czwartek, 23 czerwca 2016

Część 21 - Palais Garnier

- Zaczynam powoli panikować, czuje jak z każdą chwilą żołądek podchodzi mi coraz bliżej do gardła, ręce się trzęsą, w ustach mam sucho, serce wali mi jak oszalałe… - żaliła się Marinette swojej przyjaciółce, przebierając się w sukienkę od Phillipe za parawanem. – Jestem niemalże pewna, że zrobię coś głupiego, wiesz jaka jestem niezdarna. A co jeżeli na kogoś wpadnę, ta osoba się przewróci, coś sobie zrobi, nagrają to kamery, a okaże się, że to ktoś naprawdę ważny? I zobaczy to Adrien? Cały świat będzie przeciw mnie i pewnie on także…
- O rrrrany, wyluzuj siostro! Ciągłe panikowanie nic ci nie da. Musisz się uspokoić. Zresztą, będziesz razem z Camille, nie wydaje mi się, by ona pozwoliła zrobić ci coś głupiego. – zaśmiała się Alya, gapiąc się na ekran swojego telefonu. – Poza tym, czy mi się zdaje, czy zaczynasz już bardziej panikować przed tą całą galą niż kiedy masz zamienić parę słów z „panem Agreste”?
- C-co? N-nie, to wcale nie tak! - Mari wyszła zza parawanu, ubrana w czerwono czarną sukienkę koktajlową z czarną kokardą w pasie  z przodu. – Jak myślisz, jakie buty do tego?
- Łał! Wyglądasz kapitalnie! – z miejsca poderwała się dziewczyna. – Wiesz, że może i nie jestem tego zwolenniczką, ale uśmiechają mi się tylko czarne buty na obcasie. Uczesać cię?
- Nie… Cam napisała, żebym poszła w rozpuszczonych włosach. To będzie dla mnie trochę dziwne, ale zrobię tak jak mi doradziła. – uśmiechnęła się promiennie.
- Masz szczęście, że akurat kopertówka mamy będzie idealnie pasować do twojego stroju. Tylko nigdzie jej nie zgub! Jak ją zgubisz, to moja mama mnie zabije, a jak mnie zabije, to bądź pewna, że ja ukatrupię ciebie! – spojrzała srogo na przyjaciółkę i powiedziała poważnym tonem, krzyżując ramiona na piersi.
- Jesteś pewna, że ta kolejność rzeczy jest prawidłowa? – zaśmiała się Marinette, zasiadając przy toaletce, by zrobić delikatny makijaż. – Alya, zobacz jak mi się trzęsą dłonie!
- Dobra, daj. Sama zrobię cię na bóstwo!
Po pół godzinie z parteru mieszkania dziewczyny usłyszały głos mamy Mari:
- Marinette, zejdź już! Ktoś przyszedł po ciebie!
Dziewczyna chwyciła czarną kopertówkę, którą pożyczyła od swojej przyjaciółki, wrzuciła do niej co jej wpadło tylko pod rękę i stanęła raz jeszcze przed lustrem. Chciała się upewnić, że wygląda nienagannie. Lekki makijaż, rozpuszczone, ciemne włosy, idealnie dopasowana do niej czerwona sukienka koktajlowa z czarnymi detalami i kokardą z przodu na wysokości pasa oraz czarne buty na wysokim obcasie. Aż sama nie mogła uwierzyć, że to odbicie to ona sama.
- Chyba nigdy bym cię nie poznała, gdybyś wyszła tak w biały dzień na ulicę. – stanęła za nią Alya, chwytając przyjaciółkę za ramiona. – Tylko oddychaj, spokojnie! Wiesz, szkoda, że Adrien nie może cię zobaczyć. Jestem pewna, że…
- Alya! P-przestań, bo z-zaraz zacznę się t-trząść! – zapiszczała przerażona.
- Czekaj, czekaj! Zaraz zrobię ci fotkę i prześlę wszystkim! Adrienowi też! – mrugnęła, przymierzając się do zrobienia zdjęcia. – Mogę się założyć, że jak tylko zobaczy zdjęcie, zakocha się od razu bez pamięci!
- Dobra, musze lecieć, cześć! – Marinette rzuciła się do ucieczki, próbując nie skręcić kostki w wysokich butach. Kiedy była w połowie schodów, zauważyła stojącego po środku salonu Daniela, rozmawiającego z jej mamą. – Już jestem!
Chłopak odwrócił się i odpowiedział lekkim uśmiechem, uważnie się jej przyglądając.
- Coś nie tak? – zapytała podenerwowana Marinette, widząc jak Daniel ją lustruje wzrokiem.
- Ależ skąd, wszystko w jak najlepszym porządku. Możemy iść?
- A gdzie Camille? – tuż obok Mari stanęła jej przyjaciółka, która zbiegła po schodach chwilę po niej.
- Niestety, ale nie będzie w stanie nam dzisiaj towarzyszyć. – westchnął rozbawiony, drapiąc tył głowy.
- Jak to?! – obie dziewczyny wypowiedziały to w tym samym momencie, robiąc wielkie oczy.
- Powinniście się już zbierać, bo inaczej się spóźnicie! – wtrąciła Sabine, spoglądając z uśmiechem na ustach to na swoją córkę, to na gościa. Kiedy skierowali się do wyjścia, kobieta pożegnała się z Mari czułym, matczynym pocałunkiem w czubek głowy. – Baw się dobrze, skarbie.
- Nie wróci późno, odwiozę ją tuż po gali pod sam dom. – zapewnił Daniel, wychodząc i biorąc nastolatkę pod ramię.
- Czekam jutro na szczegółową relację z dzisiejszego wieczoru! – krzyknęła Alya, kiedy para zaczęła schodzić po schodach.
Kiedy wyszli budynku, chłopak podszedł do zaparkowanego tuż obok kamienicy samochodu, który Mari już dobrze znała. Otworzył drzwi pasażera i lekkim ukłonem zaprosił ją do środka. Kiedy zamknął za nią drzwi i obchodząc pojazd sam zajął miejsce kierowcy, Marinette nie potrafiła ugryźć się w język.
- Dlaczego Camille nie będzie z nami? Co się stało? – zapytała trochę przerażona wizją, że cały wieczór miała spędzić tylko i wyłącznie w jego towarzystwie.
- Nic się nie stało. – zaśmiał się bez krzty wesołości, włączając się do ruchu drogowego. – Po prostu nie może nam towarzyszyć.
- Nie rozumiem, nie powiedziała mi, że jej nie będzie, a miała tyle okazji, by mnie o tym poinformować. – wyglądała speszona przez okno auta.
- Hej. – Daniel jednym słowem nakłonił Mari, by ta spojrzała wprost na niego. – Nie myśl o tym, tylko korzystaj z chwili. To jest nagroda, nie zamartwiaj się zupełnie niepotrzebnie.
- T-tak, to prawda, jednak… - zawahała się. – Nie zostaniecie w Paryżu, prawda? Będziecie lecieć dalej…
- Tak, niedługo będziemy lecieć do Nowego Jorku. – odpowiedział jakby od niechcenia.
- Tak myślałam. – Mari ponownie spojrzała za okno, niewidzącym wzrokiem.  
* * * * * *
            Marinette kręciło się w głowie. Wszędzie flesze aparatów krzyczących coś dziennikarzy, skierowanych prosto na nią przyprawiały ją o chwilową ślepotę. Szła z Danielem pod rękę po czerwonym dywanie w stronę wejścia Palais Garnier, przed nią i za nią szły inne pary znanych artystów różnej maści, których dziewczyna znała tylko z pierwszych okładek magazynów.
            - Wszystko w porządku? – spytał cicho, ukradkiem na nią zerkając.
            - T-tak, tylko… to jest takie… - zaczęła, czując się nieswojo.
            - Chyba wiem co chcesz powiedzieć. – zaśmiał się pod nosem chłopak. – Początkowo, jak zaczynałem swoją karierę, także nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Wiem, że jest to bardzo przytłaczające.
            - I jak sobie z tym poradziłeś? – spojrzała na niego zaciekawiona.
            - Kwestia czasu trochę mnie uodporniła. Jednak nie do końca, często paparazzi mnie drażnią.
            - Dlatego przyznałeś Camille rolę swojego prywatnego fotografa?
            - Jest zdecydowanie mniej denerwująca od reszty fotografów. I zna mnie na tyle dobrze i długo, żeby wiedzieć jak robić mi zdjęcia, bym nie robił żadnych głupich poz jak chcieli ode mnie inni.
            - I przy niej nie musisz nikogo udawać, jesteś całkowicie sobą. – Marinette się uśmiechnęła promiennie w odpowiedzi na zaskoczenie Daniela po jej słowach. – Nie musisz przede mną udawać, widziałam już jak zachowujesz się przy innych, a jak przy niej.
            - Wydaje ci się… - odwrócił wzrok, jak dziecko, które chce coś ukryć.
            - Chyba jednak nie! – zaśmiała się chicho. Mari zapomniała już o tym całym zamieszaniu dziejącym się  wokół niej. Kiedy weszli do środka budynku, dziewczyna aż stanęła z wrażenia. – Jak tu pięknie!
            - Tak, mi także zawsze się podobał ten budynek. Wiesz co? Pokażę ci coś. Chodź za mną, tylko nie oglądaj się nigdzie, żeby nikt nie zwrócił na ciebie uwagi.
Daniel pociągnął ją za tłumem innych gość na wielkie cesarskie schody opery. Lecz zamiast jak reszta przybyłych na galę wejść na korytarz na pierwszym piętrze, chłopak pośpieszył po schodach wyżej i wyżej. Tam praktycznie nie było już nikogo. Idąc szybszym krokiem za Danielem, Marinette rozglądała się we wszystkie strony, głodna podziwiania tego cudu architektonicznego.
- Dokąd mnie prowadzisz? – zapytała w końcu, zaciekawiona.
- To tutaj. – chłopak przystanął przed dwuskrzydłowymi drzwiami i otworzył je, robiąc miejsce, by Marinette weszła pierwsza. – Zapraszam.
Razem weszli do długiego, bogato zdobionego foyer w którym panował półmrok, z licznymi żyrandolami, lśniącą posadzką, kolumnadą i wieloma innymi elementami, którymi Marinette nawet nie potrafiła nacieszyć oka. Nie wiedziała na co patrzeć, to miejsce było takie piękne.
- Zwróć uwagę na freski. – uśmiechnął się patrząc w górę. – Niesamowite, prawda? W ogóle ta opera sama w sobie jest niezwykła. To w tym miejscu właśnie rozgrywa się akcja Upiora w Operze Leroux’a. Pod ziemią naprawdę są kanały.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała zdumiona.
- Powiedzmy, że chcąc komuś zaimponować, musisz dokładnie poznać to, co dana osoba lubi. A nawet i więcej.
- Camille kocha sztukę w każdej postaci. – odparła po chwili namysłu Marinette, na co Daniel się skrzywił  tak, jakby odkryła jego największą tajemnicę. – I uwielbia Upiora w Operze. Nadal masz zamiar udawać, że tylko mi się zdaje, że masz do niej słabość? Ty… Kochasz ją. – była zaskoczona swoimi własnymi słowami.
- Nie powiedziałem tego. – odparł ponuro, odwracając się w stronę okna.
- Ale tego nie trzeba mówić, do miłości nie są potrzebne słowa. To się czuje… - zaczęła ale w tym momencie drzwi otworzyły się i do środka zajrzała kobieta w długiej, grafitowej sukni, podkreślającej jej kształty.
- Ah, tutaj jesteście! – uśmiechnęła się i szybko weszła do środka. W pierwszej chwili Marinette jej nie rozpoznała, dopiero jak zaczęła się do nich zbliżać, zorientowała się, że to Cam. Wyglądała znacznie dojrzalej w spiętych włosach i złotej biżuterii, a szpilki sprawiały, że prawie że dorównywała wzrostem Danielowi. – Coś tak czułam, że się tutaj wkradniecie.
- Camille! Miało cię tutaj nie być. – z jednej strony Mari się ucieszyła na widok kuzynki, z drugiej zdziwiła się jej obecnością.
- Powiedziałem, że nie będzie w stanie nam dzisiaj towarzyszyć na gali, nie, że w ogóle jej nie będzie. – Daniel zaśmiał się ironicznie, opierając się o ścianę w dość typowej dla niego pozie niegrzecznego chłopca.
- Znowu się droczysz z młodymi? – spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem, po czym zwróciła się do dziewczyny. – Jestem jedną z prowadzących dzisiejszą galę, dlatego  Daniel miał rację, że nie będę w stanie wam towarzyszyć.
- Rozumiem… - odpowiedziała Marinette. – Ale ślicznie wyglądasz.
- Ty także. – uśmiechnęła się promiennie Camille. – Wiedziałam, że ta sukienka będzie do ciebie idealnie pasować. A teraz chodźcie. Musicie zając swoje miejsca, bo zaraz się zacznie.
Wyciągnęła rękę w kierunku dziewczynki, a ta ją chwyciła i poszły w kierunku drzwi, a chłopak ruszył powoli za nimi.
* * * * * *
- Muszę was już opuścić. Muszę pójść na backstage i coś omówić z innymi. Możliwe, że zobaczymy się jeszcze później. Pa! – pożegnała się Camille i zaczęła się przeciskać przez korytarz pełen gości.
- No to zostaliśmy znów sami. – powiedział Daniel nieobecnym głosem, nadal patrząc się w kierunku w którym poszła dziewczyna, a kiedy Marinette na niego spojrzała trzymał w ręku kieliszek z szampanem. – Chcesz? – Mari spojrzała na niego znaczącym wzrokiem, a ten się zaśmiał. – No co? Z grzeczności pytam. O, tam jest Phillipe. Idziesz?
- Tak, tak! – odpowiedziała żywo i zaczęła iść za chłopakiem.
- Mari! Marinette!
Dziewczyna usłyszała za sobą czyjś wołający ją głos i zesztywniała w miejscu. Kiedy się odwróciła, zobaczyła dobrze znaną jej postać. Oczy prawie wyszły jej z orbit, a w ustach zrobiło jej się sucho tak, że nie potrafiła nic z siebie wydusić.
- O mój Boże, Marinette… wyglądasz… w-wyglądasz naprawdę cudownie…

- A-Adrien?! C-c-co t-ty tu robisz? – zaczęła się jąkać i czuła, jak jej twarz przybiera ten sam kolor co jej sukienka.


___________________________________________________________________

Jeżeli jest ktoś ciekawy, jak wygląda od wewnątrz Opera Garnier to zapraszam na małe zwiedzanie :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz