-
Dobrze, czas się zbierać. To znaczy, ja już lecę. Andrea prosiła mnie, bym
jeszcze wpadł do studia. – z kanapy podniósł się Phillipe i pedantycznie
wygładził swoją koszulę. – Bardzo dziękuję za gościnę i przepyszną herbatkę,
ale na mnie pora. Nie musicie mnie odprowadzać do drzwi, znam drogę, papatki!
-
Co za kolo z niego. Nie miałem pojęcia, że jakikolwiek facet może tyle nawijać!
– zdziwił się Nino, kiedy mężczyzna wyszedł z mieszkania.
-
To jeszcze bardzo mało widziałeś. – zaśmiał się Daniel, wygodnie rozłożony na
kanapie. – To co robimy? Jakiś obiad, Kam?
-
Nie jestem głodna. – odpowiedziała spoglądając za okno. – W sumie…
-
Co ci chodzi po głowie?
-
Może wyszlibyśmy na jakiś spacer? – spojrzała na chłopaka. – Dawno nie
wychodziliśmy na miasto dla przyjemności. Tylko jakieś spotkania, koncerty, to
do studia i z powrotem do mieszkania. A taka ładna pogoda na dworze. Mari, jest
jeszcze to nasze miejsce nad Sekwaną, tu niedaleko?
-
Co prawda dawno tam nie byłam… - zamyśliła się dziewczyna. – Ale myślę, że
powinno być.
-
Naprawdę chcesz od tak wyjść? – zdziwił się Daniel.
-
A dlaczego nie? Daj spokój, jesteśmy przecież młodzi! Ciągła praca nam tylko
zaszkodzi. – klepnęła go w udo i dźwignęła się z sofy. – Wstawaj, idziemy!
Chcecie się do nas dołączyć?
-
Tak, jasne! – odpowiedziała czwórka uczniów w tym samym momencie.
-
Może skoczymy po drodze na lody? – zaproponowała Alya.
-
Dobry pomysł. No to chodźcie, po co siedzieć w mieszkaniu? – poganiała ich
Camille.
* * * * * *
Szli
starymi bulwarami i żywo rozmawiali. Sam Adrien był pod wrażeniem, że para,
która jest znacznie od nich starsza potrafi tak swobodnie się przy nich
zachowywać, jakby różnica wieku nie istniała. Po jakimś czasie znaleźli się w
miejscu nad Sekwaną, gdzie kiedyś przychodziła Camille z Marinette, a po drugiej
stronie kanału pięła się katedra Notre Dame. O dziwo nie było tam tłumów, więc
postanowili odpocząć pod jednym z nielicznych rosnących tam starych drzew.
-
Ej, widział ktoś Daniela? – rozejrzała się Marinette. – Gdzie on nagle…
zniknął? Przecież jeszcze przed sekundą tutaj był!
-
Jak to zniknął? Rozejrzyj się dokładnie. – zaśmiała się Camille, siadając pod
drzewem, by schronić się w cieniu przed promieniami słońca. Mari nadal nie
mogła nigdzie chłopaka wypatrzeć. Nagle dziewczyna znów przemówiła, patrząc się
gdzieś w górę. – Dobrze ci tam?
-
Jest idealnie. – wszyscy usłyszeli znajomy, niski niczym mruczenie, wręcz
zadowolony głos. – Miałaś doskonały pomysł z tym wyjściem na spacer.
Cała
czwórka uczniów spojrzała w górę. Na grubej i tak długiej, że aż wysiała wysoko
nad rzeką gałęzi drzewa, pod którym siedziała Cam, leżał na plecach zadowolony
Daniel zupełnie tak, jakby był kotem. Trzymał głowę na rękach i bujał
delikatnie prawą nogą, która mu zwisała z gałęzi.
-
No ja chyba mam zwidy. – Alya wytrzeszczyła oczy. – Powiedzcie mi, że tylko mi
się zdaje, że na tej gałęzi leży od tak sobie Toma i gapi się na przepływającą wodę.
-
Racja, zdaje ci się. – odparła wesoło młoda kobieta, wyciągając papierosa z
paczki i odpalając go. – On się nie gapi na wodę, on sobie tam tylko drzemie.
-
I ty to mówisz tak spokojnie, jakby to było normalne?
-
Bo to jest normalne. Dla mnie i dla niego. On włazi na drzewa i sypia sobie na gałęziach,
a ja pod drzewem. Jesteśmy dość… dziwni. Prawda, kotku?
-
Yhym… - mruknął jakby śpiąco, ale z pewnością zadowolony chłopak. – Tego mi
brakowało.
-
To co jeszcze takiego dziwnego robicie? – dopytywała Alya, siadając tuż obok
Camille.
-
To tajemnica. – uśmiechnęła się i puściła jej oczko. – Ale jak tak na niego
patrzę, to aż sama mam ochotę się zdrzemnąć.
-
Dzisiaj wieczorem będzie bardzo ładna pogoda podobno. – zaczęła Marinette
siadając obok przyjaciółki. – Paryż jest taki piękny wieczorami.
-
A ja zawsze miałam wrażenie, że wieczorami Paryż wygląda jak Mordor.
-
No nie, Kam? A wieża Eiffla to Barad-dur
z okiem Saurona! – nagle ożywił się
Daniel. Śmiesznie musi to wyglądać z
boku, jak nasza piątka rozmawia tutaj, a on woła do nas z góry, także
uczestnicząc w rozmowie., pomyślała Marinette. – Tylko w takim razie gdzie
jest Minas Morgul?
-
Gdziekolwiek by nie było, ja czekam na Aragorna.
– zaśmiała się Camille.
-
Widzę, że ktoś tu bardzo lubi fantastykę. – szepnął do czwórki swoich
przyjaciół Adrien.
-
On już ma swoją Arwene… - bąknął pod nosem,
wyraźnie niezadowolony Daniel. - Zresztą, jestem od niego o wiele lepszy!
-
Ah tak? A to niby w czym jesteś od niego lepszy?
-
Ja przynajmniej istnieję. – spojrzał w dół patrząc do góry nogami i puścił Cam
oczko. – Nie mówiąc już o tym, że jestem od niego przystojniejszy, mądrzejszy,
odważniejszy…
-
Śmiechu warte! Chyba dalej śnisz, przyjacielu.
-
Niech zgadnę, wy potraficie tak długo, prawda? – spytała Alya.
-
Caaaaaaaaaaaaaały czas. – Daniel się przeciągnął i obrócił się na brzuch. – Bez
przerwy.
-
Mówi się, że kto się czubi ten się lubi. – Camille skrzywiła się na te słowa, a Alya spojrzała w górę na
Daniela. – I jak to możliwe, że nie spadasz z tego drzewa?!
-
Nie w tym wypadku Alya. – powiedziała niechętnie Cami. - Ma chłopak po prostu… zdolności.
-
A może to ty jesteś Chat Noir?? – ożywiła się, a jej oczy zaczęły się
błyszczeć.
-
Kto taki? – zapytał Daniel, nie wiedząc o czym dziewczyna do niego mówi.
-
Nie wiesz kto to jest? To super bohater broniący Paryża! Wszyscy o nim mówią!
Na
te słowa Adrienowi zrobiło się jakoś lekko na duszy, poczuł lekką dumę z tego
co robi, jednak szybko Daniel nieświadomie wylał na jego głowę przysłowiowe
wiadro zimnej wody.
-
Ah, tak? Nie wydaje mi się, by ten cały koleś miał wiele do roboty. Założę się
wręcz, że to kompletna amatorszczyzna!
-
Daniel… - zaczęła ostrzegawczo Camille.
-
I co to za nazwa? Chat Noir? To brzmi
zupełnie tak samo, co „biedny, mały
kiciuś”…
-
Daniel, przestań. – warknęła. Daniel był bardzo zaskoczony zachowaniem
dziewczyny, jednak po chwili zmrużył nieprzyjaźnie oczy. Dźwignął się na nogi i
zeskoczył z gracją z gałęzi, przyprawiając dzieciaki w osłupienie. Cam także
wstała i strzepała pył ze spodni, uciekając wzrokiem. – My już chyba powinniśmy
iść. Mari, zobaczymy się jutro. Trzymajcie się, dzieciaki.
* * * * * *
-
Co to miało być? – kiedy dochodzili do samochodu, Daniel chwycił Camille za
ramię, zmuszając ją, by spojrzała mu głęboko w oczy. Znów się przemieniły i przybrały
karmazynowej barwy. Nie mogła się powstrzymać i spojrzała na niego znacząco, odmienionymi,
złotymi ślepiami. Momentalnie ją puścił i spojrzał na nią srogo. – Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że…
-
To nie moja wina, nie chciałam tego!
-
Ale się stało! Boże, kobieto, zdajesz sobie sprawę, co teraz się może dziać?
-
Nie musisz mi mówić, to ja jestem narażona na powiązania, nie ty.
-
Ale ty mnie wkurwiasz, jak Boga kocham. – uderzył lekko głową w dach samochodu.
– Wcale nie rozumiem kobiet, mówią jedno, ale robią zupełnie co innego!
Zarzekałaś się, że tego nie chcesz, że nie pozwolisz na kolejne powiązanie, ale bah! znowu robisz to
samo!
-
Już ci to tłumaczyłam z milion razy: JA. NIE. MAM. NAD. TYM. KONTROLI! – Cam zaczęła
żywo gestykulować. – I tylko nie wylatuj z tekstem, że nie można mnie zostawiać
samej chociaż na chwile!
Daniel
spojrzał na nią zza półprzymkniętych powiek, jego oczy były wyraźnie zmęczone. Westchnął
ciężko i pokręcił głową zrezygnowany.
-
Ja już nie mam siły, Kam. Ja już po prostu nie mam siły. Mieliśmy o wszystkim
zapomnieć, ale… ale tak się nie da. Co chwile wracając do starych nawyków, nie
rozpoczniemy nowego życia. Więc zdecydujmy się w końcu, jak chcemy żyć. Zacząć
od nowa jak chciałaś, czy tak jak kiedyś?
Dziewczyna
zamarła na chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-
Daniel, ale… naprawdę, to ostatni raz… To już się nie powtórzy, naprawdę…
-
Nie, Kamila. – wyszeptał. – Sama powiedziałaś, że nie masz nad tym kontroli. Mówisz,
że to ostatni raz, a za chwilę co? Kolejne powiązanie?
A później następne? Może ty nie, ale ja pamiętam co się działo przez to
cholerstwo! – Danielowi było słabo. Był tak wyczerpany, że nawet nie potrafił
powstrzymać napływających łez do jego oczu. – Kama… ja nie pozwolę, by znowu…
by kolejny raz coś ci się stało, rozumiesz? I już prędzej sam zabiję tę osobę z
przywiązania, zamiast czekać, aż
wpadnie ci coś głupiego do głowy, by narażać swoje własne życie.
-
N-nie możesz tak mówić…
-
Mogę. I mówię to śmiertelnie poważnie, Kamila. Wiesz, że jestem do tego zdolny.
Zaczęliśmy nowe życie, bo ty tego chciałaś, więc się zdecyduj...
-
A ty Daniel? – zapytała słabo, ledwo słyszalnie. – Ciągle mówisz, że robisz coś
dla mnie. A ty czego chcesz?
Spojrzał
na nią zaskoczony, po czym spuścił głowę tak, że włosy opadły mu na oczy,
całkowicie je zasłaniając i odpowiedział łamiącym się głosem.
-
To nie ma znaczenia. Nie mogę mieć tego, czego ja chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz