wtorek, 26 kwietnia 2016

Część 12 - Mały skowronek

Camille obudziło ciche pukanie do drzwi. Kiedy przekręciła się na łóżku, drzwi się otworzyły i do środka wszedł Daniel, gotowy do wyjścia z domu, niosąc tackę w jednej dłoni.
- Dzień dobry, królowo. Jak się czujesz?
- Dzień dobry. – odpowiedziała wpółprzytomna. – Słabo. Strasznie bolą mnie oczy. I mięśnie. 
Chłopak postawił tackę na której był talerz ze śniadaniem i jej ulubiony kubek pełny gorącej herbaty na stoliku nocnym, sam natomiast usiadł na brzegu łóżka i łagodnym wzrokiem uważnie zlustrował twarz dziewczyny.
- Powiesz mi co się stało? – zapytał po chwili ciszy. Kiedy Cam dźwignęła się i usiadła, opierając się o zagłowie łóżka, pokręciła lekko głową, wbijając wzrok w dłonie. – Kamila, przecież wiesz, ile razem przeżyliśmy. Możesz mi powiedzieć wszystko…
- Daniel, ja… - zaczęła niepewnie. - … nie chce o tym rozmawiać. To znaczy… jeszcze nie jestem na to gotowa. – w końcu spojrzała mu w oczy. - Wybaczysz mi?
- Oczywiście, że ci wybaczę. Wiesz doskonale, że inaczej nie potrafię. – chłopak czule pogłaskał ją po policzku. – Zjedz śniadanie, ja wychodzę.
- Już? – zdziwiła się dziewczyna. – Poczekaj chwilę, ja się szybko zbiorę i…
- Ty dzisiaj zostajesz w domu. – przerwał jej stanowczym głosem. – Nie chcę cię widzieć w pracy, masz odpocząć.
- Ale mam dużo roboty, miałam jeszcze odebrać Mari po szkole… - sprzeciwiła się Camille. - Muszę też coś zrobić dla Andrei, nie mogę jej tak zostawić.
- Praca nie zając. – odpowiedział. – A po Marinette sam pojadę.
- Ale mówię ci, że Andre…
- Kamila. To ja jestem twoim szefem, nie Andrea, zapomniałaś już? Daje ci chorobowe, masz zostać w domu i odpocząć. Damy sobie radę, najwyżej ja jej pomogę.  – Daniel był nieugięty. Zależało mu najbardziej na zdrowiu Cam, niezależnie od wszystkiego. Chwycił delikatnie dłoń dziewczyny i przyłożył ją do swoich ust, składając pocałunek na jej wierzchu. – Zjedz i wypij herbatę dopóki jest jeszcze ciepła, dobrze ci zrobi. Ale przede wszystkim odpocznij. Zobaczymy się wieczorem.
Mężczyzna wstał i skierował się do wyjścia. Kiedy był już w drzwiach, Camille go zawołała, w ten się odwrócił i na nią spojrzał.
- Dziękuję.
On w odpowiedzi tylko się uśmiechnął lekko i zamknął za sobą drzwi.

* * * * * *
Marinette siedziała w ławce, cała w skowronkach. Nie mogła się doczekać końca lekcji dzisiejszego dnia, bo po szkole miała po nią przyjechać Camille i zabrać na potrzebne zakupy, a potem do studia, by pracować nad dalszą częścią projektu dla Daniela. Wczorajszego dnia nigdy nie zapomni. Najpierw obejrzała całe studio, jak to wszystko wgląda; poznała większości zespołu pracowników działających wokół piosenkarza, a w końcu zajęła się projektowaniem „kreacji” dla chłopaka z Phillipe. Z początku się krępowała, nie wiedziała jak będzie ją traktować mężczyzna – w końcu miał znacznie większe doświadczenie, jeżeli chodzi o świat mody, a ona była tylko zwykłą piętnastolatką, ale okazał się wspaniałym człowiekiem. Miała także wielki ubaw w trakcie pracy i stylista pokazał jej parę użytecznych sztuczek.
- No to powiesz coś w końcu czy nie, mały skowronku? – z myśli wyrwała ją Alya, patrząc na nią z jednoznacznym uśmieszkiem. – Gadaj, jak było? Chcę wiedzieć wszystko!
- Ależ nie ma niczego takiego do opowiadania. – speszyła się dziewczyna. – Mówiłam ci zresztą jak się bawiłam z Phillipe, więc co więcej mam mówić?
- Mówisz to tak, jakby nic się nie stało. Dziewczyno, wczoraj Toma porwał cię na oczach wszystkich z klasy i mianował swoim dożywotnim projektantem. Zdajesz sobie w ogóle z tego sprawę? Ale i tak powinnaś żałować, że nie widziałaś Chloe przez resztę wczorajszego dnia! – zaśmiała się Alya.
- Dlaczego niby? – spytała zdziwiona Marinette.
- Po tym jak została olana przez Daniela, po zatkaniu przez twoją kuzynkę i informacji, że będziesz projektować jego stroje, szlag jasny ją trafił i nie wypowiedziała ani jednego słowa! Dzisiaj tak samo milczy, aż przyjemnie posłuchać tej ciszy!
- Jestem tylko ciekawa, na jak długo zostaną w Paryżu… - zasmuciła się. – W sumie to przylecieli tutaj dlatego, że odbywa się gala. Boję się, że po wszystkim znowu gdzieś polecą. Ciągle podróżują po świecie, a ja… chciałabym spędzić trochę więcej czasu z Camille.
- Och, nie martw się! Najlepiej to nie myśl o tym, a wszystko się ułoży! – Alya przytuliła Mari, dodając jej otuchy. – A jak nie, to położę się na pasie startowym i nie pozwolę im odlecieć tak szybko, masz moje słowo!
- Dziękuję ci, Alya. Jesteś najlepszą przyjaciółką! – uśmiechnęła się radośnie Marinette. – Mam pomysł. Dzisiaj może nie, ale co ty na to, byśmy zrobiły jakiś wypad na miasto z Cam? Jestem pewna, że by chętnie się zgodziła, a ty miałabyś okazję pobyć trochę ze swoją idolką.
- Naprawdę? Myślisz?! – Alyi zaświeciły się oczy na samą myśl o spędzeniu dnia z Camille. – Och, to by było niesamowite!
- Hej, dziewczyny! – do klasy weszli Nino, a za nim Adrien. – Kurcze, Mari, masz zamiar jeszcze chodzić do szkoły?
- To nie było śmieszne, Nino. – odparował blondyn i spojrzał na Marinette. – Dobrze się wczoraj bawiłaś?
- Co… no ten, w zasadzie to… cóż… było… było… bardzo fajnie! – dziewczyna zaczynała tracić kontrolę nad sobą, więc ugryzła się w język, by niczego głupiego jeszcze nie dodać. Wzięła głęboki wdech i ciągnęła dalej. – A dzisiaj będziemy się brać za szycie.
- Czyli dużo pracy przed wami? – spytał Nino, siadając na swoim miejscu.
- No, trochę. Ale mam tak świetną pomoc, że pójdzie nam o wiele szybciej, niż gdybym miała to robić sama. Po lekcjach przyjedzie po mnie Camille i zabierze ze sobą do studia.
- Tylko Camille? – dopytywał Adrien, a Mari nie wiedziała do czego zmierza.
- N-no tak… p-przynajmniej tak się umawiałyśmy… Nie widzę powodu, by cokolwiek się zmieniło. – zastanowiła się i po chwili dodała, patrząc się na przyjaciółkę. - Jednak zauważyłam jedną rzecz. Daniel wcale nie jest taki zły, jak się uważa.
Na te słowa Adrien spochmurniał, Nino zrobił zdziwioną minę, a Alya unosząc brew, zlustrowała Marinette uważnym wzrokiem.
- Co masz na myśli? – spytała Cesaire. – I od kiedy mówisz o nim używając jego imienia?
- Większość pomieszczeń w studiu są w jakiejś części przeszklone, przez co widać co się dzieje na korytarzach i w sąsiednich pokojach. Kiedy Daniel tu przyszedł, zachowywał się zupełnie inaczej niż tam. Biła od niego pewność siebie i doskonale wiedział, że może sobie na wszystko pozwolić. W pracy natomiast jest bardziej… nie potrafię znaleźć odpowiednich słów na to, ale było widać, że jest inny. Bardziej stonowany, otwarty i przyjacielski. Jakby był zupełnie inną osobą.
- A może tylko udawał? – Adrien odwrócił się od Marinette, ukrywając swój grymas na twarzy.
- Zasadniczo, to z tymi ludzi pracuje od lat… - zastanowił się Nino. - Więc możliwe, że to była jego prawdziwa twarz.
- Natomiast, kiedy widziałam go z Camille, to to już w ogóle był inny. – ciągnęła Marinette. - Tak samo jak byli tylko we dwoje, jak i gdy byliśmy we trójkę. Ten człowiek to wielka zagadka, nie można określić, kiedy jest „prawdziwy”.
- Rozdwojenie jaźni? – zaśmiała się Alya. – Chociaż skoro tak mówisz, to nie rozdwojenie. Ale coś musi w tym być, tylko czemu tak jest?
- Samą mnie to interesuje. Jednak nie miałam okazji być z nim sam na sam, by sprawdzić, jakby się zachowywał w stosunku do mnie.
- No i może lepiej nie próbuj mieć… - powiedział Adrien tak cicho, że nikt go nie usłyszał.
- Mówiłaś rodzicom o swojej nowej pracy? – dopytywała dalej Alya.
- Niestety nie, Camille prosiła mnie, bym nic im nie mówiła. Na razie.
- To jak im wytłumaczysz, że wczoraj nie było cię w  szkole?
- Powiedziała, że sama się tym zajmie. Nie wiem jak, ale ufam jej.
Wtedy do Sali weszła Madame Bustier oświadczając, że lekcja się właśnie zaczyna.
* * * * * *
Daniel siedział w Jaguarze pod College Francoise Dupont i rozmawiał z Andre przez telefon, uważnie obserwując budynek szkoły.
- Nie, Andrea, dałem jej chorobowe. Jeżeli zjawi się w studiu, masz ją natychmiast odprawić do domu. Pozwalam ci nawet użyć siły, nie chce jej tam widzieć.
- Ale coś się stało? Pokłóciliście się aż tak bardzo, że pozwalasz mi na tak radykalne środki? – zaniepokoiła się kobieta po drugiej stronie.
- Nie, nic z tych rzeczy. – odpowiedział ze stoickim spokojem. – Po prostu nie czuje się dzisiaj dobrze, a znasz ją. Wiesz, że jest cholernie uparta, jak wywala się ją drzwiami, to będzie wchodzić oknem.
- Hah, masz rację. I za to właśnie ją uwielbiasz, prawda?
- Nie tylko za to. – odparł po dłuższej chwili i się rozłączył, rzucając telefon na siedzenie pasażera, ciężko wzdychając. – Nie tylko za to.
Chłopak wyciągnął zza czarnej koszulki długi, srebrny łańcuszek, na którym wisiał złoty sygnet z wizerunkiem głowy wilka. Przez chwilę ściskał go bardzo mocno w dłoni, aż kostki mu zbielały, po czym ponownie schował go pod koszulką i wysiadł z samochodu.
* * * * * *
W gabinecie dyrektora Damocles’a rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna o siwej, bujnej brodzie poprawił się na fotelu i odłożył przeglądane papiery na blat biurka.
- Proszę wejść. – rzekł mężczyzna odchrząkając.
Do środka wszedł Daniel, standardowo z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i rozejrzał się dookoła.
- Przepraszam, że zakłócam pański spokój, ale mam do pana pewną sprawę.
- A kim pan jest? – spytał podejrzliwie dyrektor, lustrując przybysza uważnie.

- Przyjacielem. – uśmiechnął się promiennie. – Wszystko wytłumaczę, tylko proszę spojrzeć mi głęboko w oczy. – Daniel ściągnął okulary. Jego tęczówki już nie były barwy szafiru i nieba, lecz karmazynowe, jak rubiny. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz