sobota, 21 maja 2016

Część 19 - Nów

Camille siedziała po turecku na kanapie szczelnie owinięta w koc, w tle leciała stacja radiowa SweetFM*. Kiedy wracała samochodem do mieszkania z Danielem, nie odezwali się do siebie ani słowem, co dla tych dwojga było rzeczą nienaturalną.
- Proszę, kakao. –za nią rozległ się jego głos, wyciągając rękę podającą jej kubek z ciepłym napojem. Cam miała w zwyczaju pijać kakao zawsze, gdy była w złym stanie emocjonalnym, źle się czuła, dopadała ją melancholia, zbyt dużo się przejmowała czymś czy po prostu nie miała humoru. Chwyciła za kubek i tylko kiwnęła głową w podziękowaniu biorąc łyk, by poczuć znajomy smak w ustach. Chłopak obszedł kanapę i położył się na niej tuż obok dziewczyny, kładąc głowę na jej udzie. Nie mogła odpędzić wrażenia, że takie zjawisko było jej cholernie bliskie, ale zarazem jakby obce. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale ani się nie odsunęła, ani nie odepchnęła Daniela. – Czyli mówisz, że ten gówniarz jest tym całym Chat Noir?
- Nie mów tak na niego. – upomniała go łagodnym tonem. – Tak.
- Aaa Marinette to... Biedronka. – przez cały czas gapił się tępo w sufit. – Tak?
- Tak. – odpowiedziała cicho, upijając kolejny łyk.
- Dla mnie to jest chore. Nie wyglądają mi na takich, co by się nadawali do tej roboty.
- Mów mi więcej. – nie mogła się powstrzymać i dla skołatania nerwów zaczęła się bawić jego włosami. – Wydaje mi się, że to wszystko to jakiś głupi żart, czy nawet sen, po którym zaraz jak się tylko skończy, wszystko wróci do normy.
- Co masz na myśli mówiąc „wszystko"?
- N-no wiesz... - zmieszała się.
- Chciałabyś, by wszystko było tak jak kiedyś? – w końcu spojrzał jej głęboko w oczy nadal leżąc. Były duże i szczere. – Zanim to wszystko...
- J-ja... - zaczęła, odwracając wzrok. – Ja już sama nie wiem. Zdaje mi się, że tęsknię za normalnym życiem, tym zanim to wszystko się zaczęło, ale ono już nie wróci. Nigdy co było kiedyś nie wraca. Zresztą, czy my naprawdę wiemy, czym jest „normalne" życie?
- Nawet jeśli miałby się zdarzyć jakiś „cud" i tak mogło się zdarzyć, ja nie chciałbym, by normalne życie wróciło. - zaczął mówić, ale słychać było, że ma ściśnięte gardło. – Za nic na świecie.
- Dlaczego? – w końcu spojrzała mu w oczy. – Co takiego jest w tym całym „dziwactwie", że nie chciałbyś wrócić do normalnego życia tuż przed nim?
Ty jesteś., pomyślał rozpaczliwie, ale wiedział, że nie może tego wymówić na głos. Jeszcze nie teraz. To jeszcze nie był ten odpowiedni czas.
- Wiesz jaki byłem kiedyś. Nie chciałbym się stać taki sam jak wcześniej. – znalazł inną odpowiedź na jej pytanie, ale poczuł, że będzie lepiej, kiedy zostanie sam. W innym wypadku mógłby się nie powstrzymać i zrobić coś głupiego. Podniósł się z kanapy i pokierował w stronę swojego pokoju. – Pójdę trochę popracować. Może uda mi się coś napisać. Andrea ostatnio mnie naciska bym napisał coś w innym stylu...
- Co ma na myśli mówiąc „coś w innym stylu"? – zdziwiła się. – Myślałam, że jest zadowolona z tego co piszesz.
- Powiedziała, że powinienem napisać coś prawdziwego, swoje szczere uczucia... - wymamrotał niechętnie.
- To w sumie ma sens. Ujawnienie światu, że też masz ludzkie uczucia.
- Żeby to jeszcze było takie proste. – powiedział, odchodząc w głąb ciemnego korytarza.
* * * * * *
Mówiłaś już rodzicom, gdzie jutro się wybierasz?
- Tak! Opowiedziałam im wszystko jak to wyglądało od samego początku i że to w ramach podziękowania od Tomy. – tłumaczyła Alyi szczęśliwa Marinette, nie mogąc uwierzyć, że jutro będzie częścią czegoś naprawdę wielkiego. – Naprawdę zaczęłam już odliczać godziny!
Mam tylko nadzieję, że Biedronka nie będzie musiała ratować Paryża w czasie, kiedy będzie odbywać się gala..., pomyślała błagalnie, przejęta.
Łoł, wyluzuj, siostro! Nie napędzaj się tak, bo stanie się jeszcze jakieś nieszczęście przez które nie będziesz mogła iść. Więc spokojnie. Tak poza tym, zastanawiam się czemu dzisiaj tak nagle sobie poszli.
- Wiesz, myślę, że tego nie zrozumiemy. Są dorośli, więc wiesz... Wszystko jest możliwe. Czasami mam wrażenie, że oni żyją w zupełnie innym świecie.
Z pism wyczytałam, że Camille jest Polką, no nie? A Daniel?
- Z tego co kojarzę, to chyba Finem. Albo w połowie. Podobno to skomplikowane – zastanowiła się Mari. – Jak bywałam w studiu, to niektórzy żartowali sobie na jego temat, że z niego typowy Polak, natomiast słyszałam jak Daniel kłócił się z Cam chyba po fińsku, śmiesznie w sumie to brzmiało, no i wyklinała na niego, że jest cholernym Finem i tak dalej ...
- Twoja kuzynka zna dużo języków, prawda?
- O tak... Jest żywym przykładem, że podróże kształcą. No i ma do tego talent, szybko je opanowuje, chociaż ona powtarza, że to tylko dzięki temu, że jest z Polski. Podobno to jeden z najtrudniejszych języków na świecie, dlatego reszta jest dla niej prosta do opanowania. Coś w tym musi być, bo próbowałam co nieco nauczyć się z polskiego, ale wyszło to kompletną katastrofą.
Czemu mnie to nie dziwi? – zaśmiała się dziewczyna. – Dobra, ja muszę kończyć, idę na polowanie na Biedronkę, może uda mi się odkryć jej tożsamość! Na razie!
- Powodzenia. – odparła rozbawiona Marinette, rozłączając się i zwróciła się do kwamii jedzącej ciastko. – To co porobimy? Mały patrol? Tikki, kropkuj!
* * * * * *
Daniel siedział, właściwie to w połowie leżał, po ciemku w głębokim fotelu w swojej sypialni z notesem w ręce, wypełniając kartkę kolejnymi linijkami tekstu. Początkowo nie potrafił zmusić się do napisania ani jednego słowa, jednak po bardzo długim czasie męczarni słowa same zaczęły wylewać się z jego głowy.
Nie wiem, po cholerę ja to w ogóle robię... - pomyślał, krzywiąc się. – To tylko prowokuje mnie do myślenia o cholernej przeszłości.
- >>Ulice o szczycie, a w samym środku ja, sekundy gonią czas. Wrzucam bieg, zamiera świat. Przez deszcz widzę każdą zatrzymaną w ruchu twarz.<< – zaczął cicho podśpiewywać. – >>Wspomnień flesz razi mnie i czuję jak krew zaczyna we mnie biec. Nim nastanie noc, każdy wzrok i tak padnie na mnie, nic już nie odstanie się...<< - urwał raptownie. - Właśnie... już się nie odstanie. >>Chciałbym móc patrzeć tak, jak wy. Nie widzieć tego, co we mnie tkwi.<< Tak bardzo chciałbym być jak inni. Nie wiedzieć tego, jaki naprawdę jestem. – poprawił się na fotelu. – >>Syreny tną horyzontu brzeg. Przyszedł na mnie czas, obudzę się na raz.<< Hah. Ciotka Ewa i to jak wyciągała mnie nie raz z komisariatu. Jakim ja byłem pustym dzieciakiem wtedy. >>Palcem grozi mi sam król...<< Szkoda, że tego nie zrozumiesz tato, że to chodzi o ciebie. Ze wszystkich synów, to ja jestem twoją największą porażką. >>Nie mogłem inaczej, przez ciebie jestem tu...<< Kamila. Ale ty tego także nie odgadniesz, że chodzi mi o ciebie. >>W środku pękają struny chwil, pulsuje rzeka czerwienią moich win.<< Eh... stanowczo za dużo złego uczyniłem w życiu. Jestem przeklęty. >>Gonię sam siebie i znów zamiera świat, nie jestem tutaj sam.<< - zaczął pisać coraz szybciej gwałtowniej. - >>Chciałbym móc patrzeć tak, jak wy. Nie widzieć tego, co we mnie tkwi. Chciałbym móc wyjść z tych za ciasnych ram. Dzisiaj ze sobą stanąć twarzą w twarz.<< - Daniel nie wytrzymał rosnącej w piersi nienawiści do samego siebie i cisnął notesem w stronę łóżka, chowając twarz w dłoniach. – To dla mnie za dużo. Nie mogę tego dokończyć... Nawet nie będę w stanie tego zaśpiewać.
- Potraktuj to jako terapię. Jeżeli wyrzucisz to z siebie, poczujesz się lepiej. – obok chłopaka nagle, jakby znikąd, pojawił się Lupus. – A kiedyś może będziesz w stanie to wykonać. Myślę, że byłoby to nawet bardzo interesujące.
- Czy możesz przestać w końcu zjawiać się jak jakiś duch i to w najmniej odpowiednich momentach? Idź sobie! – Daniel wstał z miejsca i podchodząc do łóżka, podniósł z ziemi zeszyt. Przez chwilę stał tyłem do zwierzęcia, po czym rzucił. – Boję się.
- Wiem, że nie jest ci łatwo. Jedyna najbliższa ci osoba z którą mogłeś dzielić się swoimi słabościami i strachem uległa wypadkowi i zapomniała o najważniejszych momentach waszego wspólnego życia. Jakie to przykre. – powiedział z sarkazmem.
- Wyjdź stąd, zanim cię zabiję! – krzyknął, czując jak rośnie w nim uczucie agresji, odwracając się do Lu.
- Bądź silny, Daniel. – tym razem wilk powiedział to troskliwym tonem. - Zbliża się nów. Wiesz co to znaczy. – odwrócił się i przeszedł przez zamknięte drzwi niczym duch.
- >>Rozpiera mnie wstyd, rozpiera mnie strach. Czernieją myśli w strumieniu praw! Biegnę przez noc, nie dogonią mnie! Te dni już nie powtórzą się!<<**... Mam dosyć...
* * * * * *
Camille spała smacznie w swoim łóżku, kiedy przeszła ją jakby nagła, niewidzialna fala, która ją obudziła i przepełniła strachem. Usiadła gwałtownie i rozejrzała się po ciemnym pokoju. Na fotelu leżał Lupus, wpatrujący się w nią lśniącymi, złotymi ślepiami.
- Lu, co się dzieje? – wysapała przerażona nagłym uczuciem.
- Zbliża się nów. – odpowiedział obojętnie wilk, kierując wzrok w czarne niebo za oknem.
- O nie... – zaczęła Cam, ale w tamtym momencie usłyszała przeraźliwe wrzaski z głębi mieszkania. – Daniel!
Dziewczyna zerwała się z łóżka i wybiegła z sypialni z niesamowitą szybkością. Zamiast pokierować się do schodów, od razu przeskoczyła przez barierkę, by nie marnować czasu i lekko wylądowała na podłodze w salonie. Dalej kontynuowała swój bieg, a okropne odgłosy stawały się coraz głośniejsze, tak, że Camille na całym ciele miała gęsią skórkę. Wpadła do pokoju Daniela i ujrzała jak ten rzuca się na swoim łóżku, nadal śniąc. Podbiegła do łóżka i usiadła na chłopaku okrakiem, złapała jego ręce, by jakoś go unieruchomić. Jednak tym razem to nie pomagało, był znacznie silniejszy.
- Daniel, błagam cię, ocknij się! To tylko kolejny koszmar, słyszysz mnie? To koszmar! Jestem tutaj, jestem przy tobie! – ze wszystkich sił próbowała dotrzeć do jego świadomości. Gdzieś tam w środku jest uwięziony Daniel, szczuty okropnymi, realistycznymi wizjami, takimi, że normalny człowiek nie byłby w stanie ich przeżyć. Dochodziło czasami do takich momentów, że nie potrafił się z nich wybudzić, albo jeśli już się obudził, nie wiedział czy to rzeczywistość, czy dalej koszmar. – Daniel, proszę! Obudź się!
Wtedy chłopak otworzył gwałtownie oczy i raptownie usiadł, obejmując ją silnymi ramionami. Dyszał ciężko i wtulał się w nią tak mocno, że aż czuła ból i nie mogła oddychać. Nadal był w transie, ale zaczął powoli się uspokajać. Osunął się z powrotem na poduszki, ciągnąc za sobą Cam.
- Spokojnie. Jestem tu. – wyszeptała, leżąc obok niego, głaszcząc go czule po głowie i tuląc do swojej klatki piersiowej, tak, by mógł słyszeć bicie jej serca. Nie wiedziała dlaczego, ale to powodowało, że wtedy po atakach koszmarów Daniel mógł spać spokojnie. – Obiecałam, że zawsze będę przy tobie... 

_________________________________________________________________________________
*[Tak, audycja zawiera lokowanie produktu xD]
** [Dawid Podsiadło – Powiedz mi, że nie chcesz]

poniedziałek, 9 maja 2016

Część 18 - Spacer

- Dobrze, czas się zbierać. To znaczy, ja już lecę. Andrea prosiła mnie, bym jeszcze wpadł do studia. – z kanapy podniósł się Phillipe i pedantycznie wygładził swoją koszulę. – Bardzo dziękuję za gościnę i przepyszną herbatkę, ale na mnie pora. Nie musicie mnie odprowadzać do drzwi, znam drogę, papatki!  
- Co za kolo z niego. Nie miałem pojęcia, że jakikolwiek facet może tyle nawijać! – zdziwił się Nino, kiedy mężczyzna wyszedł z mieszkania.
- To jeszcze bardzo mało widziałeś. – zaśmiał się Daniel, wygodnie rozłożony na kanapie. – To co robimy? Jakiś obiad, Kam?
- Nie jestem głodna. – odpowiedziała spoglądając za okno. – W sumie…
- Co ci chodzi po głowie?
- Może wyszlibyśmy na jakiś spacer? – spojrzała na chłopaka. – Dawno nie wychodziliśmy na miasto dla przyjemności. Tylko jakieś spotkania, koncerty, to do studia i z powrotem do mieszkania. A taka ładna pogoda na dworze. Mari, jest jeszcze to nasze miejsce nad Sekwaną, tu niedaleko?
- Co prawda dawno tam nie byłam… - zamyśliła się dziewczyna. – Ale myślę, że powinno być.
- Naprawdę chcesz od tak wyjść? – zdziwił się Daniel.
- A dlaczego nie? Daj spokój, jesteśmy przecież młodzi! Ciągła praca nam tylko zaszkodzi. – klepnęła go w udo i dźwignęła się z sofy. – Wstawaj, idziemy! Chcecie się do nas dołączyć?
- Tak, jasne! – odpowiedziała czwórka uczniów w tym samym momencie.
- Może skoczymy po drodze na lody? – zaproponowała Alya.
- Dobry pomysł. No to chodźcie, po co siedzieć w mieszkaniu? – poganiała ich Camille.
* * * * * *
Szli starymi bulwarami i żywo rozmawiali. Sam Adrien był pod wrażeniem, że para, która jest znacznie od nich starsza potrafi tak swobodnie się przy nich zachowywać, jakby różnica wieku nie istniała. Po jakimś czasie znaleźli się w miejscu nad Sekwaną, gdzie kiedyś przychodziła Camille z Marinette, a po drugiej stronie kanału pięła się katedra Notre Dame. O dziwo nie było tam tłumów, więc postanowili odpocząć pod jednym z nielicznych rosnących tam starych drzew.
- Ej, widział ktoś Daniela? – rozejrzała się Marinette. – Gdzie on nagle… zniknął? Przecież jeszcze przed sekundą tutaj był!
- Jak to zniknął? Rozejrzyj się dokładnie. – zaśmiała się Camille, siadając pod drzewem, by schronić się w cieniu przed promieniami słońca. Mari nadal nie mogła nigdzie chłopaka wypatrzeć. Nagle dziewczyna znów przemówiła, patrząc się gdzieś w górę. – Dobrze ci tam?
- Jest idealnie. – wszyscy usłyszeli znajomy, niski niczym mruczenie, wręcz zadowolony głos. – Miałaś doskonały pomysł z tym wyjściem na spacer.
Cała czwórka uczniów spojrzała w górę. Na grubej i tak długiej, że aż wysiała wysoko nad rzeką gałęzi drzewa, pod którym siedziała Cam, leżał na plecach zadowolony Daniel zupełnie tak, jakby był kotem. Trzymał głowę na rękach i bujał delikatnie prawą nogą, która mu zwisała z gałęzi.
- No ja chyba mam zwidy. – Alya wytrzeszczyła oczy. – Powiedzcie mi, że tylko mi się zdaje, że na tej gałęzi leży od tak sobie Toma i gapi się na przepływającą wodę.
- Racja, zdaje ci się. – odparła wesoło młoda kobieta, wyciągając papierosa z paczki i odpalając go. – On się nie gapi na wodę, on sobie tam tylko drzemie.
- I ty to mówisz tak spokojnie, jakby to było normalne?
- Bo to jest normalne. Dla mnie i dla niego. On włazi na drzewa i sypia sobie na gałęziach, a ja pod drzewem. Jesteśmy dość… dziwni. Prawda, kotku?
- Yhym… - mruknął jakby śpiąco, ale z pewnością zadowolony chłopak. – Tego mi brakowało.
- To co jeszcze takiego dziwnego robicie? – dopytywała Alya, siadając tuż obok Camille.
- To tajemnica. – uśmiechnęła się i puściła jej oczko. – Ale jak tak na niego patrzę, to aż sama mam ochotę się zdrzemnąć.
- Dzisiaj wieczorem będzie bardzo ładna pogoda podobno. – zaczęła Marinette siadając obok przyjaciółki. – Paryż jest taki piękny wieczorami.
- A ja zawsze miałam wrażenie, że wieczorami Paryż wygląda jak Mordor.
- No nie, Kam? A wieża Eiffla to Barad-dur z okiem Saurona! – nagle ożywił się Daniel. Śmiesznie musi to wyglądać z boku, jak nasza piątka rozmawia tutaj, a on woła do nas z góry, także uczestnicząc w rozmowie., pomyślała Marinette. – Tylko w takim razie gdzie jest Minas Morgul?
- Gdziekolwiek by nie było, ja czekam na Aragorna. – zaśmiała się Camille.
- Widzę, że ktoś tu bardzo lubi fantastykę. – szepnął do czwórki swoich przyjaciół Adrien.
- On już ma swoją Arwene… - bąknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony Daniel. - Zresztą, jestem od niego o wiele lepszy!
- Ah tak? A to niby w czym jesteś od niego lepszy?
- Ja przynajmniej istnieję. – spojrzał w dół patrząc do góry nogami i puścił Cam oczko. – Nie mówiąc już o tym, że jestem od niego przystojniejszy, mądrzejszy, odważniejszy…
- Śmiechu warte! Chyba dalej śnisz, przyjacielu.
- Niech zgadnę, wy potraficie tak długo, prawda? – spytała Alya.
- Caaaaaaaaaaaaaały czas. – Daniel się przeciągnął i obrócił się na brzuch. – Bez przerwy.
- Mówi się, że kto się czubi ten się lubi. – Camille skrzywiła się  na te słowa, a Alya spojrzała w górę na Daniela. – I jak to możliwe, że nie spadasz z tego drzewa?!
- Nie w tym wypadku Alya. – powiedziała niechętnie Cami. - Ma chłopak po prostu… zdolności.  
- A może to ty jesteś Chat Noir?? – ożywiła się, a jej oczy zaczęły się błyszczeć.
- Kto taki? – zapytał Daniel, nie wiedząc o czym dziewczyna do niego mówi.
- Nie wiesz kto to jest? To super bohater broniący Paryża! Wszyscy o nim mówią!
Na te słowa Adrienowi zrobiło się jakoś lekko na duszy, poczuł lekką dumę z tego co robi, jednak szybko Daniel nieświadomie wylał na jego głowę przysłowiowe wiadro zimnej wody.
- Ah, tak? Nie wydaje mi się, by ten cały koleś miał wiele do roboty. Założę się wręcz, że to kompletna amatorszczyzna!
- Daniel… - zaczęła ostrzegawczo Camille.
- I co to za nazwa? Chat Noir? To brzmi zupełnie tak samo, co „biedny, mały kiciuś”…
- Daniel, przestań. – warknęła. Daniel był bardzo zaskoczony zachowaniem dziewczyny, jednak po chwili zmrużył nieprzyjaźnie oczy. Dźwignął się na nogi i zeskoczył z gracją z gałęzi, przyprawiając dzieciaki w osłupienie. Cam także wstała i strzepała pył ze spodni, uciekając wzrokiem. – My już chyba powinniśmy iść. Mari, zobaczymy się jutro. Trzymajcie się, dzieciaki.
* * * * * *
- Co to miało być? – kiedy dochodzili do samochodu, Daniel chwycił Camille za ramię, zmuszając ją, by spojrzała mu głęboko w oczy. Znów się przemieniły i przybrały karmazynowej barwy. Nie mogła się powstrzymać i spojrzała na niego znacząco, odmienionymi, złotymi ślepiami. Momentalnie ją puścił i spojrzał na nią srogo. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…
- To nie moja wina, nie chciałam tego!
- Ale się stało! Boże, kobieto, zdajesz sobie sprawę, co teraz się może dziać?
- Nie musisz mi mówić, to ja jestem narażona na powiązania, nie ty.
- Ale ty mnie wkurwiasz, jak Boga kocham. – uderzył lekko głową w dach samochodu. – Wcale nie rozumiem kobiet, mówią jedno, ale robią zupełnie co innego! Zarzekałaś się, że tego nie chcesz, że nie pozwolisz na kolejne powiązanie, ale bah! znowu robisz to samo!
- Już ci to tłumaczyłam z milion razy: JA. NIE. MAM. NAD. TYM. KONTROLI! – Cam zaczęła żywo gestykulować. – I tylko nie wylatuj z tekstem, że nie można mnie zostawiać samej chociaż na chwile!
Daniel spojrzał na nią zza półprzymkniętych powiek, jego oczy były wyraźnie zmęczone. Westchnął ciężko i pokręcił głową zrezygnowany.
- Ja już nie mam siły, Kam. Ja już po prostu nie mam siły. Mieliśmy o wszystkim zapomnieć, ale… ale tak się nie da. Co chwile wracając do starych nawyków, nie rozpoczniemy nowego życia. Więc zdecydujmy się w końcu, jak chcemy żyć. Zacząć od nowa jak chciałaś, czy tak jak kiedyś?
Dziewczyna zamarła na chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Daniel, ale… naprawdę, to ostatni raz… To już się nie powtórzy, naprawdę…
- Nie, Kamila. – wyszeptał. – Sama powiedziałaś, że nie masz nad tym kontroli. Mówisz, że to ostatni raz, a za chwilę co? Kolejne powiązanie? A później następne? Może ty nie, ale ja pamiętam co się działo przez to cholerstwo! – Danielowi było słabo. Był tak wyczerpany, że nawet nie potrafił powstrzymać napływających łez do jego oczu. – Kama… ja nie pozwolę, by znowu… by kolejny raz coś ci się stało, rozumiesz? I już prędzej sam zabiję tę osobę z przywiązania, zamiast czekać, aż wpadnie ci coś głupiego do głowy, by narażać swoje własne życie.
- N-nie możesz tak mówić…
- Mogę. I mówię to śmiertelnie poważnie, Kamila. Wiesz, że jestem do tego zdolny. Zaczęliśmy nowe życie, bo ty tego chciałaś, więc się zdecyduj...
- A ty Daniel? – zapytała słabo, ledwo słyszalnie. – Ciągle mówisz, że robisz coś dla mnie. A ty czego chcesz?
Spojrzał na nią zaskoczony, po czym spuścił głowę tak, że włosy opadły mu na oczy, całkowicie je zasłaniając i odpowiedział łamiącym się głosem.

- To nie ma znaczenia. Nie mogę mieć tego, czego ja chce. 

Część 17 - Nieplanowane powiązanie

- No cześć, królewno. – o futrynę drzwi opierał się Daniel ze swoim doklejonym uśmieszkiem zwiastującym kłopoty i, standardowo, okularami na nosie. Chociaż patrząc na niego, Marinette mogła przyrzec, że kłopoty już go dopadły. To pewnie to miała na myśli Camille, pisząc mi, że woli przyjechać do mnie zamiast spotkać się w studiu. Za chłopakiem stała Cam i Phillipe, trzymający w rękach pokrowiec ze strojem Daniela. – Nie jesteśmy za wcześnie?
- Nie, nie! Wejdźcie! – Mari odsunęła się, robiąc miejsce gościom, by mogli wejść do środka. – Um… nie obrazicie się, jeżeli będziemy mieli towarzyszy?
- To znaczy? – zapytał stylista, dziwnie ożywiony.
- Na górze jest dwójka moich przyjaciół, Nino i Alya. – odpowiedziała zakłopotana. Chyba powinnam wcześniej ich uprzedzić, że nie będziemy sami… - Jeżeli źle zrobiłam, że…
- Nie ma sprawy, Mari. – powiedziała Camille, uśmiechając się do kuzynki. – To przecież nic takiego. Zresztą już ich chyba poznaliśmy, prawda, Daniel?
- Taaak, chyba sobie przypominam. – zastanowił się chłopak, ściągając okulary. – Ale ja nie mam nic przeciwko.
- W takim razie zapraszam na górę. – uśmiechnęła się Marinette, pokazując schody prowadzące na swoje poddasze.
Kiedy wspinali się po schodach na sam szczyt, muzyka grała bardzo głośno. Muzyka, którą Camille znała aż za dobrze. Z głośników leciał "I Know What You Did Last Summer", jeden z ostatnich przebojów Daniela i Miki, który bardzo szybko zyskał na sławie.
- Matko, TO tutaj też leci? – zaśmiała się, udając niechęć. – Cześć, dzieciaki!
- Żartujesz sobie, ta nuta jest genialna! – obrócił się w ich stronę Nino na obrotowym krześle. – Podziwiam cię, Daniel, za muzykę jaką tworzysz!
- Oh, bez przesady. To nie tylko ja, to dzięki wielu osobom powstają takie „genialne nuty”. Między innymi także dzięki Kamili… - spojrzał na dziewczynę dumnie, chociaż ona tego nie widziała, bo stała do niego tyłem.
- Mnie w to nie mieszaj! – rzuciła szybko, rozglądając się po pokoju. – Strasznie tu… różowo…
Toma, kiedy masz zamiar wyjawić kim jest Mika? – ciągnął dalej Nino. - Wszyscy chcą się dowiedzieć kim jest ta genialna piosenkarka!
- Doprawdy wszyscy? – spojrzał zagadkowo na chłopca. – A dlaczego tak bardzo wszyscy chcą wiedzieć, kim ona jest?
- Żartujesz sobie? Ukrywać taki głos? To oczywiste, że ludzie chcą poznać oblicze kobiety z tak niesamowitym talentem!
- Przyznaj się, że to twoja kochanka! – wypaliła nagle Alya, przez co Cam zakrztusiła się swoją własną śliną, co spowodowało niekontrolowany atak kaszlu.
- Camille, wszystko okej? – zapytała zaniepokojona Marinette. – Co ci jest?
- Nie, nie, wszystko w porządku! – powiedziała, cofając łzy, które napłynęły jej do oczu i łapczywie łapiąc w płuca powietrze. – Może zajmijmy się tym po co przyjechaliśmy?
- Ah, tak! Właśnie! Daniel, za parawan! Przebierz się w to. – Phillipe przejął ster i nie przeszkadzało mu to, że nie był w swojej „świątyni”, tylko w zupełnie nowym miejscu. – Jak skończysz to wyłaź, bo z Marinette musimy określić czy czegoś nie poprawić.
- No idę, już idę. – chłopak przewrócił oczami.
- Dobra, to powiedzcie mi, co w szkole? – odwróciła się Camille do kolegów z klasy Marinette i zagaiła rozmowę.
* * * * * *
Minęło półtora godziny, przez ten czas Marinette wraz z Phillipe uwijała się przy Danielu, robiąc minimalne, ale według nich konieczne poprawki, a Camille pogrążyła się w rozmowie z Alyą i Ninem.
- Wiesz co, według nas, w zamian za usługę Marinette, Daniel powinien coś dla niej zrobić. – wyszeptała Alya do dziewczyny.
- Co macie na myśli? – zainteresowała się dziewczyna.
- Byłaby możliwość, by Mari została zabrana na galę? –szepnął Nino. – Chciała zobaczyć jak to wszystko wygląda, ale nie przyzna się, bo uważa, że się nie nadaje na takie „wielkie” imprezy.
- Wy tak na serio? – zdziwiła się Cami. – Kurcze, dobrze się składa. Bo akurat mamy coś dla Marinette w niespodziance. Czekajcie, zaraz wracam!
- Dokąd idziesz? – zainteresował się Daniel, przeglądając się w lustrze. Już wszystko było gotowe, poprawki dokonane, stój pasował idealnie. – Marinette, jesteś mistrzynią samą w sobie!
- Ja zaraz wrócę! Zostawiłam coś w samochodzie! – mrugnęła do chłopaka, a ten ledwo widocznie skinął głową, rozumiejąc o co chodzi.
Camille zbiegła po schodach i podbiegła do drzwi. Chwyciła za klamkę, pociągnęła ją i wybiegła na korytarz, gdy niespodziewanie wpadła na kogoś z impetem. Jedną ręką chwyciła jego dłoń, druga wylądowała na jego klatce piersiowej na wysokości serca. Mimo, że tego nie chciała, Cam ogarnęła najpierw znajoma ciemność, a później rażący blask. W jej głowie przewijało się milion wspomnień tej osoby i czuła jej emocje. Dzieciństwo, rodzina, zniknięcie matki, samotność, pierwsze dni szkoły, nagła zmiana życia, zmagania z losem, miłość, wolność i życie w uwięzi. Biedronka.
Dziewczyna wróciła do rzeczywistości i spojrzała uważnie na zielonookiego chłopaka. Nigdy nie potrafiła nazwać tego uczucia, który ją właśnie ogarnął – ogromny żar w sercu, poczucie odpowiedzialności i… no właśnie. Miliard innych emocji kotłujących się w jej ciele. Miała ochotę wziąć chłopca i mocno go przytulić. Wiedziała co to oznacza – powiązanie. Daniel nie będzie chyba zachwycony…, pomyślała niechętnie. Chłopak także wpatrywał się na nią, jakby pierwszy raz w życiu ją ujrzał. Jakby zahipnotyzowany, nie mógł odwrócić wzroku od jej bijących złotym blaskiem oczu, a raczej ślepi. Dopiero po chwili Camilla się odezwała, odsuwając się od Adriena.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś stoi za drzwiami.
- N-nie, to ja przepraszam! To moja wina. – powiedział, powoli dochodząc do siebie. – To ja stałem jak kołek, mogąc się zdecydować czy zadzwonić do drzwi…
- Dlaczego się wahałeś? – zapytała prosto z mostu. Kiedy blondyn nie odpowiedział, widocznie zmieszany, Cami dodała. – Są na górze. Możesz do nich iść.
- Dokąd idziesz? – zainteresował się, chociaż sam nie mógł zrozumieć, skąd to nagłe poczucie, że obecność młodej kobiety tak nagle stała się dla niego ważna.
- Spokojnie. – Cam pogłaskała go czule po głowie. – Ja zaraz wrócę.
Odwróciła się i kontynuowała bieg w dół po klatce schodowej.
* * * * * *
- Adrien, stary! Co ty tu robisz? – zawołał Nino uradowany, widząc przyjaciela wchodzącego po schodach na poddasze.
- A-Adrien?! – wydukała Marinette, zaskoczona, że chłopak zjawił się niespodziewanie w jej mieszkaniu. – J-ja ty…
- Wpadliśmy na siebie z Camille, kiedy wychodziła z mieszkania. – zaczął czując się trochę nieswojo. - Powiedziała, że jesteście tutaj i żebym wszedł do środka…
- My właściwie skończyliśmy. – dumnie uniósł głowę stylista, chowając dzieło Marinette do pokrowca, zwracając się do niej ze szczerym uśmiechem. – Te parę ostatnich dni przy twoim boku, to najlepszy czas jaki przeżyłem w całym swoim życiu, Cukiereczku.
- Bo zaraz się zaczerwienię… - odpowiedziała skrępowana. – To naprawdę nic takiego!
- A jednak. Uratowałaś nas. – wtrącił się Daniel, wychodząc zza parawanu, już ubrany w swoje zwykłe ubranie. W tym samym czasie do pokoju wróciła Camille, trzymając coś za swoimi plecami. – Dlatego mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- Ż-że jak? – zająknęła się Mari.
- Nie mogliśmy się powstrzymać i postanowiliśmy, że jako nowa osoba, mimo, że jeszcze nie oficjalnie, pracująca dla NAS… – mówiąc to, Cam spojrzała na Daniela i Phillipe stojących po jej obu stronach. - … zabieramy cię ze sobą na galę.
- Żartujecie sobie? Ale ja nawet nie mam odpowiedniej kreacji na coś takiego…!
- Już masz! – poprawił ją radośnie stylista, wyciągając zza pleców jej kuzynki czerwoną sukienkę. – Specjalnie dla ciebie!
- Żeby nie było, to on to wybierał. – powiedziała cicho Cami, wzruszając ramionami. – Ja się niestety na sukienkach nie znam.
- Nie, nie mogę iść…
- Nie masz wyboru, to polecenie służbowe. – odparował Daniel, po czym dodał z uśmiechem na ustach. – No chyba, że wolisz, bym zaprowadził cię tam tak samo, jak ostatnio wyprowadziłem się ze szkoły.
- Nie ośmielisz się! – zaczęła Marinette, niedowierzając.
- Aha, uwierz mi, ośmieli się. – sprostowała Camille z szyderczym uśmiechem na ustach. – Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie ma żadnych hamulców, by coś takiego zrobić.
- Przykro mi, ale jest troje na jedną. – zaczął Daniel.
- Pięcioro na jedną! – przerwała mu Alya. – My także uważamy, że powinna iść!
- Właściwie, to sześcioro. – powiedział Adrien, patrząc przyjaźnie na Marinette. – Musisz tam być.

_________________________________________________________________________________
*[Shawn Mendes, Camila Cabello - I Know What You Did Last Summer]

sobota, 7 maja 2016

Część 16 - Gość

- Mamo, lecę, bo się spóźnię do szkoły! – wykrzyknęła Marinette, zbiegając po schodach na złamanie karku. – Późno wrócę!
- Nie wyjdziesz z domu, dopóki nie zjesz śniadania. – odpowiedziała ze stoickim spokojem Sabine Cheng i uśmiechem na ustach.
- A-ale mamo!
- Marinette... - mama dziewczyny spojrzała na nią znaczącym wzrokiem, a ta odpuściła i zasiadła do stołu. – Dzwoniła Camille. Wiedziałaś, że jest w Paryżu?
- Co? – zdziwiła się. – To znaczy... tak! Eee... nawet mnie odwiedziła w szkole... na chwilkę.
- Jest taka młoda, a ciągle strasznie zajęta. – westchnęła kobieta. – Spytała czy będziemy dzisiaj popołudniu w domu. Podobno ma do ciebie jakąś sprawę. Mnie nie będzie, także nie będę mogła niestety jej ugościć, a ojciec musi być na dole, w piekarni. Mam nadzieję, że dobrze się zajmiesz naszym gościem.
- Naprawdę? To znaczy, oczywiście, że ją ugoszczę! – powiedziała z pełnymi ustami, po czym z trudem przełknęła rogalika i dodała. – Jestem pewna, że znów nas odwiedzi, byście też mogli się z nią zobaczyć.
- Mam taką nadzieję, że tym razem nie opuści Paryża, zanim się z nami nie zobaczy. Tak wyrosła... a pamiętam ją jeszcze jako dziecko. Pewnie też dojrzała.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - powiedziała cicho Mari i chwyciła kolejnego croissanta. – Naprawdę lecę, do później!
* * * * * *
„Pewnie ciocia już Ci powiedziała, że przybędę dzisiaj do Ciebie."
„Skąd taka nagła zmiana planów? Miałam przedstawić dzisiaj strój dla Daniela na jutro."
„Jak przyjedziemy, to sama się przekonasz dlaczego... Phillipe już zapakował to co robiliście razem i przywieziemy to ze sobą."
- Czyli mówisz, że Daniel był kompletnie zagubiony? – zaśmiała się Alya, kiedy Marinette opowiadała trójce przyjaciół co się działo wczorajszego dnia. Obie dziewczyny siedziały na ławce pod ścianą dziedzińca szkolnego, a Adrien z Ninem stali przed nimi. – Typowy facet, nie znosi zakupów!
- A teraz Camille mi pisze, że spotkamy się u mnie w domu i że sama się przekonam dlaczego. – Mari popatrzyła się na ekran telefonu.
- Cool! Też chciałbym przyjść, nie, Adrien? – powiedział Nino i szturchnął łokciem blondyna stojącego obok niego. – Możemy, Marinette?
- Jeżeli chcecie, to czemu nie? Nie widzę żadnego problemu. – odpowiedziała z uśmiechem.
- To ja, oczywiście, też idę! – zadeklarowała Alya.
- Ja niestety nie mogę... mam szermierkę po lekcjach. – powiedział zawiedziony Adrien.
- Ej, no nie bądź taki! Nie możesz chociaż raz się wykręcić? – zaczął namawiać go Nino. – Przecież nic się nie stanie!
- Nie ma szans. Przepraszam. A twój projekt jest już zrealizowany?
- T-tak! Wszystko jest już uszyte, tylko musi przymierzyć czy wszystko idealnie pasuje. Wczoraj już zabrakło nam na to czasu. Oh... tak bardzo chciałabym pójść na tą galę.
- No to poproś Daniela, by cię zabrał. – powiedziała Alya. – W ramach zapłaty za fatygę.
- Lepiej nie, to zbyt wiele. Zresztą, gdzie ja się będę pchać na salony...
- Marinette Dupain-Cheng! Jak możesz tak mówić! Musisz nabrać większej wartości siebie! – skarciła ją przyjaciółka. – Jeżeli ty się nie odezwiesz, masz to jak w banku, że sama ci to załatwie!
- Nie zrobisz tego! – Marinette poderwała się na równe nogi. – Nawet jakbym miała możliwość tam pójść, nie mam w co się ubrać. A tam obowiązują kreacje wieczorowe. Nie zdążyłabym nawet niczego zrobić dla siebie...
- Dobra, dobra, ja już swoje wiem. Przyprzemy Daniela do ściany i zmusimy go, by zabrał cię ze sobą! Co nie, Nino?
- Jasna sprawa! – zgodził się chłopak. - Już nawet mam pewien plan...
* * * * * *
- Pokaż no się. – zażądała Camille pokazując Danielowi palcem miejsce, gdzie miał usiąść. Chłopak był znów tylko w spodniach od piżamy, bo dopiero co wstał z łóżka. Na całym ciele także miał siniaki i krwiaki, ale znacznie mniejsze niż poprzedniego dnia. Kiedy Daniel usiadł, dziewczyna ściągnęła mu delikatnie bandaże i obejrzała rany. – Nie jest tak źle. Mam nadzieje, że do jutra wszystko już zniknie. Ale rękę znów muszę ci obandażować.
- Najbardziej się cieszę, że nie mam już podbitego oka. Krwiak też zniknął. – powiedział zaspanym głosem. – Dzwoniłaś do Andre?
- Nie musiałam, Domenica mi napisała, że Andrea wie, że nie przyjdziemy do pracy. – odpowiedziała, zajmując się jego ręką. – Albo sama się domyśliła, albo Phillipe jej powiedział.
- Będę musiał im podwyższyć pensję za to, że znoszą moje zachowanie z taką wyrozumiałością. – powiedział, przyglądając się uważnie Camille, wykorzystując fakt, że tego nie widzi. – O której jedziemy do Marinette?
- No mi też by się przydała podwyżka, ja cię muszę znosić nawet po pracy. Nie dość, że muszę dla ciebie harować, to robię za pielęgniarkę. To jest liczone ekstra! – zaśmiała się dziewczyna. – Dopiero popołudniu, jak skończy lekcje. Więc mamy sporo czasu.
- I co będziemy robić? – spytał niskim głosem, zaznaczając tym co chodzi mu po głowie. – Możemy wybierać...
- Nie wymuszaj u mnie mdłości. – przerwała mu, specjalnie mocniej pociągając za bandaż, przez co Daniel się skrzywił z bólu. – Masz dużo pracy. Miałeś się zająć tworzeniem nowej piosenki.
- Zawsze musisz niszczyć moje marzenia? – jęknął. – Jesteś okrutna!
- No, koniec. – olała go. – Weź się lepiej za pisanie piosenki.
- Już napisałem. – wstał i skierował się w stronę kuchni, śpiewając. – „Kiedyś byłem niebem, ziemią byłaś ty. Wodę i powietrze, obiecałem ci. Piórem twoich skrzydeł napisałem wiersz, ciszą i muzyką wypełniłaś mnie."*
- Dokończyłeś już ją? – zdziwiła się. – Kiedy?
- Wczoraj. W nocy jeszcze siedziałem i poprawiałem. Domenica będzie zachwycona, że będziemy mogli już ją nagrywać.
- Będziesz musiał się jeszcze zabrać za piosenkę z Miką. – przypomniała mu, wchodząc za nim do kuchni. - Niestety ludzie na to czekają...
- Dziwisz się? – posłał jej tajemniczy uśmieszek. – Bo ja ani trochę.
- Więc chyba dzisiaj będziemy musieli się za to zabrać. – westchnęła, kiedy usiadła na stołku barowym. – Chociaż nie mam żadnego pomysłu na nią.
- Sądzę, że to tylko kwestia czasu.
* * * * * *
- Nie mogę w to uwierzyć, że skończyliśmy lekcje wcześniej! Mogliby częściej robić nam takie niespodzianki! – wykrzyknął Nino wybiegając ze szkoły tuż przed Marinette i Alyą. – I trochę słabo, że Adrien nie może iść z nami.
- Może to i lepiej... - zamyśliła się Alya.
- Co masz na myśli? – zapytała się zdziwiona Marinette.
- No wiesz... albo mi się zdaje, albo Adrien chyba nie polubił zbytnio Tomäkiego.
- Dlaczego tak uważasz? – Mari czuła się zdezorientowana nagłymi słowami przyjaciółki.
- Intuicja, po prostu mi zaufaj. – mrugnęła do dziewczyny.
- To co, idziemy, dziewczyny? – zapytał Nino.
- Tak, jasne! Ale co będziemy robić przez ten czas?
- Spokojnie, Marinette, coś na pewno wymyślimy!
* * * * * *
- No, młodzieży! Trzeba będzie niedługo się zbierać, czas nas goni!
- Wiemy, Phillipe, nie musisz nam mówić. – burknął Daniel od niechcenia. – Zaraz będziemy gotowi.
- A ten co? – szepnął stylista do Camille, kiedy przechodziła obok niego, myśląc, że chłopak go nie słyszy. – Wstał lewą nogą?
- Nie, po prostu słowa nam dzisiaj coś nie idą. – odpowiedziała mu spokojnie. – Nie możemy złapać weny.
- Rozumiem. Ale z pewnością coś wymyślicie. Zawsze się wam udaje. – mrugnął do dziewczyny, po czym się od niej odwrócił i rzucił rozkazująco jak w wojsku. - A teraz ruszać się! Na mieście są korki! Im dłużej zwlekacie tym miasto robi się coraz bardziej zatłoczone! Raz raz!
______________________________________________________________________________

*[Marcin Spenner – Moskwa]

wtorek, 3 maja 2016

Część 15 - Piekło

„To było piekło, goręcej niż na Sycylii!”
„W piekle jest zimno.”
„Sole!”
„No dobra, dobra…”
„Myślałam, że się tam pozarzynają!”
„Czy ty znów nie przesadzasz? Mam zadzwonić do Phillipe?”
„Porca puttana, Amica! Serio mówię!”
„Dobra.  Ale o co im poszło?”
„ Nie wiem! Gdybym wiedziała, to od razu bym ci napisała! Mówię Ci, jak tylko weszłam do Sali, to obaj już się bili. Oczywiście, chyba nie muszę mówić, kto bardziej oberwał?”
„Nie, proszę, nie mów mi nawet tego…”
„To znaczy, obaj się pięknie pokiereszowali, że w sumie tylko minimalnie Markus wyglądał gorzej.”
„DOMMA!”
„Scusa! Scusa! Ale jeszcze nie wrócił do domu? Powinien w sumie już być. Kiedy inni tych dwóch rozdzielili, to Daniel wściekły wybiegł ze studia zakrwawiony i tyle go było widać.”
„ Ale nie powiesz mi chyba, że zrobili to przy Marinette?”
„Nie, to było tuż po tym, jak Toma ją odwiózł.”
Camille w tym momencie usłyszała szczęk otwieranego zamka w drzwiach. Kiedy podniosła się z kanapy, spojrzała w stronę ciemnego korytarza. Dopiero po jakimś czasie z mroku wyłonił się Daniel, w  stanie godnym pożałowania. Kiedy go ujrzała, była przerażona. Lewe oko podbite, w drugim już z dala widać było krwiaka. Na jednej skroni zeschnięta krew zlepiła jego potargane, śnieżnobiałe włosy. Dolna warga była rozcięta, pod nosem i po brodzie rozmazane krwawe ślady, jakby chłopak próbował je zetrzeć dłonią. Lekkie siniaki i małe strupy także były widoczne na policzkach oraz czole.
- Jezu Chryste i wszyscy święci… - wyszeptała Camille, patrząc na niego wielkimi oczami, czując wielką gulę w gardle. Tylko takie słowa zdołały jej przejść przez gardło.
- Nawet nic nie mów. – uciął krótko i pokierował się w stronę kuchni, rzucając kurtkę na jedną z kanap.
- Ż-żartujesz sobie?! – Cam przeskoczyła przez oparcie kanapy i wbiegła do pomieszczenia, tuż za nim. – Domenica mi właśnie pisała, że się szarpaliście, ale nie wierzyłam jej, żeście tam Kickboxing uprawiali! Pokaż się…
Podeszła do niego i chwyciła go delikatnie za żuchwę, obracając jego twarz w stronę światła, by się dokładniej przyjrzeć ranom, jednak ten się wyszarpnął i spojrzał na nią spod byka.
- Zostaw mnie. Nie potrzebuję żadnej pomocy.
- No ty chyba naprawdę sobie żartujesz! – nie wierzyła własnym uszom, co Daniel do niej mówił. W ogóle nie rozpoznawała zachowania chłopaka. Nigdy nie był na tyle porywczy, by z kimś od tak się pobić, potrafił opanować nerwy w takich wypadkach. Co musiało się wydarzyć, że się tak zachowuje? – Powiesz, co się stało?
- Nic się nie stało. – chłopak stanął nad zlewem i odkręcił kurek z zimną wodą, po czym wsadził głowę pod kran. Camille przeszył dreszcz mówiący, że z Danielem naprawdę źle się dzieje. Tylko nie miała najmniejszego pojęcia dlaczego. Kiedy wyprostował się, krople wody kapały z  końcówek jego włosów i spływały po skroniach i karku, jego koszulka robiła się coraz bardziej mokra.  – Idź już lepiej spać.
- Daniel, jest dopiero dwudziesta…
- To idź porobić coś innego. – odpowiedział twardo, opierając się o zlew. Nawet nie odwrócił się, by na nią spojrzeć. – Zostaw mnie samego.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. – skrzyżowała ramiona na piersiach. – Tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
- Powiedziałem, idź sobie! – zdenerwowany walnął pięścią w blat tak mocno, że Camille aż podskoczyła w miejscu zaskoczona jego nagłym wybuchem. Jednak następnie powiedział znacznie ciszej, miękkim głosem, jakby prosząco. – Kamila, proszę. Ten jeden raz, proszę cię, zostaw mnie samego. J-ja…
Dziewczyna nawet jakby chciała, nie potrafiła się odwrócić i tak o sobie pójść. Z nim nie było dobrze, dlatego tym bardziej potrzebował jej wsparcia - jakiegokolwiek. Zapiekły ją oczy. Podeszła do niego powoli i przytuliła go od tyłu. Poczuła jak chłopak gwałtownie nabiera powietrze do płuc. Ze wszystkich możliwych, Daniel nie spodziewał się takiego nagłego gestu czułości. Po zbyt długim wstrzymywaniu oddechu zaczęły go już boleć płuca. Wypuścił powietrze z siebie, powoli się odwrócił i otoczył dziewczynę swoimi ramionami, mocno przytulając się do niej. Serce mu waliło jak szalone, jednak z czasem się uspokajał.
- Naprawdę, idź już. – wyszeptał.
- Nie chcę. – odpowiedziała równie cicho.
- Pobrudzę cię swoją krwią…
- A żeby to było pierwszy raz. – zaśmiała się cicho, speszona.
- Nie odpuścisz, prawda…? – powiedział, jakby z nadzieją w głosie, że dziewczyna odpowie twierdząco na jego słowa.
- Nigdy. Wiesz, że to nie w moim stylu.
- Na moje nieszczęście. – zażartował łamiącym się głosem, jakby powstrzymywał się od zaśmiania.
- Chodź, opatrzę cię. – powiedziała i spojrzała wprost w jego oblicze. – Wyglądasz koszmarnie.
- I tak też się czuję. – uśmiechnął się do niej słabo, siląc się na lekki ton.
* * * * * *
Daniel opierał się o balustradę i patrzył przed siebie, trzymając w ręce kieliszek z Whisky, Camille stała poirytowana na środku tarasu, paląc kolejnego papierosa. Na zewnątrz było już ciemno, ale taras pogrążony był w półmroku, dzięki światłu dochodzącemu z głębi mieszkania. Chłopak miał precyzyjnie obandażowaną głowę i lewą dłoń, którą także sobie uszkodził parę godzin wcześniej. Cami opanowała sztukę bandażowania do perfekcji przez ostatnie lata.
- Lepiej by było, gdybyś się do niego niezbliżana. – powiedział, nie odwracając się do niej.
- Myślisz, że cię posłucham? – oburzyła się. – Nie chcesz mi nawet powiedzieć, o co wam poszło. Od kiedy masz przede mną tajemnice?
- Po prostu uważam, że nie potrzebujesz zaprzątać sobie głowy tym detalem.
- „Detalem”. – prychnęła niedowierzając. – Jesteś jego szefem, Daniel. Masz pojęcie co się stanie jak się wyda, że go pobiłeś? Co ty sobie myślałeś?
- To nie ja zacząłem, to on pierwszy się na mnie rzucił. – odpowiedział ze stoickim spokojem.
- Uważaj, bo ci uwierzę. – powiedziała cicho, podchodząc do popielniczki i gasząc niedopałek. – On nie jest typem samobójcy.
Na te słowa Daniel w końcu się odwrócił i wyciągnął w jej stronę wolną dłoń.
- W takim razie sama to sprawdź. – powiedział z błyskiem w oku.
- Myślisz, że to mnie przekona? – zapytała niedowierzając.
- Wiesz, że nie mogę tego zmienić. – Daniel był bardzo pewny siebie. Wiedział doskonale, co robi. – Jesteś na moje umiejętności odporna, więc sprawdź, skoro nawet w tej kwestii mi nie wierzysz.
Po chwili wahania, Camille podeszła i złapała go za rękę. Najpierw poczuła, jak spowija ją ciemność, następnie rozbłysło się bardzo jasne światło. Świat, który wykreował się wokół niej był trochę zniekształcony, zamazany, niewyraźny. Stała w „Sercu” studia parę godzin wcześniej, a przed sobą widziała dwie sylwetki dyskutujących ze sobą mężczyzn – Daniela i Markusa. Zdziwiło ją jednak to, że nie rozumiała ich rozmowy, słyszała jeden wielki zlepek słów i szmerów, nie mogąc zrozumieć ani jednego wyrazu. Daniel odwrócił się od choreografa, jakby chciał wyjść z Sali, a wtedy Markus się na niego rzucił. Cam przerwała wizję i powróciła do rzeczywistości. Nie chciała widzieć tego, co zdarzyło się później. Mogła we wspomnieniach przebywać godzinami, jednak gdy ktoś by spojrzał na to z boku, wydawałoby mu się, że trwa to ułamek sekundy.
- Dlaczego nie mogłam zrozumieć waszej rozmowy? – spytała, spoglądając Danielowi w oczy z wyrzutem.
- Nie mogę wejść do twojego umysłu, jednak mogę trochę kontrolować to co zobaczysz czy usłyszysz w moich wspomnieniach. Nie chciałem byś wiedziała o czym rozmawialiśmy, dlatego pokazałem ci tylko obrazy.
- To nie jest fair.
- Miałem ci tylko udowodnić, że tym razem to ja byłem ofiarą. Na tym zakończmy. – powiedział, następnie zręcznie zmienił temat. – Jutro Marinette ma oddać gotowy strój.
- Chyba nie myślisz, że jutro pójdziesz do studia. – spojrzała na niego krzywo. – Nikt cię nie może tak zobaczyć.
- Przecież jutro już będzie ze mną znacznie lepiej. – powiedział i znów się od niej odwrócił.
- No właśnie! – Camille również oparła się o barierkę tuż obok niego. - Myślisz, że ludzie nie zaczną zadawać pytań, jak to możliwe, że jutro będziesz wyglądać lepiej, a pojutrze na gali tak, jakby nic się nie wydarzyło? Pojedziemy do domu Mari, dałam już znać Phillipe, by przywiózł to co trzeba we wskazane miejsce. To jest najlepsze rozwiązanie.
- Jak zwykle masz łeb na karku. – spojrzał na nią z ukosa, lekko się uśmiechając.
- Ktoś musi, skoro ktoś jest kompletnym idiotą. – skwitowała z udawaną zarozumiałością, wymierzając mu przyjacielskiego kuksańca w zdrowe ramie.
- Samica alfa. – zaśmiał się, wyciągając z kieszeni spodni paczkę fajek. – Czasami naprawdę tego nie rozumiem jak możesz być taka dobra.
- Nie musisz tego rozumieć. – szturchnęła go lekko ramieniem, kiedy ten odpalał papierosa. – Właśnie od tego masz mnie.
Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi i obydwoje w tym samym momencie odwrócili się zdziwieni.
- Spodziewasz się kogoś? – spytał zaskoczony.
- Ja nie. Ciekawe kto to może być. – odpowiedziała i poszła w kierunku szklanych drzwi tarasu.
* * * * * *
- Mam wszystko co chciałaś. – Phillipe położył ostrożnie dwa pokrowce ze strojami na jednej kanapie i ciągnął dalej, dumny z siebie. – Stwierdziłem, że będzie lepiej, jak dzisiaj to tutaj przywiozę i od razu zaprezentuję ci to, co ode mnie chciałaś. A gdzie nasz złoty chłopiec?
- Tutaj jestem. – z tarasu dobiegł ich głos Daniela.
- Aha. No to widać jeszcze żyje, niestety. – powiedział do Cam, ściągając z siebie płaszcz, po czym dodał głośniej, zwracając się do chłopaka. – Nie mam pojęcia co ci odbiło z tą dzisiejszą bijatyką! Jak tak dalej pójdzie, to Camille nie będzie mogła wziąć ani jednego dnia urlopu, bo wtedy zawsze musisz zrobić coś bardzo głupiego!
- Dobra, Phill, już wszystko jest pod kontrolą. – uspokoiła go dziewczyna. – A teraz pokaż co masz!
- Okej, okej, już, już! – mężczyzna rzucił się w stronę pokrowców, wyraźnie podekscytowany. – Jest to od Gabriela, więc klasa sama w sobie!
Rozpiął jeden pokrowiec i wyciągnął z niej piękną, czerwono-czarną koktajlową sukienkę.
- Phillipe… ona naprawdę jest cudna. – zachwyciła się Camille. – Na pewno będzie pasować?
- Na moje oko tak. – odpowiedział dumnie. – A wiesz, że moje oko nigdy się nie myli.
- Co to za sukienka? To dla ciebie, Kam? – do salonu wszedł Daniel, zaskoczony widokiem sukni. –Nie za mała jakaś? Jesteś znacznie wyższa i… no… lepiej zbudowana w niektórych miejscach…
- Nie, to nie dla mnie. – przewróciła oczami w odpowiedzi na ostatnią uwagę chłopaka.

- To dla naszego Cukiereczka. – sprostował stylista, chowając powrotem kreację. – Myślę, że będzie zachwycona!