-
Nawet o tym nie myśl. – Camille usłyszała
rozbawiony głos Andrei. – Już do mnie
dzwonił. Rozkazał mi wywalić cię stąd, kiedy tylko się pojawisz. On ma łeb na
karku, zna cię najlepiej, wie, że potrafisz kombinować.
-
Ugh… - wyrzuciła z siebie dziewczyna, naciągając kołdrę na głowę. – On jest
okropny!
-
Nie okropny. On się po prostu o ciebie
troszczy, Słoneczko. – odpowiedziała łagodnie menadżerka. – Powinnaś już to dawno zrozumieć. Kazał ci
odpoczywać, to odpoczywaj. Notabene, jeden dzień urlopu dobrze ci zrobi.
-
Wszyscy obracacie się przeciwko mnie… - szarpnęła kołdrę z głowy.
-
Wręcz przeciwnie, kochanie. –
zaśmiała się kobieta. – Ja kończę. Kuruj
się!
-
Nie mam z czego się kurować. – Cam powiedziała sama do siebie, patrząc na
czarny ekran telefonu, kiedy Andre się rozłączyła. – Lu, próbować?
-
Nie myśl o tym, chyba, że chcesz, by Daniel coś ci zrobił, byś już na pewno się
nie ruszyła z domu i to na znacznie dłużej, niż jeden dzień.
-
Et tu, Lupus, contra me?!* Sami zdrajcy wokół mnie! – rzuciła się na poduszki i
gapiła się tępo w sufit. Po dłuższej chwili dodała. – Jak to możliwe, że
Marinette jest Biedronką? JA już rozumiem, że jestem na ciebie skazana, ale
ona? Jakim cudem?
-
Nieznane są wyroki Boże. – zwierzę ziewnęło od niechcenia i spojrzało za okno
na świat w oddali. – Lepiej o tym nie myśl, bo się nabawisz od tego gorączki.
Wilk
wstał spod okna i podszedł do łóżka dziewczyny, po czym wskoczył na nie i położył się obok Cami. Wtedy telefon zawibrował, Camille odczytała treść wiadomość.
„Załatwione.”
-
Daniel? – Lu zapytał, choć znał odpowiedź.
-
Yup. Nie powiem, czasami jest użyteczny. – dziewczyna postawiła komórkę na
stoliku nocnym. Kiedy napotkała wzrok Lupusa mówiący „chyba sobie żartujesz” spytała. – No co?
-
Eh, nic. Głodny jestem, daj mi jeść.
-
Lupuuuusss… - westchnęła Camille, po czym poczochrała wilka po łbie i
pocałowała go w nos za śmiechem na ustach.
* * * * * *
Nauczycielka
oznajmiła, że lekcje zostały zakończone, a wtedy Marinette wstała jak poparzona
i zaczęła się szybko pakować.
-
Aleś ty szczęśliwa. – skwitowała Alya, patrząc się na szybkie ruchy
przyjaciółki. – Kobieto, spokojnie, przecież Camille nie ucieknie!
-
Ale jednak chciałabym jak najszybciej ją zobaczyć. – odpowiedziała Mari.
-
Marinette, możesz do mnie podejść? – dziewczyna usłyszała jak Madame Bustier ją
woła i poczuła, jak dreszcz na plecach. To nie może nic dobrego oznaczać.
Mari
biorąc swoją teczkę do ręki, podeszła powoli do biurka, a koledzy z klasy ją
mijali i śpieszyli w stronę drzwi.
-
T-tak, Madame Bustier?
-
Chcę porozmawiać o twojej wczorajszej absencji. Nie pamiętam nawet, kiedy
zniknęłaś. Po tym czerwonym blasku nagle wyparowałaś. – powiedziała zdezorientowana
kobieta. – Już rozmawiałam o tym z dyrektorem, będziemy musieli powiadomić
twoich rodziców.
-
Rodziców? Czy to naprawdę konieczne? – zapytała podenerwowana Marinette. I co
to znaczy, że nie pamięta, kiedy zniknęła? Jakie czerwony blask? – N-nie da się
tego jakoś inaczej załatwić…?
-
Marinette. – nauczycielka spojrzała twardo na uczennicę. – Takie jest
postanowienie dyrektora.
Z
boku na to wszystko przyglądali się przyjaciele Marinette. Wtedy do klasy
wszedł w dziwnie dobrym nastroju dyrektor Damocles i podszedł do biurka nauczycielki.
-
Madame Bustier, czy możemy zamienić słówko?
-
Tak, panie dyrektorze. Właśnie mówiłam Marinette o tym, że będziemy wzywać jej
rodziców.
-
Co? A po cóż to? – zdziwił się dyrektor.
-
A-ale jak to. Jeszcze dzisiaj rano mówił pan o tym. To z powodu nagłego zniknięcia
Marinette z lekcji i… - kobieta była szczerze zdumiona.
-
Nonsens. Nie ma takiej potrzeby, proszę o tym zapomnieć i nigdy nie wspominać,
tego nie było. I nie rozmawiajmy już o tym. – odrzekł poważnie dyrektor, po
czym zwrócił się do Mari. - Zostawisz nas? Potrzebuję coś omówić z twoją
nauczycielką.
-
Tak, tak. Do widzenia! – dziewczyna wybiegła z klasy i zamknęła za sobą drzwi.
-
Co to było? – spytała Alya, podchodząc to przyjaciółki. – Sama słyszałam, jak
dyrektor mówił do niej, że będzie wzywać twoich rodziców, a przecież jest
nieugięty i teraz nagle gra wariata, że to nie miało miejsca? To jakaś magia
czy co?
-
Nie mam pojęcia, ale sama jestem zdziwiona.
-
No ale skoro dyro powiedział, że poszło to w zapomnienie, to czym się
przejmować? – rzucił Nino i poszedł w kierunku schodów, by wyjść ze szkoły.
-
To jakaś gruba sprawa! – pobiegła za nim Alya i zaczęła żywo z nim dyskutować.
-
Mówiłaś, że twoja kuzynka miała się tym zająć. – Adrien podszedł do Marinette.
- Może to ona? To chyba byłoby najrozsądniejsze wytłumaczenie.
-
Raczej jedyne. – dziewczyna najpierw odwróciła zawstydzona wzrok, później
przypomniała sobie, robiąc wielkie oczy. – Oh, właśnie! Camille! Pewnie już
czeka pod szkołą!
-
No to chodźmy. – Adrien z uśmiechem zrobił gest, by Marinette zaczęła iść we
wskazanym przez chłopaka kierunku. – Na mnie pewnie też już czekają.
* * * * * *
-
Naprawdę ją podziwiam. Jest silna i to bardzo! Nie znam innej tak silnej kobiety.
Była od nas o rok starsza, kiedy zostawiła rodzinę i pojechała w świat z
Danielem. Chciałabym być kiedyś taka jak ona… - mówiła Marinette, kiedy
wychodziła ze szkoły z Adrienem. Nie wiedziała, kiedy ostatni raz rozmawiała
tak na luzaku z chłopakiem, który się jej podoba. W zasadzie to chyba nigdy.
Zawsze traciła nad sobą kontrolę przy nim, ale kiedy zaczęli rozmawiać o
Camille, potrafiła konwersować z nim jak z każdym innym.
-
Chciałabyś zostawić rodzinę i wyjechać w świat? – zaśmiał się Adrien. – To byłoby
bardzo trudne.
-
Nie o to dokładnie mi chodziło. – spojrzała na niego, uśmiechając się szeroko.
-
Oj, stara. Chyba zbyt głośno wypowiedziałaś swoje życzenie. – przy parze
zjawiła się nagle Alya i wskazała palcem w stronę czarnego samochodu,
zaparkowanego pod szkołą. – Zobacz!
Na
masce samochodu leżał Daniel, jak gdyby nigdy nic. Wyglądało to trochę, jakby
się opalał, jednak kiedy spojrzał w stronę Marinette, uśmiechnął się przebiegle
i zeskoczył na chodnik.
-
Co on tutaj robi? – Marinette i Adrien zapytali w tym samym czasie. Ona
zdziwiona, on zdenerwowany.
-
Czy to nie Camille miała po ciebie przyjechać, przypadkiem? – zapytał chłopak,
zwracając się do Mari.
-
No właśnie miała… - odpowiedziała dalej patrząc się w kierunku młodego
mężczyzny.
-
I co teraz zrobisz? – spytała Alya.
-
Co? – spojrzała na przyjaciółkę, po czym wpadła na pewien pomysł. – Hm… będę taka
jak Camille. Do jutra!
Dziewczyna
zbiegła po schodach, a jej towarzysze zrobili to samo, zachowując niewielki
dystans.
-
Witaj, królewno. – Daniel schował ręce w kieszeniach, patrząc się na Marinette z
góry, kiedy do niego podeszła. Kątem oka zauważył też, że nieopodal stoi
blondyn i uważnie się im przygląda. No
proszę, znowu on… zaśmiał się w myślach. – Gotowa?
-
Daniel… a co ty tu robisz? – spytała Mari, po czym dodała, patrząc się na
chłopaka znaczącym wzrokiem, krzyżując ramiona na piersi. – Gdzie jest twoja
królowa?
Czegoś
takiego się po dziewczynce nie spodziewał. Zrobił zdumioną minę, aż okulary
zsunęły się mu na czubek nosa, ukazując jego szczerze zaskoczone oczy.
-
Definitywnie jesteście rodziną. – ogarnął się i wybuchł śmiechem, po czym posłał
jej szczery uśmiech. – Dałem jej chorobowe. Źle się dzisiaj czuje i nie
chciałem, by się przemęczała pracują.
-
Ale nic jej nie jest? – spytała zaniepokojona.
-
Nie, nie. Po prostu gorszy dzień. Dlatego kazałem jej zostać w domu. Możemy
ruszać? – odtworzył przed nią drzwi od strony pasażera i zrobił gest
zapraszający do środka.
-
Musimy jeszcze jechać znaleźć dla ciebie odpowiednie materiały do zrealizowania
projektu. – zaczęła.
-
Nie ma najmniejszego problemu. Tym lepiej, że to ja przyjechałem po ciebie.
Marinette obejrzała się na przyjaciół, po czym
podeszła i wsiadła do auta.
* * * * * *
-
Nino, mam do ciebie prośbę. Chciałbym gdzieś pójść, a wiesz, że tak łatwo nie
pozbędę się goryla. Mógłbym powiedzieć, że robimy jakiś projekt wspólnie, żeby
sobie pojechał? – Adrien zwrócił się do przyjaciela, widząc, że Mari wsiada do
samochodu Daniela.
-
Jasne, stary. Nie ma problemu. – odparł chłopak. – Akurat masz szczęście, bo
właściwie to idę z Alyą do biblioteki. Chce czegoś poszukać w książkach o
Biedronce i Czarnym Kocie. Wiesz, że ma na tym punkcie bzika. Będę cię kryć.
-
Dzięki wielkie. – powiedział i ruszył w stronę czekającego na niego samochodu,
kiedy Nino poszedł w stronę gmachu szkoły. Otworzył drzwi i powiedział – Musimy
zrobić pewien projekt w parach, przyjedź po mnie później.
Mężczyzna
kiwną głową i odjechał, a Adrien widząc, że auto zniknęło za horyzontem,
pobiegł za szkołę, gdzie nikogo nie było. Otworzył swoją torbę i widząc Plagga
jedzącego kolejny kawałek Camemberta, pokręcił głową.
-
Mamy coś do załatwienia. Plagg, wysuwaj pazury!
_____________________________________________________
* Słowa Juliusza Cezara tuż przed śmiercią do Brutusa, który go zdradził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz