważają. – powiedział cicho,
unikając wzroku Marinette.
-
To dlaczego udajesz?
Daniel
spojrzał na nią smutnym wzrokiem i odpowiedział dopiero do dłuższej chwili.
-
Bo może jestem jeszcze gorszym.
Minął
ją i poszedł przed siebie, a Marinette przez jakiś czas patrzyła za nim
zdziwiona.
-
Jak myślisz, co on miał na myśli? – z torebki wychyliła się Tikki i spojrzała
na Mari.
-
Nie wiem, Tikki, ale coś mi tu nie pasuje. „Jeszcze
gorszym”? Muszę odkryć, co mu ciąży na sumieniu. A teraz ukryj się, żeby
nikt cię nie zobaczył.
* * * * * *
-
Jak się czujesz? – spytał Daniel. Kiedy odszedł od Marinette, wyciągnął telefon
i zadzwonił bez zastanowienia do Camille. Zawładnęło nim nieodparte pragnienie
usłyszenia jej głosu. – Gdzie jesteś?
-
W domu. Skoro kazałeś Andrei mnie wywalić ze studia, to nawet mi się nie chce
tam fatygować. – dziewczyna zaśmiała się z nutą sarkazmu w głosie.
-
Czyli jednak kombinowałaś. Niegrzeczna dziewczynka.
-
Mówisz tak, jakbym kiedykolwiek była grzeczna. – odparła z udawanym oburzeniem.
Sam fakt, że może podroczyć się chociaż trochę z chłopakiem przez telefon,
sprawił, że zrobiło jej się cieplej na sercu. – Jesteś w studiu?
-
Nie, jestem z Mari na „zakupach”. -
westchnął ciężko, jakby przeżywał właśnie najgorsze katusze. – Boże, za jakie
grzechy…
-
A widzisz, a to ja mogłam z nią pojechać. Przynajmniej byś się tak nie męczył.
-
Mogę cierpieć, wiedząc, że przynajmniej z tobą jest okej.
-
Strasznie słodzisz, łyknij trochę gorczycy to ci przejdzie. – powiedziała żartobliwie
Cam, po czym spytała. – Jak załatwiłeś sprawę z dyrektorem?
-
Standardowo.
-Czyli…?
– dopytywała zaciekawiona. – Ja już sama zaczynam się gubić, co jest twoim
„standardem”. Przekupiłeś go?
-
Nie. – odpowiedział rozbawiony.
-
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że znowu TO zrobiłeś. - zaczęła niedowierzając.
Kiedy jednak odpowiedziała jej cisza, nie wytrzymała. – Daniel!
-
Oh, no daj spokój! Przecież nic mu nie zrobiłem! – odpowiedział szybko czując
gniew dziewczyny. –Nie grzebałem mu przecież w głowie! …Powiedzmy.
-
„Powiedzmy”? Oj, chłopie… - po głosie
było słychać, że Camille była na skraju załamania. – Nie, ja po prostu w ciebie
nie wierze.
-
Możemy o tym porozmawiać jak wrócę? – Daniel momentalnie spotulniał. To
oczywiste, że nie chciał się kłócić przez telefon, szczególnie będąc w danym
miejscu. Wolał załatwić to w cztery oczy. - Myślę, że wtedy dyskusja będzie
bardziej sensowna.
-
Daniel, możemy już iść. – za chłopakiem odezwała się Mari.
-
Dobrze. – Ten się odwrócił do niej i kiwnął głową. – Kamila, muszę już kończyć… dokończymy
rozmowę później.
-
Wydaje mi się, że już wystarczająco się nasłuchałam. – westchnęła i się
rozłączyła.
-
Coś nie tak? – spytała Marinette, uważnie obserwując chłopaka.
-
Wszystko okej. – odpowiedział szorstko Daniel, patrząc na ekran telefonu. –
Jeżeli już wybrałaś, to ruszajmy, Phillipe zapewne już czeka z
niecierpliwością.
* * * * * *
-
Phillipe, Kochanie, zrobisz coś dla mnie? – Camille zatelefonowała do mężczyzny
po tym, jak wpadła na pewien pomysł. – Nie ma u ciebie jeszcze Marinette,
prawda?
-
Nie, Słońce moje najjaśniejsze, jeszcze nie ma mojego najsłodszego cukiereczka,
jednak z tego co przed chwilą odczytałem z wiadomości od Daniela, to są już w
drodze do studia.
-
A masz może małą chwilkę po pracy? – zapytała ze znaczącym tonem głosu.
-
Tylko chwilkę? Naprawdę? Więc to chyba nie może być nic wymagającego, skoro
pragniesz mnie tylko na „małą chwilkę”. Czuję się zawiedziony.
-
Phillipe, przestań z tymi dwuznacznościami. – zaśmiała się. – To masz czy nie?
-
Dla ciebie, Słońce, ZAWSZE.
-
Na taką odpowiedź właśnie liczyłam. A więc posłuchaj mnie uważnie, bo nie chcę
powtarzać dwa razy.
-
Więc poczekaj, tylko przygotuję sobie coś do pisania. Coś czuję, że przydadzą
mi się dokładne notatki. – zażartował mężczyzna z wyraźną nutą ciekawości w
głosie.
* * * * * *
Marinette
cierpliwie kroiła materiały, zaznaczała potrzebne miejsca, mierzyła, zszywała i
robiła poprawki. W międzyczasie rozmawiała ze stylistą, jednak stwierdziła, że
tego dnia jest jakiś inny. Uważniej się jej przygląda, mierzył ją wzrokiem,
robił po kątach jakieś zapiski w swoim osobistym notatniczku, z którym się nie
rozstawał. Dziewczyna czuła się trochę tym coraz bardziej skrępowana, bo nie
wiedziała jak odbierać zachowanie mężczyzny. Inna sprawa, zaprzątająca jej
głowę było wrażanie, że widziała Czarnego Kota, kiedy jechała z Danielem do
studia po zakupach. Jednak to jest
nielogiczne, dlaczego miałby biegać po dachach kamienic, spoko nic się nie
działo? A może to był tylko ptak? Widziałam go tylko kątem oka, tak szybko też
przeleciał, że nie mogłam ocenić, co to tak naprawdę było. No i nagła
zmiana Daniela, zrobił się jakiś cichszy, mało mówiący, jakby był złym
nastroju. Czy ona coś zrobiła? Nie chciała go urazić w żaden sposób. Mimo to,
jakby to była jej wina, z pewnością by jej o tym powiedział, że zachowała się
niestosownie.
-
Dobrze, Kochanie, czas na przerwę. – z nurtu myśli wyrwał ją Phillipe,
zachodząc ją od tyłu. – Przydałoby się coś zjeść. Idziesz ze mną, czy przynieść
ci coś tutaj?
-
Wiesz, może zaraz przyjdę. Tylko tutaj skończę. – powiedziała dziewczyna,
zmuszając się do uśmiechu.
-
Dobrze, będę na ciebie czekać, cukiereczku! – odpowiedział Phill i wyszedł z
pomieszczenia.
-
Marinette! Twój telefon ciągle wibruje! To już piąte połączenie! – z torebki
Marinette wychyliła swój łepek Tikki.
-
Naprawdę? Kto to taki? Alya? – Mari podeszła do stolika na którym leżała jej
torebka i wyciągnęła z niej telefon. – Halo?
-
Dzwonie, Biedroneczko, by sprawdzić czy żyjesz i czy nic ci nie jest. –
usłyszała rozbawiony głos po drugiej stronie.
-
Camille! Dobrze się czujesz?
-
Tak, już mi lepiej, jednak nie mogę wrócić do pracy, bo mnie wywalą na zbity
pysk przez Daniela. Powiedz, wszystko okej? Nie uprzykrza ci życia i nie robi żadnych
niestosownych rzecz? Powiedz od razu, to się z nim policzę.
-
Nie, wszystko jest okej. – zawahała się Marinette. – Czy on jest naprawdę taki
zły, że nawet ty mu nie ufasz?
-
Nie, on wcale nie jest zły, ale… - odpowiedziała po chwili zdziwiona Camille,
bardzo cicho. - …nie jestem w stanie zagwarantować, że nic głupiego mu nie
wpadnie do głowy. Dlatego chcę mieć rękę na pulsie.
-
Nie lubisz go…?
-
To nie to, lubię go ! Znamy się… długo, w pewnym sensie jesteśmy nawet
przyjaciółmi. Chociaż nie powiem, często wkurzają mnie jego suchary i głupie
próby „niby flirtu”, ale raczej tego jeszcze nie rozumiesz, co mam na myśl.
-
W zasadzie... – odpowiedziała Mari , przypominając sobie Czarnego Kota. Oj, nawet nie wiesz, jak dobrze znam ten ból
- jęknęła w duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz