„To było piekło, goręcej niż na
Sycylii!”
„W piekle jest zimno.”
„Sole!”
„No dobra, dobra…”
„Myślałam, że się tam pozarzynają!”
„Czy ty znów nie przesadzasz? Mam
zadzwonić do Phillipe?”
„Porca puttana, Amica! Serio mówię!”
„Dobra. Ale o
co im poszło?”
„ Nie wiem! Gdybym wiedziała, to od razu bym ci
napisała! Mówię Ci, jak tylko weszłam do Sali, to obaj już się bili.
Oczywiście, chyba nie muszę mówić, kto bardziej oberwał?”
„Nie, proszę, nie mów mi nawet tego…”
„To znaczy, obaj się pięknie pokiereszowali, że w
sumie tylko minimalnie Markus wyglądał gorzej.”
„DOMMA!”
„Scusa! Scusa! Ale jeszcze nie wrócił do domu?
Powinien w sumie już być. Kiedy inni tych dwóch rozdzielili, to Daniel wściekły
wybiegł ze studia zakrwawiony i tyle go było widać.”
„ Ale nie powiesz mi chyba, że zrobili to przy
Marinette?”
„Nie, to było tuż po tym, jak Toma ją odwiózł.”
Camille w tym momencie usłyszała szczęk
otwieranego zamka w drzwiach. Kiedy podniosła się z kanapy, spojrzała w stronę
ciemnego korytarza. Dopiero po jakimś czasie z mroku wyłonił się Daniel, w stanie godnym pożałowania. Kiedy go ujrzała,
była przerażona. Lewe oko podbite, w drugim już z dala widać było krwiaka. Na
jednej skroni zeschnięta krew zlepiła jego potargane, śnieżnobiałe włosy. Dolna
warga była rozcięta, pod nosem i po brodzie rozmazane krwawe ślady, jakby
chłopak próbował je zetrzeć dłonią. Lekkie siniaki i małe strupy także były widoczne
na policzkach oraz czole.
- Jezu Chryste i wszyscy święci… -
wyszeptała Camille, patrząc na niego wielkimi oczami, czując wielką gulę w
gardle. Tylko takie słowa zdołały jej przejść przez gardło.
- Nawet nic nie mów. – uciął krótko i pokierował
się w stronę kuchni, rzucając kurtkę na jedną z kanap.
- Ż-żartujesz sobie?! – Cam przeskoczyła
przez oparcie kanapy i wbiegła do pomieszczenia, tuż za nim. – Domenica mi
właśnie pisała, że się szarpaliście, ale nie wierzyłam jej, żeście tam
Kickboxing uprawiali! Pokaż się…
Podeszła do niego i chwyciła go delikatnie
za żuchwę, obracając jego twarz w stronę światła, by się dokładniej przyjrzeć
ranom, jednak ten się wyszarpnął i spojrzał na nią spod byka.
- Zostaw mnie. Nie potrzebuję żadnej
pomocy.
- No ty chyba naprawdę sobie żartujesz!
– nie wierzyła własnym uszom, co Daniel do niej mówił. W ogóle nie rozpoznawała
zachowania chłopaka. Nigdy nie był na tyle porywczy, by z kimś od tak się
pobić, potrafił opanować nerwy w takich wypadkach. Co musiało się wydarzyć, że
się tak zachowuje? – Powiesz, co się stało?
- Nic się nie stało. – chłopak stanął
nad zlewem i odkręcił kurek z zimną wodą, po czym wsadził głowę pod kran. Camille
przeszył dreszcz mówiący, że z Danielem naprawdę źle się dzieje. Tylko nie
miała najmniejszego pojęcia dlaczego. Kiedy wyprostował się, krople wody kapały
z końcówek jego włosów i spływały po
skroniach i karku, jego koszulka robiła się coraz bardziej mokra. – Idź już lepiej spać.
- Daniel, jest dopiero dwudziesta…
- To idź porobić coś innego. – odpowiedział
twardo, opierając się o zlew. Nawet nie odwrócił się, by na nią spojrzeć. –
Zostaw mnie samego.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. –
skrzyżowała ramiona na piersiach. – Tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
- Powiedziałem, idź sobie! –
zdenerwowany walnął pięścią w blat tak mocno, że Camille aż podskoczyła w
miejscu zaskoczona jego nagłym wybuchem. Jednak następnie powiedział znacznie
ciszej, miękkim głosem, jakby prosząco. – Kamila, proszę. Ten jeden raz, proszę
cię, zostaw mnie samego. J-ja…
Dziewczyna nawet jakby chciała, nie
potrafiła się odwrócić i tak o sobie pójść. Z nim nie było dobrze, dlatego tym
bardziej potrzebował jej wsparcia - jakiegokolwiek. Zapiekły ją oczy. Podeszła
do niego powoli i przytuliła go od tyłu. Poczuła jak chłopak gwałtownie nabiera
powietrze do płuc. Ze wszystkich możliwych, Daniel nie spodziewał się takiego
nagłego gestu czułości. Po zbyt długim wstrzymywaniu oddechu zaczęły go już
boleć płuca. Wypuścił powietrze z siebie, powoli się odwrócił i otoczył
dziewczynę swoimi ramionami, mocno przytulając się do niej. Serce mu waliło jak
szalone, jednak z czasem się uspokajał.
- Naprawdę, idź już. – wyszeptał.
- Nie chcę. – odpowiedziała równie
cicho.
- Pobrudzę cię swoją krwią…
- A żeby to było pierwszy raz. –
zaśmiała się cicho, speszona.
- Nie odpuścisz, prawda…? – powiedział,
jakby z nadzieją w głosie, że dziewczyna odpowie twierdząco na jego słowa.
-
Nigdy. Wiesz, że to nie w moim stylu.
-
Na moje nieszczęście. – zażartował łamiącym się głosem, jakby powstrzymywał się
od zaśmiania.
-
Chodź, opatrzę cię. – powiedziała i spojrzała wprost w jego oblicze. –
Wyglądasz koszmarnie.
-
I tak też się czuję. – uśmiechnął się do niej słabo, siląc się na lekki ton.
* * * * * *
Daniel
opierał się o balustradę i patrzył przed siebie, trzymając w ręce kieliszek z
Whisky, Camille stała poirytowana na środku tarasu, paląc kolejnego papierosa.
Na zewnątrz było już ciemno, ale taras pogrążony był w półmroku, dzięki światłu
dochodzącemu z głębi mieszkania. Chłopak miał precyzyjnie obandażowaną głowę i
lewą dłoń, którą także sobie uszkodził parę godzin wcześniej. Cami opanowała
sztukę bandażowania do perfekcji przez ostatnie lata.
-
Lepiej by było, gdybyś się do niego niezbliżana. – powiedział, nie odwracając
się do niej.
-
Myślisz, że cię posłucham? – oburzyła się. – Nie chcesz mi nawet powiedzieć, o
co wam poszło. Od kiedy masz przede mną tajemnice?
-
Po prostu uważam, że nie potrzebujesz zaprzątać sobie głowy tym detalem.
-
„Detalem”. – prychnęła niedowierzając.
– Jesteś jego szefem, Daniel. Masz pojęcie co się stanie jak się wyda, że go
pobiłeś? Co ty sobie myślałeś?
-
To nie ja zacząłem, to on pierwszy się na mnie rzucił. – odpowiedział ze
stoickim spokojem.
-
Uważaj, bo ci uwierzę. – powiedziała cicho, podchodząc do popielniczki i gasząc
niedopałek. – On nie jest typem samobójcy.
Na
te słowa Daniel w końcu się odwrócił i wyciągnął w jej stronę wolną dłoń.
-
W takim razie sama to sprawdź. – powiedział z błyskiem w oku.
-
Myślisz, że to mnie przekona? – zapytała niedowierzając.
-
Wiesz, że nie mogę tego zmienić. – Daniel był bardzo pewny siebie. Wiedział
doskonale, co robi. – Jesteś na moje umiejętności odporna, więc sprawdź, skoro nawet
w tej kwestii mi nie wierzysz.
Po
chwili wahania, Camille podeszła i złapała go za rękę. Najpierw poczuła, jak spowija
ją ciemność, następnie rozbłysło się bardzo jasne światło. Świat, który
wykreował się wokół niej był trochę zniekształcony, zamazany, niewyraźny. Stała
w „Sercu” studia parę godzin wcześniej, a przed sobą widziała dwie sylwetki
dyskutujących ze sobą mężczyzn – Daniela i Markusa. Zdziwiło ją jednak to, że
nie rozumiała ich rozmowy, słyszała jeden wielki zlepek słów i szmerów, nie
mogąc zrozumieć ani jednego wyrazu. Daniel odwrócił się od choreografa, jakby
chciał wyjść z Sali, a wtedy Markus się na niego rzucił. Cam przerwała wizję i
powróciła do rzeczywistości. Nie chciała widzieć tego, co zdarzyło się później.
Mogła we wspomnieniach przebywać godzinami, jednak gdy ktoś by spojrzał na to z
boku, wydawałoby mu się, że trwa to ułamek sekundy.
-
Dlaczego nie mogłam zrozumieć waszej rozmowy? – spytała, spoglądając Danielowi
w oczy z wyrzutem.
-
Nie mogę wejść do twojego umysłu, jednak mogę trochę kontrolować to co
zobaczysz czy usłyszysz w moich wspomnieniach. Nie chciałem byś wiedziała o
czym rozmawialiśmy, dlatego pokazałem ci tylko obrazy.
-
To nie jest fair.
-
Miałem ci tylko udowodnić, że tym razem to ja byłem ofiarą. Na tym zakończmy. –
powiedział, następnie zręcznie zmienił temat. – Jutro Marinette ma oddać gotowy
strój.
-
Chyba nie myślisz, że jutro pójdziesz do studia. – spojrzała na niego krzywo. –
Nikt cię nie może tak zobaczyć.
-
Przecież jutro już będzie ze mną znacznie lepiej. – powiedział i znów się od
niej odwrócił.
-
No właśnie! – Camille również oparła się o barierkę tuż obok niego. - Myślisz,
że ludzie nie zaczną zadawać pytań, jak to możliwe, że jutro będziesz wyglądać
lepiej, a pojutrze na gali tak, jakby nic się nie wydarzyło? Pojedziemy do domu
Mari, dałam już znać Phillipe, by przywiózł to co trzeba we wskazane miejsce.
To jest najlepsze rozwiązanie.
-
Jak zwykle masz łeb na karku. – spojrzał na nią z ukosa, lekko się uśmiechając.
-
Ktoś musi, skoro ktoś jest kompletnym idiotą. – skwitowała z udawaną zarozumiałością,
wymierzając mu przyjacielskiego kuksańca w zdrowe ramie.
-
Samica alfa. – zaśmiał się, wyciągając z kieszeni spodni paczkę fajek. –
Czasami naprawdę tego nie rozumiem jak możesz być taka dobra.
-
Nie musisz tego rozumieć. – szturchnęła go lekko ramieniem, kiedy ten odpalał
papierosa. – Właśnie od tego masz mnie.
Wtedy
rozległ się dzwonek do drzwi i obydwoje w tym samym momencie odwrócili się
zdziwieni.
-
Spodziewasz się kogoś? – spytał zaskoczony.
-
Ja nie. Ciekawe kto to może być. – odpowiedziała i poszła w kierunku szklanych
drzwi tarasu.
* * * * * *
-
Mam wszystko co chciałaś. – Phillipe położył ostrożnie dwa pokrowce ze strojami
na jednej kanapie i ciągnął dalej, dumny z siebie. – Stwierdziłem, że będzie
lepiej, jak dzisiaj to tutaj przywiozę i od razu zaprezentuję ci to, co ode
mnie chciałaś. A gdzie nasz złoty chłopiec?
-
Tutaj jestem. – z tarasu dobiegł ich głos Daniela.
-
Aha. No to widać jeszcze żyje, niestety. – powiedział do Cam, ściągając z
siebie płaszcz, po czym dodał głośniej, zwracając się do chłopaka. – Nie mam
pojęcia co ci odbiło z tą dzisiejszą bijatyką! Jak tak dalej pójdzie, to
Camille nie będzie mogła wziąć ani jednego dnia urlopu, bo wtedy zawsze musisz
zrobić coś bardzo głupiego!
-
Dobra, Phill, już wszystko jest pod kontrolą. – uspokoiła go dziewczyna. – A teraz
pokaż co masz!
-
Okej, okej, już, już! – mężczyzna rzucił się w stronę pokrowców, wyraźnie
podekscytowany. – Jest to od Gabriela, więc klasa sama w sobie!
Rozpiął
jeden pokrowiec i wyciągnął z niej piękną, czerwono-czarną koktajlową sukienkę.
-
Phillipe… ona naprawdę jest cudna. – zachwyciła się Camille. – Na pewno będzie
pasować?
-
Na moje oko tak. – odpowiedział dumnie. – A wiesz, że moje oko nigdy się nie
myli.
-
Co to za sukienka? To dla ciebie, Kam? – do salonu wszedł Daniel, zaskoczony
widokiem sukni. –Nie za mała jakaś? Jesteś znacznie wyższa i… no… lepiej
zbudowana w niektórych miejscach…
-
Nie, to nie dla mnie. – przewróciła oczami w odpowiedzi na ostatnią uwagę
chłopaka.
-
To dla naszego Cukiereczka. –
sprostował stylista, chowając powrotem kreację. – Myślę, że będzie zachwycona!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz