poniedziałek, 9 maja 2016

Część 18 - Spacer

- Dobrze, czas się zbierać. To znaczy, ja już lecę. Andrea prosiła mnie, bym jeszcze wpadł do studia. – z kanapy podniósł się Phillipe i pedantycznie wygładził swoją koszulę. – Bardzo dziękuję za gościnę i przepyszną herbatkę, ale na mnie pora. Nie musicie mnie odprowadzać do drzwi, znam drogę, papatki!  
- Co za kolo z niego. Nie miałem pojęcia, że jakikolwiek facet może tyle nawijać! – zdziwił się Nino, kiedy mężczyzna wyszedł z mieszkania.
- To jeszcze bardzo mało widziałeś. – zaśmiał się Daniel, wygodnie rozłożony na kanapie. – To co robimy? Jakiś obiad, Kam?
- Nie jestem głodna. – odpowiedziała spoglądając za okno. – W sumie…
- Co ci chodzi po głowie?
- Może wyszlibyśmy na jakiś spacer? – spojrzała na chłopaka. – Dawno nie wychodziliśmy na miasto dla przyjemności. Tylko jakieś spotkania, koncerty, to do studia i z powrotem do mieszkania. A taka ładna pogoda na dworze. Mari, jest jeszcze to nasze miejsce nad Sekwaną, tu niedaleko?
- Co prawda dawno tam nie byłam… - zamyśliła się dziewczyna. – Ale myślę, że powinno być.
- Naprawdę chcesz od tak wyjść? – zdziwił się Daniel.
- A dlaczego nie? Daj spokój, jesteśmy przecież młodzi! Ciągła praca nam tylko zaszkodzi. – klepnęła go w udo i dźwignęła się z sofy. – Wstawaj, idziemy! Chcecie się do nas dołączyć?
- Tak, jasne! – odpowiedziała czwórka uczniów w tym samym momencie.
- Może skoczymy po drodze na lody? – zaproponowała Alya.
- Dobry pomysł. No to chodźcie, po co siedzieć w mieszkaniu? – poganiała ich Camille.
* * * * * *
Szli starymi bulwarami i żywo rozmawiali. Sam Adrien był pod wrażeniem, że para, która jest znacznie od nich starsza potrafi tak swobodnie się przy nich zachowywać, jakby różnica wieku nie istniała. Po jakimś czasie znaleźli się w miejscu nad Sekwaną, gdzie kiedyś przychodziła Camille z Marinette, a po drugiej stronie kanału pięła się katedra Notre Dame. O dziwo nie było tam tłumów, więc postanowili odpocząć pod jednym z nielicznych rosnących tam starych drzew.
- Ej, widział ktoś Daniela? – rozejrzała się Marinette. – Gdzie on nagle… zniknął? Przecież jeszcze przed sekundą tutaj był!
- Jak to zniknął? Rozejrzyj się dokładnie. – zaśmiała się Camille, siadając pod drzewem, by schronić się w cieniu przed promieniami słońca. Mari nadal nie mogła nigdzie chłopaka wypatrzeć. Nagle dziewczyna znów przemówiła, patrząc się gdzieś w górę. – Dobrze ci tam?
- Jest idealnie. – wszyscy usłyszeli znajomy, niski niczym mruczenie, wręcz zadowolony głos. – Miałaś doskonały pomysł z tym wyjściem na spacer.
Cała czwórka uczniów spojrzała w górę. Na grubej i tak długiej, że aż wysiała wysoko nad rzeką gałęzi drzewa, pod którym siedziała Cam, leżał na plecach zadowolony Daniel zupełnie tak, jakby był kotem. Trzymał głowę na rękach i bujał delikatnie prawą nogą, która mu zwisała z gałęzi.
- No ja chyba mam zwidy. – Alya wytrzeszczyła oczy. – Powiedzcie mi, że tylko mi się zdaje, że na tej gałęzi leży od tak sobie Toma i gapi się na przepływającą wodę.
- Racja, zdaje ci się. – odparła wesoło młoda kobieta, wyciągając papierosa z paczki i odpalając go. – On się nie gapi na wodę, on sobie tam tylko drzemie.
- I ty to mówisz tak spokojnie, jakby to było normalne?
- Bo to jest normalne. Dla mnie i dla niego. On włazi na drzewa i sypia sobie na gałęziach, a ja pod drzewem. Jesteśmy dość… dziwni. Prawda, kotku?
- Yhym… - mruknął jakby śpiąco, ale z pewnością zadowolony chłopak. – Tego mi brakowało.
- To co jeszcze takiego dziwnego robicie? – dopytywała Alya, siadając tuż obok Camille.
- To tajemnica. – uśmiechnęła się i puściła jej oczko. – Ale jak tak na niego patrzę, to aż sama mam ochotę się zdrzemnąć.
- Dzisiaj wieczorem będzie bardzo ładna pogoda podobno. – zaczęła Marinette siadając obok przyjaciółki. – Paryż jest taki piękny wieczorami.
- A ja zawsze miałam wrażenie, że wieczorami Paryż wygląda jak Mordor.
- No nie, Kam? A wieża Eiffla to Barad-dur z okiem Saurona! – nagle ożywił się Daniel. Śmiesznie musi to wyglądać z boku, jak nasza piątka rozmawia tutaj, a on woła do nas z góry, także uczestnicząc w rozmowie., pomyślała Marinette. – Tylko w takim razie gdzie jest Minas Morgul?
- Gdziekolwiek by nie było, ja czekam na Aragorna. – zaśmiała się Camille.
- Widzę, że ktoś tu bardzo lubi fantastykę. – szepnął do czwórki swoich przyjaciół Adrien.
- On już ma swoją Arwene… - bąknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony Daniel. - Zresztą, jestem od niego o wiele lepszy!
- Ah tak? A to niby w czym jesteś od niego lepszy?
- Ja przynajmniej istnieję. – spojrzał w dół patrząc do góry nogami i puścił Cam oczko. – Nie mówiąc już o tym, że jestem od niego przystojniejszy, mądrzejszy, odważniejszy…
- Śmiechu warte! Chyba dalej śnisz, przyjacielu.
- Niech zgadnę, wy potraficie tak długo, prawda? – spytała Alya.
- Caaaaaaaaaaaaaały czas. – Daniel się przeciągnął i obrócił się na brzuch. – Bez przerwy.
- Mówi się, że kto się czubi ten się lubi. – Camille skrzywiła się  na te słowa, a Alya spojrzała w górę na Daniela. – I jak to możliwe, że nie spadasz z tego drzewa?!
- Nie w tym wypadku Alya. – powiedziała niechętnie Cami. - Ma chłopak po prostu… zdolności.  
- A może to ty jesteś Chat Noir?? – ożywiła się, a jej oczy zaczęły się błyszczeć.
- Kto taki? – zapytał Daniel, nie wiedząc o czym dziewczyna do niego mówi.
- Nie wiesz kto to jest? To super bohater broniący Paryża! Wszyscy o nim mówią!
Na te słowa Adrienowi zrobiło się jakoś lekko na duszy, poczuł lekką dumę z tego co robi, jednak szybko Daniel nieświadomie wylał na jego głowę przysłowiowe wiadro zimnej wody.
- Ah, tak? Nie wydaje mi się, by ten cały koleś miał wiele do roboty. Założę się wręcz, że to kompletna amatorszczyzna!
- Daniel… - zaczęła ostrzegawczo Camille.
- I co to za nazwa? Chat Noir? To brzmi zupełnie tak samo, co „biedny, mały kiciuś”…
- Daniel, przestań. – warknęła. Daniel był bardzo zaskoczony zachowaniem dziewczyny, jednak po chwili zmrużył nieprzyjaźnie oczy. Dźwignął się na nogi i zeskoczył z gracją z gałęzi, przyprawiając dzieciaki w osłupienie. Cam także wstała i strzepała pył ze spodni, uciekając wzrokiem. – My już chyba powinniśmy iść. Mari, zobaczymy się jutro. Trzymajcie się, dzieciaki.
* * * * * *
- Co to miało być? – kiedy dochodzili do samochodu, Daniel chwycił Camille za ramię, zmuszając ją, by spojrzała mu głęboko w oczy. Znów się przemieniły i przybrały karmazynowej barwy. Nie mogła się powstrzymać i spojrzała na niego znacząco, odmienionymi, złotymi ślepiami. Momentalnie ją puścił i spojrzał na nią srogo. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…
- To nie moja wina, nie chciałam tego!
- Ale się stało! Boże, kobieto, zdajesz sobie sprawę, co teraz się może dziać?
- Nie musisz mi mówić, to ja jestem narażona na powiązania, nie ty.
- Ale ty mnie wkurwiasz, jak Boga kocham. – uderzył lekko głową w dach samochodu. – Wcale nie rozumiem kobiet, mówią jedno, ale robią zupełnie co innego! Zarzekałaś się, że tego nie chcesz, że nie pozwolisz na kolejne powiązanie, ale bah! znowu robisz to samo!
- Już ci to tłumaczyłam z milion razy: JA. NIE. MAM. NAD. TYM. KONTROLI! – Cam zaczęła żywo gestykulować. – I tylko nie wylatuj z tekstem, że nie można mnie zostawiać samej chociaż na chwile!
Daniel spojrzał na nią zza półprzymkniętych powiek, jego oczy były wyraźnie zmęczone. Westchnął ciężko i pokręcił głową zrezygnowany.
- Ja już nie mam siły, Kam. Ja już po prostu nie mam siły. Mieliśmy o wszystkim zapomnieć, ale… ale tak się nie da. Co chwile wracając do starych nawyków, nie rozpoczniemy nowego życia. Więc zdecydujmy się w końcu, jak chcemy żyć. Zacząć od nowa jak chciałaś, czy tak jak kiedyś?
Dziewczyna zamarła na chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Daniel, ale… naprawdę, to ostatni raz… To już się nie powtórzy, naprawdę…
- Nie, Kamila. – wyszeptał. – Sama powiedziałaś, że nie masz nad tym kontroli. Mówisz, że to ostatni raz, a za chwilę co? Kolejne powiązanie? A później następne? Może ty nie, ale ja pamiętam co się działo przez to cholerstwo! – Danielowi było słabo. Był tak wyczerpany, że nawet nie potrafił powstrzymać napływających łez do jego oczu. – Kama… ja nie pozwolę, by znowu… by kolejny raz coś ci się stało, rozumiesz? I już prędzej sam zabiję tę osobę z przywiązania, zamiast czekać, aż wpadnie ci coś głupiego do głowy, by narażać swoje własne życie.
- N-nie możesz tak mówić…
- Mogę. I mówię to śmiertelnie poważnie, Kamila. Wiesz, że jestem do tego zdolny. Zaczęliśmy nowe życie, bo ty tego chciałaś, więc się zdecyduj...
- A ty Daniel? – zapytała słabo, ledwo słyszalnie. – Ciągle mówisz, że robisz coś dla mnie. A ty czego chcesz?
Spojrzał na nią zaskoczony, po czym spuścił głowę tak, że włosy opadły mu na oczy, całkowicie je zasłaniając i odpowiedział łamiącym się głosem.

- To nie ma znaczenia. Nie mogę mieć tego, czego ja chce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz