poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Część 11 - Propozycja

- Dwa dni? Że niby ja? Czekaj, wy tak na serio? – Marinette była w szoku, kiedy usłyszała od swojej starszej kuzynki szaloną propozycję. Miałaby podjąć się zrobienia projektu stroju dla Daniela na wielką imprezę, gdzie prawdopodobnie miał odebrać bardzo ważne nagrody muzyczne w różnych kategoriach, w tym dla najlepszego artysty dekady.
- Wiem, że to jest awykonalne w tak krótkim czasie i brzmi to jak kompletne szaleństwo z naszej strony, ale… - zaczęła z przejęciem w głosie Camille. – Jesteś naszą jedyną nadzieją.
- Nie, nie! Wcale nie jest niewykonalne! To znaczy, dałabym radę… tak myślę… ale dlaczego akurat ja? – powiedziała podekscytowana dziewczyna. – Nie jestem żadną wielką czy sławną projektantką, ani nic takiego.
- Właśnie dlatego chciałem, żebyś to ty dla mnie to wykonała. – zaczął Daniel, opierając się łokciem o ramie Cami, jakby była jakiś stojakiem, lecz ona nic z tym nie zrobiła, tylko spojrzała neutralnym wzrokiem na chłopaka, kiedy mówił dalej. – Nie raz słyszałem pochwały ze strony Kamili o twoich umiejętnościach i nawet patrząc się na wykonanie tego kapelusza widać, że masz talent.
- Ej, zaraz, zaraz, przecież to ja wpadłam na to, by poprosić Marinette… - odezwała się Camille, marszcząc brwi. – Więc czemu mówisz, że niby „chciałeś”, by to ona się tym zajęła?
- A dlaczego wpadłaś na to, żeby o to poprosić Mari? – chłopak przewrócił oczami. – Nie po to szukanie projektanta zleciłem tobie, a rano rzuciłem w ciebie kapeluszem, który ona dla ciebie wykonała, by robił to ktoś inny.
- Ty cholerny, egoistyczny chamie! Nie mogłeś od razu mi powiedzieć o co ci chodziło, tylko zmuszać mnie do takiej ciężkiej pracy przez dwadzieścia ostatnich godzin!? – wrzasnęła dziewczyna, patrząc na niego wściekle.
- To nie moja wina, że od razu nie przyszło ci to do głowy. – odpowiedział ze stoickim spokojem Daniel, odwracając wzrok i patrząc przeciwną stronę.
- Zabiję cię. No po prostu zabiję cię! Zobaczysz, że w końcu coś ci zrobię! – dziewczyna zamachnęła się i przywaliła mu pięścią w żebra.
- Vittu, hiljentäkää se !* – chłopak przeklął, odskakując od niej zaskoczony jak wystraszony kot, trzymając się za bok, z grymasem na twarzy. – Powstrzymaj się chociaż na ulicy!
- Ei!** Za bardzo sobie nagrabiłeś teraz, kotku!
Widząc całą tę komiczną scenę, Marinette, Adrien, Alya i Nino nie mogli się powstrzymać i wybuchnęli śmiechem. 
- Naprawdę zabawna z was para. – wtrącił Nino.
- Co? – spytali jednocześnie Daniel i Camille.
- Widać od razu, że ktoś tu się bardzo lubi. – popatrzyła na nich znaczącym wzrokiem Alya. – Powiedzcie od razu, że macie coś do siebie.
- Nie! – Odpowiedziała żywo Camille w tym samym czasie co Daniel.
- Tak. – Odpowiedział spokojnie Daniel w tym samym czasie co Camille.
Dziewczyna spiorunowała wzrokiem mężczyznę, a ten patrząc na nią z góry tylko wzruszył ramionami.
- No co, nie mam zamiaru tego ukrywać.
- Bardzo śmieszne, wiesz? Twoje żarty coś ostatnio nie są wcale a wcale zabawne. – odparowała, odwracając od niego wzrok, zażenowana. – To co, Mari? Pomożesz nam?
- Oczywiście, że wam pomogę! – uradowała się nastolatka. – Ale to tyle pracy, musimy się jak najszybciej za to zabrać!
- I o to chodziło, cóż za duch! – Daniel przekrzywił głowę z uśmiechem na ustach i zwrócił się do Cami. – Widać od razu, że jesteście rodziną. Cała ty.
- Dziękuję ci, biedroneczko. – Camilla uśmiechnęła się do kuzynki.
- Biedroneczko? – Marinette zrobiła się blada, szeroko otwierając oczy. Jej ciało owładnęła nagła panika, skąd dwudziestolatka miałaby znać jej sekret. – J-jaka biedroneczko…?
- Zapomniałaś już, że jak byłaś mała to tak cię nazywałam? – dziewczyna przekrzywiła głowę. – Zawsze tak na ciebie mówiłam.
- Ah… faktycznie. Dopiero sobie teraz sobie przypomniałam… - Marinette zrobiło się głupio. – Czuję się teraz beznadziejnie…
- Daj spokój, to tylko mały detal. – Cami położyła dłoń na ramieniu dziewczyny. – Powinniśmy już ruszać.
W tle rozległ się dzwonek na przerwę i ze szkoły zaczęli wychodzić uczniowie, zaciekawieni zdarzeniem przed budynkiem.
- Toooomaaaaa! – cała szóstka usłyszała drażniący uszy głos i zauważyli, że w ich kierunku truchta Chloe. – O mój Boże, toż to Jamila Milino!
- Camilla. – odpowiedziała dziewczyna, robiąc skrzywioną minę. – Camilla MilAno.
- Nie ważne. – blondynka machnęła ręką. – Same gwiazdy, tutaj pod moją szkołą, no kto by się spodziewał. – zachichotała się jak chochlik, a Cami i Daniel spojrzeli na siebie z wyraźnym błaganiem na twarzy o litość. Chloe zrobiła znaczącą minę i ciągnęła dalej. – Widzimy się dzisiaj wieczór, prawda? Nie wiedziałam, że już przylecieliście do Paryża, zadomowiliście się już w mojej rezydencji?
Daniel widząc, że dziewczyna wysyła sygnały do niego, by zachowywał się tak, jakby znali się od lat, czuł się zdegustowany. Zazwyczaj flirtował bądź oczarowywał przedstawicielki płci pięknej, jednak ta dziewczyna była takim wyjątkiem, że jej aura go odpychała. Już miał coś powiedzieć, kiedy Chloe odciągnęła od nich Marinette i popchnęła za siebie, robiąc, w jej mniemaniu, słodką minkę.
- Wybaczcie, że takie nic nie znaczące osoby zajmowały wam czas. Ale spokojnie, spokojnie, już tutaj jestem. A więc… co dokładnie tutaj robicie? Zgaduję, że szukacie mnie.
- „Nic nie znaczące osoby”? – powtórzyła Camille, uśmiechając się ponuro i niebezpiecznie, a jej oczy pociemniały.
- Właśnie, to dobrze trafiliśmy. – zainterweniował podenerwowany Daniel z wymuszonym uśmiechem, wiedząc, że dziewczyna jest zdolna do wszystkiego, jeżeli ktokolwiek zrobi czy powie coś niestosownego o bliskiej jej osobie. Minął blondynkę i objął ramieniem Mari. – Właśnie proponowałem Marinette, by stała się moim dożywotnim projektantem, a ta się zgodziła.
- Do-dożywotnim? – ciemnowłosej oczy wyszły z orbit, słysząc deklarację jej idola. – Myślałam, że chciałeś abym…
- Słyszałem, że jest wybitnie utalentowana. – przerwał jej chłopak, ciągnąc dalej. – Jej kuzynka, Camille, bardzo ją wychwalała, a ja nie mógłbym odpuścić takiej okazji, by ktoś sprzątnął mi taki klejnot sprzed nosa.
- Ku-kuzynka?? Projektant?? Ona!? – krzyknęła zszokowana Chloe, aż jej szczęka opadła prawie do samej ziemi. – Jak ona…?
- Jeżeli nie masz niczego błyskotliwego do powiedzenia, mała, to lepiej pozostaw to dla siebie. – skwitowała Camille, krzyżując ramiona na piersi. – Nie znasz takiego przysłowia, że milczenie jest złotem a mowa srebrem? Pora się go nauczyć i wziąć do serca.  
- Jeżeli to coś miałoby serce. – szepnęła do chłopaków Alya.
- To co, jedziemy? Czas nas goni. – Daniel spojrzał na Marinette i ukłonem zachęcał ją, by poszli w kierunku auta.
- Chwila, musze zabrać rzeczy z klasy! – przypomniała sobie Mari. – Zaraz wracam, tylko je zabiorę!
- Czekaj, lecę z tobą! – zadeklarowała Alya i pobiegła razem z Marinette.
- Naprawdę chcesz zrobić z Marinette swoją projektantkę? – zapytał czujnie Adrien mężczyzny.
- Daniel, ona ma dopiero piętnaście lat… - zaczęła twardo Camille.
- Spokojnie, przecież wiem. – odpowiedział cicho chłopak. – Nie będę jej kazać podpisywać cyrografu tak jak ty to zrobiłaś. Nie musi z nami jeździć jeszcze po świecie, może pracować dla nas na odległość, prawda?
- Co nie zmienia faktu, że nie bardzo mi się to podoba. – odpowiedziała tak samo cicho co Daniel.
- Zaraz, cyrograf? – Nino wydawał się zaskoczony. – Jaki cyrograf? Wy tak na serio?
- To tylko żarty. – odpowiedziała Cami, machnąwszy ręką. – Nie bierz tego na poważnie.

* * * * * *

Kiedy Alya i Marinette wbiegły do szkoły, na drodze stanęli jej koledzy z klasy.
- Marinette, skąd znasz Tome? – zapytała Alix.
- To prawda co powiedział? – ciągnęła Rose z blaskiem w oczach. – Że będziesz dla niego projektować? Ale super!
- Załatwisz nam autografy? – spytał Max.
- Lepiej bilety na koncert! – wykrzyknął Kim.
- Chyba nie wyjedziesz razem z Tomą w świat… prawda? – Nathaniel zrobił słabą minę.
- Ej, dobra! Koniec tego! Wywiady kiedy indziej! Jeżeli macie jakiekolwiek pytania to uzgadniajcie to najpierw z jej asystentką, czyli ze mną! – Alya objęła ramieniem przyjaciółkę i pociągnęła ją ze sobą. – A teraz musimy iść, wielka gwiazda na nią czeka!
* * * * * *
- Już jestem gotowa! – Marinette przybiegła ze swoimi rzeczami. Daniel i jej kuzynka czekali przy samochodzie, a Adrien i Nino zniknęli.
- Masz bardzo dziwnych znajomych, królewno. – odpowiedział oparty o auto ze znudzenia Daniel. – Mieli problem z tym, że będziesz jechać razem ze mną w jednym samochodzie. Czy ja naprawdę wyglądam na aż tak niegodnego zaufania?
- Dokładnie tak! – uśmiechnęła się do chłopaka Camille. – Jesteś ostatnią osobą w tym wszechświecie, której można zaufać.
- Ranisz mnie tymi słowami, królowo. – chłopak był wyraźnie przybity jej słowami.
- „Królowo”? – powtórzyła Marinette, robiąc zdziwioną minę.
- Nie pytaj… - szepnęła dwudziestolatka, przechodząc obok niej i okrążając samochód, wsiadła od strony kierowcy.
- Zapraszamy do środka. – chłopak otworzył tylnie drzwi i dziewczyna wskoczyła do pojazdu. Mężczyzna natomiast sam usiadł na miejscu pasażera.
– Co to za model? – zapytała nastolatka, by rozkręcić jakoś rozmowę.
- Jaguar xj, z 2015. – odpowiedział automatycznie. – Z modyfikacjami.
- Tia, takimi, że grill i felgi dali mu czarne, a nie srebrne jak zazwyczaj. – zaśmiała się Camille. – Czarne auto, z czarnymi detalami i czarnym wnętrzem, jak serce właściciela.
- Bardzo śmieszne. – prychnął cicho Daniel, wyglądając na świat zza przyciemnionej szyby. – Nie tylko z wyglądu został zmodyfikowany.
- Nie będzie ci przeszkadzać praca w naszym studiu? – zapytała Camille. - Zapewne znajdziesz tam wszystko czego potrzebujesz, do tego Phillipe na pewno udzieli potrzebnej ci pomocy. On lubi się bawić w takie rzeczy.
- O tak, będzie w siódmym niebie. – zgodził się chłopak.
- Aha i jeszcze jedno, Mari. – Cami spojrzała we wsteczne lusterko. – Tylko nie mów nic cioci ani wujkowi, że zabrałam cię ze szkoły.
- No, ale jak mam im wytłumaczyć moją nieuzasadnioną nieobecność? – zaniepokoiła się Marinette. – Na pewno się dowiedzą od dyrektora.
Camille znacząco spojrzała na Daniela, a ten odwzajemnił spojrzenie i niezauważalnie kiwnął.
- Nie dowiedzą się. Możesz być tego pewna. – odparła dziewczyna.

* * * * * *
- Phew, ale to był dzień! – do mieszkania wszedł zadowolony Daniel, tuż za Camille i pokierował się w stronę kuchni. – Nigdy jeszcze nie widziałem tak zachwyconego Phillipe. Był pod wielkim wrażeniem pracy Marinette. Do tego tak szybko zrobiła ten projekt, że nie byłem w stanie ukryć zdumienia. Wykonała świetną robotę, jeszcze nigdy nie byłem tak zadowolony z żadnych innych projektów jak ten. Miałaś świętą rację, twoja kuzynka ma olbrzymi talent. Cóż… - dodał ciszej. - …znając ciebie, nie powinienem się temu w ogóle dziwić.
Był już późny wieczór. Chłopak otworzył lodówkę i zajrzał do środka. Słysząc nienaturalną ciszę dobiegającą z salonu, postanowił mówić dalej.
- Chcesz się czegoś napić? Wina? Czegoś innego mocniejszego? A może zrobić ci herbaty? – dalej cisza. Danielowi opadły ramiona i spojrzał „w niebo”. – Nie jesteś zadowolona z pracy swojej ulubienicy? Rozumiem, że możesz być na mnie zła, ale mogłabyś powiedzieć nawet coś typu „a nie mówiłam?” czy „pie#dol się”. No dalej, chcesz herbaty? Bo nastawiam wodę. – żadnej odpowiedzi. Co do cholery jasnej… - Kurde, no powiedz coś! Wiesz, że nie umiem czytać ci w myślach!  - chłopak skierował się w stronę salonu zirytowany. Gdy wyszedł z kuchni, zauważył siedzącą do niego tyłem na kanapie Camille ze spuszczoną głową. – No powiedz coś. Nienawidzisz mnie, tak? - dziewczyna nie zareagowała. Postanowił wywrzeć na niej jakąkolwiek reakcję w inny sposób. – Okey, dobra…  Przyznaj się, że mnie kochasz bez opamiętania, że szalejesz za mną i nie potrafisz beze mnie żyć. – jednak dziewczyna nawet się nie poruszyła. Wściekły chłopak zaczął iść w jej kierunku, mówiąc dalej. – Dobry Boże, odezwij się coś w końcu, mogę znieść to, że mnie nie kochasz, że mnie nienawidzisz, ale, na litość Boską, błagam, nie ignoruj mnie…
Daniel stanął tuż przed nią, patrząc na nią z góry. Nie widział jej twarzy, zasłaniała ją kotara jej pięknych, długich włosów. Przykląkł przed nią, próbując jakoś uchwycić jej spojrzenie.
- Ej… - zaczął, ale nie dokończył.
Dziewczyna złapała go za przód koszuli i szarpnęła bliżej do siebie. Następnie wtuliła się w jego klatkę piersiową i tracąc równowagę, razem upadli na podłogę, jednak ona go nie puściła. Zaczęła mocno płakać, a zdezorientowany Daniel objął ją ramionami mocno, najmocniej jak się dało.
- K-królowo moja… Nie rozklejaj mi się tu, bo nie będę w stanie skleić cię ponownie. – wyszeptał cicho, głaszcząc ją na uspokojenie po głowie.
- D-Daniel… - zaczęła się jąkać, ciągnąc nosem. – D-dlaczego…? D-dlaczego…?
- Ciiii… - chłopak oparł swoją brodę na czubku jej głowy, a ona schowała twarz w jego szyi dalej szlochając. Nie miał pojęcia co się stało, ale wiedział, że w tym momencie i tak niczego się nie dowie. – Jestem tutaj… Tak jak obiecywałem…
Trwali tak przez długi czas. Daniel nie potrafił stwierdzić czy to były minuty, czy już godziny. Camille przestała płakać, kiedy z wykończenia zapadła w sen. Wtedy chłopak wziął bezbronną dziewczynę na ręce i zaniósł do jej pokoju.
- Powiedz mi, co się jej stało? – Daniel zwrócił się do wilka rzeczowym tonem, kładąc Cami do łóżka i przykrywając ją kołdrą. – Przecież ona nigdy nie płacze.
- Nie wytrzymała. – odpowiedział mu Lupus telepatycznie. – Odkryła coś, co ją  złamało.
- O czym ty mówisz? – spojrzał na zwierze zdziwiony. – Co takiego musiało się zdarzyć, żeby doprowadzić ją do takiego stanu?
- Ktoś jej bardzo bliski podziela ten sam los, na który ona sama została skazana.

-----------------------------------------
*[tłum. Fiń. Ku#wa, opanuj się!]
** [tłum. Fiń. Nie!]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz