Camille
obudziło ciche pukanie do drzwi. Kiedy przekręciła się na łóżku, drzwi się
otworzyły i do środka wszedł Daniel, gotowy do wyjścia z domu, niosąc tackę w
jednej dłoni.
-
Dzień dobry, królowo. Jak się czujesz?
-
Dzień dobry. – odpowiedziała wpółprzytomna. – Słabo. Strasznie bolą mnie oczy.
I mięśnie.
Chłopak
postawił tackę na której był talerz ze śniadaniem i jej ulubiony kubek pełny
gorącej herbaty na stoliku nocnym, sam natomiast usiadł na brzegu łóżka i łagodnym wzrokiem uważnie
zlustrował twarz dziewczyny.
-
Powiesz mi co się stało? – zapytał po chwili ciszy. Kiedy Cam dźwignęła się i
usiadła, opierając się o zagłowie łóżka, pokręciła lekko głową, wbijając wzrok
w dłonie. – Kamila, przecież wiesz, ile razem przeżyliśmy. Możesz mi powiedzieć
wszystko…
-
Daniel, ja… - zaczęła niepewnie. - … nie chce o tym rozmawiać. To znaczy…
jeszcze nie jestem na to gotowa. – w końcu spojrzała mu w oczy. - Wybaczysz mi?
-
Oczywiście, że ci wybaczę. Wiesz doskonale, że inaczej nie potrafię. – chłopak czule
pogłaskał ją po policzku. – Zjedz śniadanie, ja wychodzę.
-
Już? – zdziwiła się dziewczyna. – Poczekaj chwilę, ja się szybko zbiorę i…
-
Ty dzisiaj zostajesz w domu. – przerwał jej stanowczym głosem. – Nie chcę cię
widzieć w pracy, masz odpocząć.
-
Ale mam dużo roboty, miałam jeszcze odebrać Mari po szkole… - sprzeciwiła się
Camille. - Muszę też coś zrobić dla Andrei, nie mogę jej tak zostawić.
-
Praca nie zając. – odpowiedział. – A po Marinette sam pojadę.
-
Ale mówię ci, że Andre…
-
Kamila. To ja jestem twoim szefem, nie Andrea, zapomniałaś już? Daje ci
chorobowe, masz zostać w domu i odpocząć. Damy sobie radę, najwyżej ja jej pomogę.
– Daniel był nieugięty. Zależało mu
najbardziej na zdrowiu Cam, niezależnie od wszystkiego. Chwycił delikatnie dłoń
dziewczyny i przyłożył ją do swoich ust, składając pocałunek na jej wierzchu. –
Zjedz i wypij herbatę dopóki jest jeszcze ciepła, dobrze ci zrobi. Ale przede
wszystkim odpocznij. Zobaczymy się wieczorem.
Mężczyzna
wstał i skierował się do wyjścia. Kiedy był już w drzwiach, Camille go zawołała,
w ten się odwrócił i na nią spojrzał.
-
Dziękuję.
On
w odpowiedzi tylko się uśmiechnął lekko i zamknął za sobą drzwi.
* * * * * *
Marinette
siedziała w ławce, cała w skowronkach. Nie mogła się doczekać końca lekcji
dzisiejszego dnia, bo po szkole miała po nią przyjechać Camille i zabrać na
potrzebne zakupy, a potem do studia, by pracować nad dalszą częścią projektu
dla Daniela. Wczorajszego dnia nigdy nie zapomni. Najpierw obejrzała całe studio,
jak to wszystko wgląda; poznała większości zespołu pracowników działających
wokół piosenkarza, a w końcu zajęła się projektowaniem „kreacji” dla chłopaka z
Phillipe. Z początku się krępowała, nie wiedziała jak będzie ją traktować mężczyzna
– w końcu miał znacznie większe doświadczenie, jeżeli chodzi o świat mody, a
ona była tylko zwykłą piętnastolatką, ale okazał się wspaniałym człowiekiem. Miała
także wielki ubaw w trakcie pracy i stylista pokazał jej parę użytecznych
sztuczek.
-
No to powiesz coś w końcu czy nie, mały skowronku? – z myśli wyrwała ją Alya,
patrząc na nią z jednoznacznym uśmieszkiem. – Gadaj, jak było? Chcę wiedzieć wszystko!
-
Ależ nie ma niczego takiego do opowiadania. – speszyła się dziewczyna. –
Mówiłam ci zresztą jak się bawiłam z Phillipe, więc co więcej mam mówić?
-
Mówisz to tak, jakby nic się nie stało. Dziewczyno, wczoraj Toma porwał cię na oczach wszystkich z
klasy i mianował swoim dożywotnim projektantem. Zdajesz sobie w ogóle z tego
sprawę? Ale i tak powinnaś żałować, że nie widziałaś Chloe przez resztę
wczorajszego dnia! – zaśmiała się Alya.
-
Dlaczego niby? – spytała zdziwiona Marinette.
-
Po tym jak została olana przez Daniela, po zatkaniu przez twoją kuzynkę i
informacji, że będziesz projektować jego stroje, szlag jasny ją trafił i nie
wypowiedziała ani jednego słowa! Dzisiaj tak samo milczy, aż przyjemnie
posłuchać tej ciszy!
-
Jestem tylko ciekawa, na jak długo zostaną w Paryżu… - zasmuciła się. – W sumie
to przylecieli tutaj dlatego, że odbywa się gala. Boję się, że po wszystkim
znowu gdzieś polecą. Ciągle podróżują po świecie, a ja… chciałabym spędzić
trochę więcej czasu z Camille.
-
Och, nie martw się! Najlepiej to nie myśl o tym, a wszystko się ułoży! – Alya
przytuliła Mari, dodając jej otuchy. – A jak nie, to położę się na pasie
startowym i nie pozwolę im odlecieć tak szybko, masz moje słowo!
-
Dziękuję ci, Alya. Jesteś najlepszą przyjaciółką! – uśmiechnęła się radośnie
Marinette. – Mam pomysł. Dzisiaj może nie, ale co ty na to, byśmy zrobiły jakiś
wypad na miasto z Cam? Jestem pewna, że by chętnie się zgodziła, a ty miałabyś
okazję pobyć trochę ze swoją idolką.
-
Naprawdę? Myślisz?! – Alyi zaświeciły się oczy na samą myśl o spędzeniu dnia z
Camille. – Och, to by było niesamowite!
-
Hej, dziewczyny! – do klasy weszli Nino, a za nim Adrien. – Kurcze, Mari, masz
zamiar jeszcze chodzić do szkoły?
-
To nie było śmieszne, Nino. – odparował blondyn i spojrzał na Marinette. –
Dobrze się wczoraj bawiłaś?
-
Co… no ten, w zasadzie to… cóż… było… było… bardzo fajnie! – dziewczyna zaczynała
tracić kontrolę nad sobą, więc ugryzła się w język, by niczego głupiego jeszcze
nie dodać. Wzięła głęboki wdech i ciągnęła dalej. – A dzisiaj będziemy się brać
za szycie.
-
Czyli dużo pracy przed wami? – spytał Nino, siadając na swoim miejscu.
-
No, trochę. Ale mam tak świetną pomoc, że pójdzie nam o wiele szybciej, niż
gdybym miała to robić sama. Po lekcjach przyjedzie po mnie Camille i zabierze
ze sobą do studia.
-
Tylko Camille? – dopytywał Adrien, a Mari nie wiedziała do czego zmierza.
-
N-no tak… p-przynajmniej tak się umawiałyśmy… Nie widzę powodu, by cokolwiek
się zmieniło. – zastanowiła się i po chwili dodała, patrząc się na
przyjaciółkę. - Jednak zauważyłam jedną rzecz. Daniel wcale nie jest taki zły,
jak się uważa.
Na
te słowa Adrien spochmurniał, Nino zrobił zdziwioną minę, a Alya unosząc brew,
zlustrowała Marinette uważnym wzrokiem.
-
Co masz na myśli? – spytała Cesaire. – I od kiedy mówisz o nim używając jego
imienia?
-
Większość pomieszczeń w studiu są w jakiejś części przeszklone, przez co widać
co się dzieje na korytarzach i w sąsiednich pokojach. Kiedy Daniel tu przyszedł,
zachowywał się zupełnie inaczej niż tam. Biła od niego pewność siebie i
doskonale wiedział, że może sobie na wszystko pozwolić. W pracy natomiast jest
bardziej… nie potrafię znaleźć odpowiednich słów na to, ale było widać, że jest
inny. Bardziej stonowany, otwarty i przyjacielski. Jakby był zupełnie inną
osobą.
-
A może tylko udawał? – Adrien odwrócił się od Marinette, ukrywając swój grymas
na twarzy.
-
Zasadniczo, to z tymi ludzi pracuje od lat… - zastanowił się Nino. - Więc możliwe,
że to była jego prawdziwa twarz.
-
Natomiast, kiedy widziałam go z Camille, to to już w ogóle był inny. – ciągnęła
Marinette. - Tak samo jak byli tylko we dwoje, jak i gdy byliśmy we trójkę. Ten
człowiek to wielka zagadka, nie można określić, kiedy jest „prawdziwy”.
-
Rozdwojenie jaźni? – zaśmiała się Alya. – Chociaż skoro tak mówisz, to nie
rozdwojenie. Ale coś musi w tym być, tylko czemu tak jest?
-
Samą mnie to interesuje. Jednak nie miałam okazji być z nim sam na sam, by
sprawdzić, jakby się zachowywał w stosunku do mnie.
-
No i może lepiej nie próbuj mieć… - powiedział Adrien tak cicho, że nikt go nie
usłyszał.
-
Mówiłaś rodzicom o swojej nowej pracy? – dopytywała dalej Alya.
-
Niestety nie, Camille prosiła mnie, bym nic im nie mówiła. Na razie.
-
To jak im wytłumaczysz, że wczoraj nie było cię w szkole?
-
Powiedziała, że sama się tym zajmie. Nie wiem jak, ale ufam jej.
Wtedy
do Sali weszła Madame Bustier oświadczając, że lekcja
się właśnie zaczyna.
* * * * * *
Daniel siedział w Jaguarze pod College
Francoise Dupont i rozmawiał z Andre przez telefon, uważnie obserwując budynek
szkoły.
- Nie, Andrea, dałem jej
chorobowe. Jeżeli zjawi się w studiu, masz ją natychmiast odprawić do domu.
Pozwalam ci nawet użyć siły, nie chce jej tam widzieć.
- Ale coś się stało?
Pokłóciliście się aż tak bardzo, że pozwalasz mi na tak radykalne środki? –
zaniepokoiła się kobieta po drugiej stronie.
- Nie, nic z tych rzeczy. –
odpowiedział ze stoickim spokojem. – Po prostu nie czuje się dzisiaj dobrze, a
znasz ją. Wiesz, że jest cholernie uparta, jak wywala się ją drzwiami, to
będzie wchodzić oknem.
- Hah, masz rację. I za to właśnie ją uwielbiasz, prawda?
-
Nie tylko za to. – odparł po dłuższej chwili i się rozłączył, rzucając telefon
na siedzenie pasażera, ciężko wzdychając. – Nie tylko za to.
Chłopak
wyciągnął zza czarnej koszulki długi, srebrny łańcuszek, na którym wisiał złoty
sygnet z wizerunkiem głowy wilka. Przez chwilę ściskał go bardzo mocno w dłoni,
aż kostki mu zbielały, po czym ponownie schował go pod koszulką i wysiadł z
samochodu.
* * * * * *
W
gabinecie dyrektora Damocles’a rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna o
siwej, bujnej brodzie poprawił się na fotelu i odłożył przeglądane papiery na
blat biurka.
-
Proszę wejść. – rzekł mężczyzna odchrząkając.
Do
środka wszedł Daniel, standardowo z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i
rozejrzał się dookoła.
-
Przepraszam, że zakłócam pański spokój, ale mam do pana pewną sprawę.
-
A kim pan jest? – spytał podejrzliwie dyrektor, lustrując przybysza uważnie.
-
Przyjacielem. – uśmiechnął się promiennie. – Wszystko wytłumaczę, tylko proszę
spojrzeć mi głęboko w oczy. – Daniel ściągnął okulary. Jego tęczówki już nie
były barwy szafiru i nieba, lecz karmazynowe, jak rubiny. Drzwi zamknęły się za
nim z trzaskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz