poniedziałek, 2 maja 2016

Część 14 - Zagadka

Lepiej, żeby Biedronsia mnie nie zobaczyła, pomyślał Adrien, biegnąc po dachach domów Paryżan, śledząc czarnego Jaguara.
Nie rozumiem, co jest na tyle ważne, by przerywać moją intymną relację z kawałkiem przewspaniałego Camemberta. – w głowie chłopaka rozległ się głos Plagga. Dziwne, bo nie miał w zwyczaju nigdy zwracać się do niego po przemianie. – Z tego co kojarzę, to nie została ona porwana, więc po co całe to zamieszanie?
- Cicho, Plagg. – powiedział na głos Chat Noir, zatrzymując się na krawędzi dachu jednej z kamienic, patrząc się w dół na zatłoczone ulice Paryża.
* * * * * *
- Mari, a może ten? – wskazał Daniel na kawałek tkaniny. Byli już na miejscu i chodzili między przeróżnymi belami materiałów.
- Daniel, mówiłam ci już, że nie. – zaśmiała się dziewczyna, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo chłopak wyglądał na zagubionego. To raczej nie była jego mocna strona. – Zostaw to mnie, z nas dwojga raczej ja bardziej się orientuję w tych sprawach.
- „W tych sprawach”… - powtórzył tępo, patrząc się w belę złotego jedwabiu  stojącą tuż obok niego. – No więc, według ciebie, co będzie dobre?
- Hm… pomyślmy. Może tamten? – wskazała na materiał oddalony od nich o parę metrów. – Nie, ten dalej! Albo…
- Oh, miejmy to już za sobą! – jęknął zrezygnowany. – Wybierz coś i chodźmy już.  Nie czuję się tu dobrze.
- Proszę, proszę, czyżby Daniel Tomäki nagle wyznał sam z siebie swoje szczere uczucia? Myślałam, że u ciebie to niespotykane.  
- Nie jestem takim złym człowiekiem, za jakiego mnie uważają. – powiedział cicho, unikając  wzroku Marinette.
- To dlaczego udajesz?
Daniel spojrzał na nią smutnym wzrokiem i odpowiedział dopiero do dłuższej chwili.
- Bo może jestem jeszcze gorszym.
Minął ją i poszedł przed siebie, a Marinette przez jakiś czas patrzyła za nim zdziwiona.
- Jak myślisz, co on miał na myśli? – z torebki wychyliła się Tikki i spojrzała na Mari.
- Nie wiem, Tikki, ale coś mi tu nie pasuje. „Jeszcze gorszym”? Muszę odkryć, co mu ciąży na sumieniu. A teraz ukryj się, żeby nikt cię nie zobaczył.
* * * * * *
- Jak się czujesz? – spytał Daniel. Kiedy odszedł od Marinette, wyciągnął telefon i zadzwonił bez zastanowienia do Camille. Zawładnęło nim nieodparte pragnienie usłyszenia jej głosu. – Gdzie jesteś?
- W domu. Skoro kazałeś Andrei mnie wywalić ze studia, to nawet mi się nie chce tam fatygować. – dziewczyna zaśmiała się z nutą sarkazmu w głosie.
- Czyli jednak kombinowałaś. Niegrzeczna dziewczynka.
- Mówisz tak, jakbym kiedykolwiek była grzeczna. – odparła z udawanym oburzeniem. Sam fakt, że może podroczyć się chociaż trochę z chłopakiem przez telefon, sprawił, że zrobiło jej się cieplej na sercu. – Jesteś w studiu?
- Nie, jestem z Mari na „zakupach”. - westchnął ciężko, jakby przeżywał właśnie najgorsze katusze. – Boże, za jakie grzechy…
- A widzisz, a to ja mogłam z nią pojechać. Przynajmniej byś się tak nie męczył.
- Mogę cierpieć, wiedząc, że przynajmniej z tobą jest okej.
- Strasznie słodzisz, łyknij trochę gorczycy to ci przejdzie. – powiedziała żartobliwie Cam, po czym spytała. – Jak załatwiłeś sprawę z dyrektorem?
- Standardowo.
-Czyli…? – dopytywała zaciekawiona. – Ja już sama zaczynam się gubić, co jest twoim „standardem”. Przekupiłeś go?
- Nie. – odpowiedział rozbawiony.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że znowu TO zrobiłeś. - zaczęła niedowierzając. Kiedy jednak odpowiedziała jej cisza, nie wytrzymała. – Daniel!
- Oh, no daj spokój! Przecież nic mu nie zrobiłem! – odpowiedział szybko czując gniew dziewczyny. –Nie grzebałem mu przecież w głowie! …Powiedzmy.
- „Powiedzmy”? Oj, chłopie… - po głosie było słychać, że Camille była na skraju załamania. – Nie, ja po prostu w ciebie nie wierze.
- Możemy o tym porozmawiać jak wrócę? – Daniel momentalnie spotulniał. To oczywiste, że nie chciał się kłócić przez telefon, szczególnie będąc w danym miejscu. Wolał załatwić to w cztery oczy. - Myślę, że wtedy dyskusja będzie bardziej sensowna.
- Daniel, możemy już iść. – za chłopakiem odezwała się Mari.
- Dobrze. – Ten się odwrócił do niej i kiwnął głową.  – Kamila, muszę już kończyć… dokończymy rozmowę później.
- Wydaje mi się, że już wystarczająco się nasłuchałam. – westchnęła i się rozłączyła.
- Coś nie tak? – spytała Marinette, uważnie obserwując chłopaka.
- Wszystko okej. – odpowiedział szorstko Daniel, patrząc na ekran telefonu. – Jeżeli już wybrałaś, to ruszajmy, Phillipe zapewne już czeka z niecierpliwością.
* * * * * *
- Phillipe, Kochanie, zrobisz coś dla mnie? – Camille zatelefonowała do mężczyzny po tym, jak wpadła na pewien pomysł. – Nie ma u ciebie jeszcze Marinette, prawda?
- Nie, Słońce moje najjaśniejsze, jeszcze nie ma mojego najsłodszego cukiereczka, jednak z tego co przed chwilą odczytałem z wiadomości od Daniela, to są już w drodze do studia. 
- A masz może małą chwilkę po pracy? – zapytała ze znaczącym tonem głosu.
- Tylko chwilkę? Naprawdę? Więc to chyba nie może być nic wymagającego, skoro pragniesz mnie tylko na „małą chwilkę”. Czuję się zawiedziony.
- Phillipe, przestań z tymi dwuznacznościami. – zaśmiała się. – To masz czy nie?
- Dla ciebie, Słońce, ZAWSZE.
- Na taką odpowiedź właśnie liczyłam. A więc posłuchaj mnie uważnie, bo nie chcę powtarzać dwa razy.
- Więc poczekaj, tylko przygotuję sobie coś do pisania. Coś czuję, że przydadzą mi się dokładne notatki. – zażartował mężczyzna z wyraźną nutą ciekawości w głosie.
* * * * * *
Marinette cierpliwie kroiła materiały, zaznaczała potrzebne miejsca, mierzyła, zszywała i robiła poprawki. W międzyczasie rozmawiała ze stylistą, jednak stwierdziła, że tego dnia jest jakiś inny. Uważniej się jej przygląda, mierzył ją wzrokiem, robił po kątach jakieś zapiski w swoim osobistym notatniczku, z którym się nie rozstawał. Dziewczyna czuła się trochę tym coraz bardziej skrępowana, bo nie wiedziała jak odbierać zachowanie mężczyzny. Inna sprawa, zaprzątająca jej głowę było wrażanie, że widziała Czarnego Kota, kiedy jechała z Danielem do studia po zakupach. Jednak to jest nielogiczne, dlaczego miałby biegać po dachach kamienic, spoko nic się nie działo? A może to był tylko ptak? Widziałam go tylko kątem oka, tak szybko też przeleciał, że nie mogłam ocenić, co to tak naprawdę było. No i nagła zmiana Daniela, zrobił się jakiś cichszy, mało mówiący, jakby był złym nastroju. Czy ona coś zrobiła? Nie chciała go urazić w żaden sposób. Mimo to, jakby to była jej wina, z pewnością by jej o tym powiedział, że zachowała się niestosownie.
- Dobrze, Kochanie, czas na przerwę. – z nurtu myśli wyrwał ją Phillipe, zachodząc ją od tyłu. – Przydałoby się coś zjeść. Idziesz ze mną, czy przynieść ci coś tutaj?
- Wiesz, może zaraz przyjdę. Tylko tutaj skończę. – powiedziała dziewczyna, zmuszając się do uśmiechu.
- Dobrze, będę na ciebie czekać, cukiereczku! – odpowiedział Phill i wyszedł z pomieszczenia.
- Marinette! Twój telefon ciągle wibruje! To już piąte połączenie! – z torebki Marinette wychyliła swój łepek Tikki.
- Naprawdę? Kto to taki? Alya? – Mari podeszła do stolika na którym leżała jej torebka i wyciągnęła z niej telefon. – Halo?
- Dzwonie, Biedroneczko, by sprawdzić czy żyjesz i czy nic ci nie jest. – usłyszała rozbawiony głos po drugiej stronie.
- Camille! Dobrze się czujesz?
- Tak, już mi lepiej, jednak nie mogę wrócić do pracy, bo mnie wywalą na zbity pysk przez Daniela. Powiedz, wszystko okej? Nie uprzykrza ci życia i nie robi żadnych niestosownych rzecz? Powiedz od razu, to się z nim policzę.
- Nie, wszystko jest okej. – zawahała się Marinette. – Czy on jest naprawdę taki zły, że nawet ty mu nie ufasz?
- Nie, on wcale nie jest zły, ale… - odpowiedziała po chwili zdziwiona Camille, bardzo cicho. - …nie jestem w stanie zagwarantować, że nic głupiego mu nie wpadnie do głowy. Dlatego chcę mieć rękę na pulsie.
- Nie lubisz go…?
- To nie to, lubię go ! Znamy się… długo, w pewnym sensie jesteśmy nawet przyjaciółmi. Chociaż nie powiem, często wkurzają mnie jego suchary i głupie próby „niby flirtu”, ale raczej tego jeszcze nie rozumiesz, co mam na myśl.

- W zasadzie... – odpowiedziała Mari , przypominając sobie Czarnego Kota. Oj, nawet nie wiesz, jak dobrze znam ten ból - jęknęła w duchu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz