piątek, 29 lipca 2016

Część 22 - Dwa koguty

- A-Adrien?! C-c-co t-ty tu robisz? – zaczęła się jąkać i czuła, jak jej twarz przybiera ten sam kolor co jej sukienka.
- Ojciec zaproponował, że zabierze mnie ze sobą, śmieszna sprawa, co? – zaśmiał się kłopotliwie, uciekając wzrokiem w bok. Ile to ja musiałem tak naprawdę błagać ojca, by zabrał mnie ze sobą, pomyślał. Sam się dziwię, że udało mi się go namówić.
- Oh… F-faktycznie, dość fatalnie… to znaczy zabawnie! - Marinette szukała odpowiednich słów, by nie palnąć znów czegoś głupiego. – Dobrze się bawisz? W końcu możesz spędzić z nim trochę czasu…
- Co? – spytał chłopak, zbity trochę z tropu. – A… a! Tak! To znaczy, teraz z kimś rozmawia, jak zwykle praca go nie odstępuje. Ale za to mógłbym spędzić trochę czasu z tobą. – spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem.
- Tak, to miło… - zaczęła Mari, chociaż przypomniała sobie, że nie przyszła na galę sama. – Naprawdę bardzo chętnie spędziłabym z tobą ten czas…
- Ale akurat jest zajęta. – dziewczyna usłyszała za sobą głos Daniela. Kiedy się obejrzała, zobaczyła, że chłopak stoi za nią razem ze stylistą, przeszywając Adriena wzrokiem. – Nie spodziewałem się, że twój kolega także tu będzie.
- Oh, doprawdy mój drogi, ostatnimi czasy można bardzo łatwo cię zaskoczyć. Jakże szczerze dziwi mnie ten fakt. – zakpił z chłopaka Phillipe.
- Dziwi cię to, że dziwi mnie to, że przyszedłeś we fraku? – piosenkarz mierzył uważnie mężczyznę wzrokiem. Wyglądało to dość komicznie, biorąc pod uwagę znaczną różnicę wzrostu między jednym a drugim.
- Dlatego wmówię, że ostatnio jesteś jakiś nieswój, że można cię tak łatwo zadziwić.
- Wasza dwójka jest naprawdę zabawna. – wtrąciła bez zastanowienia Marinette, chichocząc cicho, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Ciebie naprawdę to śmieszy? – zapytał Daniel patrząc na dziewczynę, jak na idiotkę.
- Tak. – zachichotała.
- Widać ktoś tu jest pasjonatką ubogiego żartu. – uśmiechnął się  promiennie Phillipe do Mari, po czym zwrócił się do chłopaka. - Zupełnie jak pewna dama, którą wszyscy znamy.
- Znowu zaczynasz? – westchnął zirytowany chłopak i odwrócił się do Marinette. – Powinniśmy wejść na salę i odnaleźć swoje miejsca, zanim…
W tej chwili urwał, patrząc się gdzieś daleko, ponad Marinette i stojącego cicho tuż obok niej Adriena. Jego wzrok stwardniał, a twarz stężała, stojąc tak w bezruchu, jakby nagle czas się zatrzymał.  Po dłuższej chwili ruszył żywszym krokiem w stronę, w którą się wpatrywał i rzucił szybkie „Przepraszam na moment”, mijając dwójkę przyjaciół.
- Coś się stało? – zwrócił się do dziewczyny Adrien, wyraźnie zdziwiony, zupełnie jak ona sama.
- Nie mam pojęcia… - spojrzała na Adriena.
- Ojoj… - zaczął blady Phillipe. – Wybacz młodzieńcze, nie chcę być nieuprzejmy, ale naprawdę byłoby lepiej, gdybyś wrócił już do swojego ojca. A ty… - zwrócił się do Marinette, gestykulując charakterystycznie. – …lepiej chodź ze mną. Coś czuję, że będziemy musieli powstrzymać krwawą rzeź.
* * * * * *
- Markus,  nie podoba mi się to co mówisz. – powiedziała Camille, zachowując zimną krew.
- Nie widzisz, jaki on jest? – chłopak podniósł głos i wskazał palcem na swoją odrapaną twarz. – Widzisz co mi zrobił? Rzucił się na mnie bez powodu!
- Ciszej, nie jesteśmy tu sami. – upomniała go dziewczyna. – I na pewno od tak, by się na ciebie nie rzucił, jak mówisz. Znam go za dobrze, byle co go nie wytrąca z równowagi. Podejmuje radykalne kroki dopiero w samoobronie.
- Nie wiesz jakie straszne rzeczy o tobie mówił… - ciągnął dalej chłopak.
- W to akurat tym bardziej nie uwierzę. -  syknęła zła Cam, rzucając koledze mordercze spojrzenie. – Więc lepiej nie zmyślaj.
- Dlaczego ty niczego nie widzisz? On cię tylko wykorzystuje, wszyscy to wiedzą. Robisz o wiele więcej, niż to co należy do twoich obowiązków. Przez niego zostałaś zmuszona do opuszczenia swojej rodziny; masz zamiar tak spędzić całe swoje życie, latając za nim? Czemu nie myślisz o sobie? I… i jeszcze to wasze wspólne pomieszkiwanie, jakby nie mógł mieszkać gdzie indziej. Powiedz, jesteś przez niego zastraszana, prawda?
- Wystarczy! – odepchnęła go, kiedy Markus podszedł zbyt blisko niej. – Ty n i c nie wiesz, więc jakim prawem możesz mówić takie rzeczy? On wcale mnie nie zmusił do opuszczenia rodziny, tak jak ty mówisz. On tak naprawdę mnie w pewnym sensie uratował, ale nie mam zamiaru ci się z tego tłumaczyć, bo nie zrozumiesz i tak. Do tego, pracując właśnie tak jak pracuje, ja się po prostu spełniam, nawet jeżeli będę miała to robić do końca życia. Co ty w ogóle sobie myślisz? Że mnie znasz? Gdyby tak naprawdę było, wiedziałbyś, że ja  n i g d y  nie robię tego, czego  n i e  c h c ę. I nikt, powtarzam, NIKT, niezależnie od intencji, nie ma prawa twierdzić, że Daniel mnie zastrasza!
- W takim razie przyznaj się, że jest ci go żal.
- Słucham? – spojrzała na choreografa zbita z tropu.
- Jesteś przy nim przez ten cały czas, od samego początku tylko i wyłącznie z litości. Dlatego właśnie nie odejdziesz z pracy. Dlatego nie wrócisz do rodziny, nie zaczniesz układać życia po swojemu. – Markus położył swoją rękę na jej ramieniu, zmuszając ją tym, by patrzyła się wprost w jego oczy. Jednak tym jednym dotykiem nieświadomie otworzył przed nią swój umysł, przez co Cam zagłębiła się w jego wspomnienia. I już znała odpowiedź na nurtujące ją pytanie ostatnich dni. – Mogłabyś w każdej chwili odejść z pracy, przecież to tylko praca. Nic więcej. To nie jest twoje życie. Mogłabyś nareszcie zacząć się spełniać jako artystka. Daniel wcale nie jest ci potrzebny do szczęścia. Wiem od innych, że tak naprawdę uciekłaś z domu, bo było ci żal tego chłopaka przez to, że rodzina się od niego odwróciła. Poświęciłaś swoje szczęście, by zając się tym zerem. Zupełnie niepotrzebnie, bo on nawet tego nie docenia…
- Dosyć. – dziewczyna mu przerwała, policzkując go z całej siły, tak, że dwudziestodwulatek stracił równowagę i o mało nie upadł na posadzkę. – Nic, z tego co powiedziałeś, nie jest prawdą. Moje życie już jest ułożone po mojemu, właśnie tutaj gdzie teraz jestem. Przy Danielu, Andrei, Phillipe, Dommie i wszystkich innych. To nie jest dla mnie tylko zwykła praca, dla mnie to całe życie. I to właśnie tutaj jest moja rodzina. Wy jesteście moją rodziną. Więc dlaczego chcesz mnie namówić bym odeszła gdzieś, gdzie nie będę szczęśliwa? Nie wiem, czy ktokolwiek i gdziekolwiek daliby mi taką swobodę spełniania się artystycznie jaką daje mi Daniel. I to nie ja opuściłam rodzinę dla Daniela… To Daniel zostawił swoją przeze mnie! – straciła panowanie nad sobą i ostatnie zdanie wykrzyczała ze łzami w oczach. – Gdyby nie on, nie mam pojęcia, co by się ze mną w tej chwili działo, kim bym była i gdzie bym się znajdowała. Nie wiem co się z tobą dzieje, Marki. Nigdy taki nie byłeś, skąd się wzięła u ciebie nagle ta wrogość  do Daniela? Błagam, nie dawaj mi powodów, bym cię znienawidziła, bo naprawdę uważam cię za przyjaciela, nie wroga, dlatego…
- Kamila, wystarczy. – kiedy usłyszała te słowa, serce jej zamarło. Między nią, a Markusem stanął Daniel, zwrócony twarzą do chłopaka. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, jednak jego oczy były dzikie, wściekle dzikie. – Powiedziałem ci już coś ostatnio, Markus. Której części nie zrozumiałeś? I w ogóle to jakim prawem wspominasz rodzinę Kam…
- Daniel... – Cami bez zastanowienia złapała chłopaka za ramię. Wiedziała, że jeżeli w porę nie odwróci uwagi przyjaciela, może stać się naprawdę coś niedobrego. – To nie ma znaczenia. Proszę, odpuść.
Chłopak początkowo nie reagował, tylko nadal przeszywał wzrokiem wroga, nie zauważając nawet, że tuż obok pojawił się Phillipe wraz z Marinette. Kiedy zamknął oczy, jakby bijąc się sam ze sobą, stojąc w bezruchu pośrodku całego zamieszania, po chwili ponownie je otwierając, odwrócił się, rzucając krótkie „Chodź ze mną” i łapiąc dziewczynę za nadgarstek, pociągnął ją gdzieś za sobą, nie oglądając się na nikogo.
- Tak, wy idźcie, a my tu zajmiemy się pewnym drobiazgiem! – zawołał za nimi Philli, mimo, że wiedział, że żadne z nich go nie słucha, jednocześnie piorunując wzrokiem młodego chłopaka w kasztanowej czuprynie. – Pewnie jesteś z siebie dumny, co? Czego tak naprawdę oczekiwałeś po tym całym cyrku? Nie wierzę, że jesteś na tyle głupi myśląc, że uda ci się popsuć relację tej dwójki. I spójrz na mnie, jak do ciebie mówię. – mężczyzna zdzielił chłopaka po głowie czymś podobnym do ulotki, którą trzymał w ręce, by ten na niego spojrzał. Mówił bardzo surowym tonem, niczym ojciec do syna, który bardzo narozrabiał. – Nie zauważyłeś, że mimo ich zachowania, przywiązanie tych dwoje do sienie jest bardzo silne? Siedzę z tymi dzieciakami od samego początku i uwierz mi, w żaden, ale to w żaden sposób nie uda ci się zburzyć zaufania, które jest między nimi.
 - Jeszcze zobaczymy. – wysyczał wściekle i przeszedł obok stylisty, trącając go ramieniem.
- Phillipe, o co w ogóle tutaj chodziło? – zapytała Mari, nic nie rozumiejąc.
- Nic takiego, Cukiereczku. Tak to bywa, jak ma się dwa koguty na podwórku i jeden drugiemu chce pokazać, który z nich jest ważniejszy. Chociaż wcale mi się to nie podoba, że ma być to kosztem biednej Camille. Przy niej nie można wspominać o jej rodzinie. Dziewczyna jest bardzo silna, ale to temat tabu. Po prostu nie wolno i koniec.
- Dokąd teraz poszli Daniel i Cam?
- Nie wiem, ale mam nadzieję na dwie rzeczy. Pierwsze, że Dan szybko się uspokoi. A dwa, że szybko wrócą, bo nie mają zbyt dużo czasu na pogawędki.
- Czy mogę zadać jedno pytanie…? – zaczęła dziewczyna niepewna, czy powinna o to pytać mężczyznę.
- Co takiego cię trapi, kochanie?

- Co jest między Danielem, a Camille? Ale… tak naprawdę? 

czwartek, 23 czerwca 2016

Część 21 - Palais Garnier

- Zaczynam powoli panikować, czuje jak z każdą chwilą żołądek podchodzi mi coraz bliżej do gardła, ręce się trzęsą, w ustach mam sucho, serce wali mi jak oszalałe… - żaliła się Marinette swojej przyjaciółce, przebierając się w sukienkę od Phillipe za parawanem. – Jestem niemalże pewna, że zrobię coś głupiego, wiesz jaka jestem niezdarna. A co jeżeli na kogoś wpadnę, ta osoba się przewróci, coś sobie zrobi, nagrają to kamery, a okaże się, że to ktoś naprawdę ważny? I zobaczy to Adrien? Cały świat będzie przeciw mnie i pewnie on także…
- O rrrrany, wyluzuj siostro! Ciągłe panikowanie nic ci nie da. Musisz się uspokoić. Zresztą, będziesz razem z Camille, nie wydaje mi się, by ona pozwoliła zrobić ci coś głupiego. – zaśmiała się Alya, gapiąc się na ekran swojego telefonu. – Poza tym, czy mi się zdaje, czy zaczynasz już bardziej panikować przed tą całą galą niż kiedy masz zamienić parę słów z „panem Agreste”?
- C-co? N-nie, to wcale nie tak! - Mari wyszła zza parawanu, ubrana w czerwono czarną sukienkę koktajlową z czarną kokardą w pasie  z przodu. – Jak myślisz, jakie buty do tego?
- Łał! Wyglądasz kapitalnie! – z miejsca poderwała się dziewczyna. – Wiesz, że może i nie jestem tego zwolenniczką, ale uśmiechają mi się tylko czarne buty na obcasie. Uczesać cię?
- Nie… Cam napisała, żebym poszła w rozpuszczonych włosach. To będzie dla mnie trochę dziwne, ale zrobię tak jak mi doradziła. – uśmiechnęła się promiennie.
- Masz szczęście, że akurat kopertówka mamy będzie idealnie pasować do twojego stroju. Tylko nigdzie jej nie zgub! Jak ją zgubisz, to moja mama mnie zabije, a jak mnie zabije, to bądź pewna, że ja ukatrupię ciebie! – spojrzała srogo na przyjaciółkę i powiedziała poważnym tonem, krzyżując ramiona na piersi.
- Jesteś pewna, że ta kolejność rzeczy jest prawidłowa? – zaśmiała się Marinette, zasiadając przy toaletce, by zrobić delikatny makijaż. – Alya, zobacz jak mi się trzęsą dłonie!
- Dobra, daj. Sama zrobię cię na bóstwo!
Po pół godzinie z parteru mieszkania dziewczyny usłyszały głos mamy Mari:
- Marinette, zejdź już! Ktoś przyszedł po ciebie!
Dziewczyna chwyciła czarną kopertówkę, którą pożyczyła od swojej przyjaciółki, wrzuciła do niej co jej wpadło tylko pod rękę i stanęła raz jeszcze przed lustrem. Chciała się upewnić, że wygląda nienagannie. Lekki makijaż, rozpuszczone, ciemne włosy, idealnie dopasowana do niej czerwona sukienka koktajlowa z czarnymi detalami i kokardą z przodu na wysokości pasa oraz czarne buty na wysokim obcasie. Aż sama nie mogła uwierzyć, że to odbicie to ona sama.
- Chyba nigdy bym cię nie poznała, gdybyś wyszła tak w biały dzień na ulicę. – stanęła za nią Alya, chwytając przyjaciółkę za ramiona. – Tylko oddychaj, spokojnie! Wiesz, szkoda, że Adrien nie może cię zobaczyć. Jestem pewna, że…
- Alya! P-przestań, bo z-zaraz zacznę się t-trząść! – zapiszczała przerażona.
- Czekaj, czekaj! Zaraz zrobię ci fotkę i prześlę wszystkim! Adrienowi też! – mrugnęła, przymierzając się do zrobienia zdjęcia. – Mogę się założyć, że jak tylko zobaczy zdjęcie, zakocha się od razu bez pamięci!
- Dobra, musze lecieć, cześć! – Marinette rzuciła się do ucieczki, próbując nie skręcić kostki w wysokich butach. Kiedy była w połowie schodów, zauważyła stojącego po środku salonu Daniela, rozmawiającego z jej mamą. – Już jestem!
Chłopak odwrócił się i odpowiedział lekkim uśmiechem, uważnie się jej przyglądając.
- Coś nie tak? – zapytała podenerwowana Marinette, widząc jak Daniel ją lustruje wzrokiem.
- Ależ skąd, wszystko w jak najlepszym porządku. Możemy iść?
- A gdzie Camille? – tuż obok Mari stanęła jej przyjaciółka, która zbiegła po schodach chwilę po niej.
- Niestety, ale nie będzie w stanie nam dzisiaj towarzyszyć. – westchnął rozbawiony, drapiąc tył głowy.
- Jak to?! – obie dziewczyny wypowiedziały to w tym samym momencie, robiąc wielkie oczy.
- Powinniście się już zbierać, bo inaczej się spóźnicie! – wtrąciła Sabine, spoglądając z uśmiechem na ustach to na swoją córkę, to na gościa. Kiedy skierowali się do wyjścia, kobieta pożegnała się z Mari czułym, matczynym pocałunkiem w czubek głowy. – Baw się dobrze, skarbie.
- Nie wróci późno, odwiozę ją tuż po gali pod sam dom. – zapewnił Daniel, wychodząc i biorąc nastolatkę pod ramię.
- Czekam jutro na szczegółową relację z dzisiejszego wieczoru! – krzyknęła Alya, kiedy para zaczęła schodzić po schodach.
Kiedy wyszli budynku, chłopak podszedł do zaparkowanego tuż obok kamienicy samochodu, który Mari już dobrze znała. Otworzył drzwi pasażera i lekkim ukłonem zaprosił ją do środka. Kiedy zamknął za nią drzwi i obchodząc pojazd sam zajął miejsce kierowcy, Marinette nie potrafiła ugryźć się w język.
- Dlaczego Camille nie będzie z nami? Co się stało? – zapytała trochę przerażona wizją, że cały wieczór miała spędzić tylko i wyłącznie w jego towarzystwie.
- Nic się nie stało. – zaśmiał się bez krzty wesołości, włączając się do ruchu drogowego. – Po prostu nie może nam towarzyszyć.
- Nie rozumiem, nie powiedziała mi, że jej nie będzie, a miała tyle okazji, by mnie o tym poinformować. – wyglądała speszona przez okno auta.
- Hej. – Daniel jednym słowem nakłonił Mari, by ta spojrzała wprost na niego. – Nie myśl o tym, tylko korzystaj z chwili. To jest nagroda, nie zamartwiaj się zupełnie niepotrzebnie.
- T-tak, to prawda, jednak… - zawahała się. – Nie zostaniecie w Paryżu, prawda? Będziecie lecieć dalej…
- Tak, niedługo będziemy lecieć do Nowego Jorku. – odpowiedział jakby od niechcenia.
- Tak myślałam. – Mari ponownie spojrzała za okno, niewidzącym wzrokiem.  
* * * * * *
            Marinette kręciło się w głowie. Wszędzie flesze aparatów krzyczących coś dziennikarzy, skierowanych prosto na nią przyprawiały ją o chwilową ślepotę. Szła z Danielem pod rękę po czerwonym dywanie w stronę wejścia Palais Garnier, przed nią i za nią szły inne pary znanych artystów różnej maści, których dziewczyna znała tylko z pierwszych okładek magazynów.
            - Wszystko w porządku? – spytał cicho, ukradkiem na nią zerkając.
            - T-tak, tylko… to jest takie… - zaczęła, czując się nieswojo.
            - Chyba wiem co chcesz powiedzieć. – zaśmiał się pod nosem chłopak. – Początkowo, jak zaczynałem swoją karierę, także nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Wiem, że jest to bardzo przytłaczające.
            - I jak sobie z tym poradziłeś? – spojrzała na niego zaciekawiona.
            - Kwestia czasu trochę mnie uodporniła. Jednak nie do końca, często paparazzi mnie drażnią.
            - Dlatego przyznałeś Camille rolę swojego prywatnego fotografa?
            - Jest zdecydowanie mniej denerwująca od reszty fotografów. I zna mnie na tyle dobrze i długo, żeby wiedzieć jak robić mi zdjęcia, bym nie robił żadnych głupich poz jak chcieli ode mnie inni.
            - I przy niej nie musisz nikogo udawać, jesteś całkowicie sobą. – Marinette się uśmiechnęła promiennie w odpowiedzi na zaskoczenie Daniela po jej słowach. – Nie musisz przede mną udawać, widziałam już jak zachowujesz się przy innych, a jak przy niej.
            - Wydaje ci się… - odwrócił wzrok, jak dziecko, które chce coś ukryć.
            - Chyba jednak nie! – zaśmiała się chicho. Mari zapomniała już o tym całym zamieszaniu dziejącym się  wokół niej. Kiedy weszli do środka budynku, dziewczyna aż stanęła z wrażenia. – Jak tu pięknie!
            - Tak, mi także zawsze się podobał ten budynek. Wiesz co? Pokażę ci coś. Chodź za mną, tylko nie oglądaj się nigdzie, żeby nikt nie zwrócił na ciebie uwagi.
Daniel pociągnął ją za tłumem innych gość na wielkie cesarskie schody opery. Lecz zamiast jak reszta przybyłych na galę wejść na korytarz na pierwszym piętrze, chłopak pośpieszył po schodach wyżej i wyżej. Tam praktycznie nie było już nikogo. Idąc szybszym krokiem za Danielem, Marinette rozglądała się we wszystkie strony, głodna podziwiania tego cudu architektonicznego.
- Dokąd mnie prowadzisz? – zapytała w końcu, zaciekawiona.
- To tutaj. – chłopak przystanął przed dwuskrzydłowymi drzwiami i otworzył je, robiąc miejsce, by Marinette weszła pierwsza. – Zapraszam.
Razem weszli do długiego, bogato zdobionego foyer w którym panował półmrok, z licznymi żyrandolami, lśniącą posadzką, kolumnadą i wieloma innymi elementami, którymi Marinette nawet nie potrafiła nacieszyć oka. Nie wiedziała na co patrzeć, to miejsce było takie piękne.
- Zwróć uwagę na freski. – uśmiechnął się patrząc w górę. – Niesamowite, prawda? W ogóle ta opera sama w sobie jest niezwykła. To w tym miejscu właśnie rozgrywa się akcja Upiora w Operze Leroux’a. Pod ziemią naprawdę są kanały.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała zdumiona.
- Powiedzmy, że chcąc komuś zaimponować, musisz dokładnie poznać to, co dana osoba lubi. A nawet i więcej.
- Camille kocha sztukę w każdej postaci. – odparła po chwili namysłu Marinette, na co Daniel się skrzywił  tak, jakby odkryła jego największą tajemnicę. – I uwielbia Upiora w Operze. Nadal masz zamiar udawać, że tylko mi się zdaje, że masz do niej słabość? Ty… Kochasz ją. – była zaskoczona swoimi własnymi słowami.
- Nie powiedziałem tego. – odparł ponuro, odwracając się w stronę okna.
- Ale tego nie trzeba mówić, do miłości nie są potrzebne słowa. To się czuje… - zaczęła ale w tym momencie drzwi otworzyły się i do środka zajrzała kobieta w długiej, grafitowej sukni, podkreślającej jej kształty.
- Ah, tutaj jesteście! – uśmiechnęła się i szybko weszła do środka. W pierwszej chwili Marinette jej nie rozpoznała, dopiero jak zaczęła się do nich zbliżać, zorientowała się, że to Cam. Wyglądała znacznie dojrzalej w spiętych włosach i złotej biżuterii, a szpilki sprawiały, że prawie że dorównywała wzrostem Danielowi. – Coś tak czułam, że się tutaj wkradniecie.
- Camille! Miało cię tutaj nie być. – z jednej strony Mari się ucieszyła na widok kuzynki, z drugiej zdziwiła się jej obecnością.
- Powiedziałem, że nie będzie w stanie nam dzisiaj towarzyszyć na gali, nie, że w ogóle jej nie będzie. – Daniel zaśmiał się ironicznie, opierając się o ścianę w dość typowej dla niego pozie niegrzecznego chłopca.
- Znowu się droczysz z młodymi? – spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem, po czym zwróciła się do dziewczyny. – Jestem jedną z prowadzących dzisiejszą galę, dlatego  Daniel miał rację, że nie będę w stanie wam towarzyszyć.
- Rozumiem… - odpowiedziała Marinette. – Ale ślicznie wyglądasz.
- Ty także. – uśmiechnęła się promiennie Camille. – Wiedziałam, że ta sukienka będzie do ciebie idealnie pasować. A teraz chodźcie. Musicie zając swoje miejsca, bo zaraz się zacznie.
Wyciągnęła rękę w kierunku dziewczynki, a ta ją chwyciła i poszły w kierunku drzwi, a chłopak ruszył powoli za nimi.
* * * * * *
- Muszę was już opuścić. Muszę pójść na backstage i coś omówić z innymi. Możliwe, że zobaczymy się jeszcze później. Pa! – pożegnała się Camille i zaczęła się przeciskać przez korytarz pełen gości.
- No to zostaliśmy znów sami. – powiedział Daniel nieobecnym głosem, nadal patrząc się w kierunku w którym poszła dziewczyna, a kiedy Marinette na niego spojrzała trzymał w ręku kieliszek z szampanem. – Chcesz? – Mari spojrzała na niego znaczącym wzrokiem, a ten się zaśmiał. – No co? Z grzeczności pytam. O, tam jest Phillipe. Idziesz?
- Tak, tak! – odpowiedziała żywo i zaczęła iść za chłopakiem.
- Mari! Marinette!
Dziewczyna usłyszała za sobą czyjś wołający ją głos i zesztywniała w miejscu. Kiedy się odwróciła, zobaczyła dobrze znaną jej postać. Oczy prawie wyszły jej z orbit, a w ustach zrobiło jej się sucho tak, że nie potrafiła nic z siebie wydusić.
- O mój Boże, Marinette… wyglądasz… w-wyglądasz naprawdę cudownie…

- A-Adrien?! C-c-co t-ty tu robisz? – zaczęła się jąkać i czuła, jak jej twarz przybiera ten sam kolor co jej sukienka.


___________________________________________________________________

Jeżeli jest ktoś ciekawy, jak wygląda od wewnątrz Opera Garnier to zapraszam na małe zwiedzanie :D

niedziela, 5 czerwca 2016

Część 20 - Pomóż mi zapomnieć

Czując czyjś oddech na karku, Camille otworzyła oczy. W pokoju było bardzo ciemno, więc było dla niej jasne, że był środek nocy. Leżała na boku i kiedy zauważyła zupełnie inne meble, przypomniała sobie gdzie jest. Odwróciła się i z ulgą zauważyła spokojnie śpiącego Daniela. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie, oddychał regularnie. Dziewczyna przyglądała mu się przez dłuższą chwilę w zamyśleniu.
- Wyglądasz teraz na takiego bezbronnego... - wyszeptała, delikatnie odgarniając włosy z jego twarzy, tak, by go nie zbudzić. Wtedy poczuła jak przepełnia ją dziwna, niewyjaśniona melancholia. Nie kontrolując tego, ze skroni przesunęła opuszki palców na jego policzek, lekko go głaszcząc. Serce zaczęło jej walić, jakby robiła coś zakazanego. Nawet nie zauważyła, kiedy dwa palce zjechały na jego dolną wargę. Odsunęła rękę jak oparzona i usiadła na skraju łóżka, chowając twarz w dłoniach. – Co ty robisz? Ogarnij się, Kamila!
Wstała z łóżka z zamiarem powrotu do swojego pokoju, lecz wpół kroku się zatrzymała i spojrzała przez ramię na chłopaka. Dosłownie poczuła, jakby przyciągał ją z powrotem do niego magnes. Nie była w stanie zrobić kolejnego kroku w stronę drzwi, jakby ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Po chwili mentalnej walki samej z sobą, odwróciła się i znów wróciła do łóżka, kładąc się tuż obok Daniela. Czuła się okropnie senna i zmęczona, dlatego nawet nie zwracała uwagi na to co robi. Przysunęła się bliżej do mężczyzny i wtuliła się w niego mocno, a on, jakby instynktownie, otoczył ją ramionami, przysuwając ją jeszcze bliżej do siebie. Cam ogarnęło znajome, ale trudne do nazwania uczucie oraz ciepło. Ciepło bijące od chłopaka spowodowało, że jej powieki robiły się przyjemnie ciężkie, zwiastując nadchodzący sen. Ostatnie co pamiętała, to jak wtuliła swoją twarz w jego szyję i czując jego zapach, po tym zapadła w głęboki sen.
* * * * * *
Daniela obudziły poranne promienie słońca, wpadające do pokoju przez przeszkloną ścianę. Leżąc na plecach miał ochotę przekręcić się na bok, by dalej pójść spać, jednak czując, że coś ciąży mu na piersi, otworzył niechętnie oczy, mrużąc je, rażony przez panującą jasność w sypialni. Spojrzał w dół i zobaczył spokojnie śpiącą na nim Camille. Chłopak w pierwszym momencie nie mogąc zrozumieć, co dziewczyna robi w jego łóżku, stwierdził, że musi to być sen. Cudowny sen. Nie potrafiąc stwierdzić czy to jawa czy sen, próbował się ruszyć, lecz dziewczyna za bardzo do niego przylegała, by mógł się podnieść nie budząc jej.
- Nie, to musi być sen. – zaśmiał się sam do siebie, ledwo słyszalnie. Pogłaskał czule kciukiem jej policzek, dokładnie przyglądając się jej twarzy z bliska, jakby chciał upewnić się, że każdy szczegół jest na swoim miejscu. – Chyba, że...
Poczuł jak nagle wypełnia go uczucie pustki. Delikatnie odsuwając Cam na poduszki obok, Daniel usiadł zgarbiony na brzegu łóżka, nie mogąc zebrać myśli. Siedział tak wbijając tępo wzrok w podłogę, dopóki nie usłyszał głosu dziewczyny.
- Dzień dobry. – powiedziała zaspana. – Wszystko w porządku?
- Kam, ja... - zaczął nie odwracając się do niej. – Czy ja... znowu...?
- Daniel... - Camille zaczęła i uklękła tuż za nim, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Przepraszam. Nie musiałaś nawet reagować, powinienem sam sobie z tym radzić.
- Och, przestań. – objęła go od tyłu, wprawiając chłopaka w chwilowe osłupienie, kiedy poczuł jej ciężar na barkach i jej oddech na policzku. – Nie masz prawa tak mówić. Przecież mamy tylko siebie... mieliśmy się wspierać w każdej chwili, pamiętasz?
Daniel zamknął oczy, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Chwycił jedną z jej dłoni i mocno ścisnął. Ta dziewczyna zawsze dodawała mu siły. Nawet w najgorszych momentach.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, Królowo. – powiedział słabo, całując wierzch jej dłoni.
- Myślę, że byłoby z tobą bardzo źle. – wyszeptała smutno. – Biorąc pod uwagę innych...
- Proszę, nie przypominaj mi. – również wyszeptał, błagalnie, spoglądając jej prosto w oczy, a w głosie była odczuwalna nuta rozpaczy. – Chcę o tym zapomnieć. Pozwól mi zapomnieć... – z każdym słowem nachylał się ku niej coraz bardziej, oddychając ciężko, patrząc na jej usta wpół przymkniętymi powiekami. – ...pomóż mi zapomnieć...
- My... nie powinniśmy... - wyszeptała zmieszana, jednak nie odsunęła się od niego. Spoglądała to prosto w jego oczy, to na jego usta.
- Oh, pieprzyć to. – powiedział, poprawiając się na łóżku i usiadł do niej bokiem. Jedna ręka spoczęła na jej talii, druga na policzku. Ich usta dzieliły milimetry, kiedy telefon Daniela dostał ataku wściekłości z powodu połączenia. Obydwoje zamarli, patrząc na siebie szeroko otwartymi oczami. Chłopakowi opadły ramiona i oparł swoje czoło o jej, zamykając oczy i gorzko się przy tym śmiejąc. – No to jest jakiś chory żart.
- Chyba będzie lepiej, jak już wrócę do siebie. – powiedziała cicho i wstając z łóżka, poczochrała czule włosy Daniela. Czuła się bardzo... zawiedziona, że akurat w takim momencie musiał zadzwonić telefon. Ale dlaczego? A może to znak? Że nie powinni? Biła się z własnymi myślami o tym, co przed chwilą miało mieć miejsce. Dlaczego od razu się nie odsunęłam? Na co ja w ogóle liczyłam? Boże, stara, co się z tobą dzieje? Kiedy doszła do drzwi i złapała za klamkę, odwróciła się, by spojrzeć na chłopaka. Tak jak myślała, odprowadzał ją wzrokiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Tylko proszę... tym razem nikogo nie zabij, dobrze?
Kiedy wyszła z pokoju, Daniel wstał i podszedł do stolika na którym leżał jego wciąż wibrujący telefon. Z trudem panując nad sobą, chwycił go i odebrał połączenie.
- Kto prosi się o śmierć? – warknął do słuchawki, wyglądając za okno na nieśpiące już miasto.
- Chyba wstałeś lewą nogą. Obudziłam cię? Czy miałeś ciężką noc tuż przed galą? – po drugiej stronie odezwał się przejęty głos Andrei.
- Powiedzmy. – odburknął. Tylko dlatego, że cię lubię, to nic ci się nie stanie., dodał w myślach.
- Potrzebuję, byś przyjechał do studia, są małe komplikacje. – powiedziała kobieta rzeczowym tonem.
- Ale, że teraz? Coś się dzieje?
- No najlepiej by było jak najszybciej. Niby nic takiego, ale wiesz jak jest, zawsze musi być pod górkę wtedy, kiedy chcemy mieć spokój.
- Okej. – westchnął ciężko. – Postaram się przybyć jak najszybciej.
* * * * * *
- No proszę, proszę... a cóż to się robiło?
Kiedy Camille weszła do swojego pokoju, zwróciło się do niej leżące na łóżku wilczysko.
- Och zamknij się, przecież doskonale wiesz, że my nic a nic...
- To dlaczego spaliłaś takiego pięknego buraka, dziecino?
- Lu!
- Nie zapominaj, że wszystko co ty wiesz, wiem i ja. A co ja wiem, wiesz i ty. Nasze umysły są złączone, nie ukryjesz przede mną niczego, nawet jeśli będziesz chciała. – upomniał ją.
- Skoro faktycznie wiem wszystko to co ty, to dlaczego nie pamiętam tego okresu sprzed wypadku? – spiorunowała go wzrokiem.
- Nie zawsze mamy to, czego pragniemy, dzieciaku. Ale mogę cię zapewnić, że z pewnością sobie przypomnisz to wszystko, czego teraz nie pamiętasz.
- Co takiego się wtedy zdarzyło, że nie chcesz mi o tym powiedzieć? – zdenerwowała się na swojego Way'a.
- Intryguje mnie fakt, jak bardzo jesteś rozczarowana, że nie doszło do tego pocałunku. Niby tu tak bardzo jesteś niechętna co do jego osoby, robisz mu na przekór, dogryzasz mu, a jednak... Czyżbyś nagle zmieniła zdanie?
- Nie zmieniaj tematu! Zresztą, nie ważne. Nie mam czasu na potyczki słowne z tobą. – burknęła i mijając go, pośpieszyła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami, próbując się uspokoić. – Nie no, kuźwa mać. Ta cholera ma rację. Jak to dobrze, że przynajmniej Daniel nie może czytać mi w myślach. Chyba wystarczy mi, że muszę się z tym pchlarzem użerać. – westchnęła ciężko.
- Ja nadal słyszę! – odezwał się głos Lupusa w głowie Camille.
- I dobrze! – krzyknęła i walnęła dłonią w drzwi. Sama nie wiedziała dlaczego.
Po odbyciu orzeźwiającej kąpieli, wyszła z łazienki. W sypialni nie było Lu, a z dołu dobiegały ciche odgłosy krzątaniny. Dziewczyna podeszła do stolika nocnego i wzięła do ręki swój telefon.
Do: 'Biedroneczka' Marinette 
Mała rada. Na galę przyjdź w rozpuszczonych włosach. Zaufaj mi ;) ~ Cam

Wysłała wiadomość, uśmiechając się jak głupia do ekranu. Kiedy po dłuższym namyśle w końcu się ubrała, zeszła na parter mieszkania.
- Wychodzisz? – zdziwiła się, widząc chłopaka zmierzającego do wyjścia z mieszkania. Spojrzał na nią, jednak ona uciekła wzrokiem, unikając kontaktu wzrokowego. Dlaczego ja to robię? Zmusiła się do spojrzenia na Daniela i spytała speszona. – Nie miałeś dzisiaj zostać w mieszkaniu?
- Dzwoniła Andre. Chce, bym jak najszybciej przyjechał do studia. Niby są jakieś problemy. – odpowiedział nienaturalnie sztywno.
- Mogę jakoś pomóc. – powiedziała pewna, że chłopak przystanie na jej propozycję.

- Myślę, że sami damy radę. – odpowiedział beż żadnych emocji, odwracając się do niej tyłem i ruszył w stronę wyjścia. – Do później...

sobota, 21 maja 2016

Część 19 - Nów

Camille siedziała po turecku na kanapie szczelnie owinięta w koc, w tle leciała stacja radiowa SweetFM*. Kiedy wracała samochodem do mieszkania z Danielem, nie odezwali się do siebie ani słowem, co dla tych dwojga było rzeczą nienaturalną.
- Proszę, kakao. –za nią rozległ się jego głos, wyciągając rękę podającą jej kubek z ciepłym napojem. Cam miała w zwyczaju pijać kakao zawsze, gdy była w złym stanie emocjonalnym, źle się czuła, dopadała ją melancholia, zbyt dużo się przejmowała czymś czy po prostu nie miała humoru. Chwyciła za kubek i tylko kiwnęła głową w podziękowaniu biorąc łyk, by poczuć znajomy smak w ustach. Chłopak obszedł kanapę i położył się na niej tuż obok dziewczyny, kładąc głowę na jej udzie. Nie mogła odpędzić wrażenia, że takie zjawisko było jej cholernie bliskie, ale zarazem jakby obce. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale ani się nie odsunęła, ani nie odepchnęła Daniela. – Czyli mówisz, że ten gówniarz jest tym całym Chat Noir?
- Nie mów tak na niego. – upomniała go łagodnym tonem. – Tak.
- Aaa Marinette to... Biedronka. – przez cały czas gapił się tępo w sufit. – Tak?
- Tak. – odpowiedziała cicho, upijając kolejny łyk.
- Dla mnie to jest chore. Nie wyglądają mi na takich, co by się nadawali do tej roboty.
- Mów mi więcej. – nie mogła się powstrzymać i dla skołatania nerwów zaczęła się bawić jego włosami. – Wydaje mi się, że to wszystko to jakiś głupi żart, czy nawet sen, po którym zaraz jak się tylko skończy, wszystko wróci do normy.
- Co masz na myśli mówiąc „wszystko"?
- N-no wiesz... - zmieszała się.
- Chciałabyś, by wszystko było tak jak kiedyś? – w końcu spojrzał jej głęboko w oczy nadal leżąc. Były duże i szczere. – Zanim to wszystko...
- J-ja... - zaczęła, odwracając wzrok. – Ja już sama nie wiem. Zdaje mi się, że tęsknię za normalnym życiem, tym zanim to wszystko się zaczęło, ale ono już nie wróci. Nigdy co było kiedyś nie wraca. Zresztą, czy my naprawdę wiemy, czym jest „normalne" życie?
- Nawet jeśli miałby się zdarzyć jakiś „cud" i tak mogło się zdarzyć, ja nie chciałbym, by normalne życie wróciło. - zaczął mówić, ale słychać było, że ma ściśnięte gardło. – Za nic na świecie.
- Dlaczego? – w końcu spojrzała mu w oczy. – Co takiego jest w tym całym „dziwactwie", że nie chciałbyś wrócić do normalnego życia tuż przed nim?
Ty jesteś., pomyślał rozpaczliwie, ale wiedział, że nie może tego wymówić na głos. Jeszcze nie teraz. To jeszcze nie był ten odpowiedni czas.
- Wiesz jaki byłem kiedyś. Nie chciałbym się stać taki sam jak wcześniej. – znalazł inną odpowiedź na jej pytanie, ale poczuł, że będzie lepiej, kiedy zostanie sam. W innym wypadku mógłby się nie powstrzymać i zrobić coś głupiego. Podniósł się z kanapy i pokierował w stronę swojego pokoju. – Pójdę trochę popracować. Może uda mi się coś napisać. Andrea ostatnio mnie naciska bym napisał coś w innym stylu...
- Co ma na myśli mówiąc „coś w innym stylu"? – zdziwiła się. – Myślałam, że jest zadowolona z tego co piszesz.
- Powiedziała, że powinienem napisać coś prawdziwego, swoje szczere uczucia... - wymamrotał niechętnie.
- To w sumie ma sens. Ujawnienie światu, że też masz ludzkie uczucia.
- Żeby to jeszcze było takie proste. – powiedział, odchodząc w głąb ciemnego korytarza.
* * * * * *
Mówiłaś już rodzicom, gdzie jutro się wybierasz?
- Tak! Opowiedziałam im wszystko jak to wyglądało od samego początku i że to w ramach podziękowania od Tomy. – tłumaczyła Alyi szczęśliwa Marinette, nie mogąc uwierzyć, że jutro będzie częścią czegoś naprawdę wielkiego. – Naprawdę zaczęłam już odliczać godziny!
Mam tylko nadzieję, że Biedronka nie będzie musiała ratować Paryża w czasie, kiedy będzie odbywać się gala..., pomyślała błagalnie, przejęta.
Łoł, wyluzuj, siostro! Nie napędzaj się tak, bo stanie się jeszcze jakieś nieszczęście przez które nie będziesz mogła iść. Więc spokojnie. Tak poza tym, zastanawiam się czemu dzisiaj tak nagle sobie poszli.
- Wiesz, myślę, że tego nie zrozumiemy. Są dorośli, więc wiesz... Wszystko jest możliwe. Czasami mam wrażenie, że oni żyją w zupełnie innym świecie.
Z pism wyczytałam, że Camille jest Polką, no nie? A Daniel?
- Z tego co kojarzę, to chyba Finem. Albo w połowie. Podobno to skomplikowane – zastanowiła się Mari. – Jak bywałam w studiu, to niektórzy żartowali sobie na jego temat, że z niego typowy Polak, natomiast słyszałam jak Daniel kłócił się z Cam chyba po fińsku, śmiesznie w sumie to brzmiało, no i wyklinała na niego, że jest cholernym Finem i tak dalej ...
- Twoja kuzynka zna dużo języków, prawda?
- O tak... Jest żywym przykładem, że podróże kształcą. No i ma do tego talent, szybko je opanowuje, chociaż ona powtarza, że to tylko dzięki temu, że jest z Polski. Podobno to jeden z najtrudniejszych języków na świecie, dlatego reszta jest dla niej prosta do opanowania. Coś w tym musi być, bo próbowałam co nieco nauczyć się z polskiego, ale wyszło to kompletną katastrofą.
Czemu mnie to nie dziwi? – zaśmiała się dziewczyna. – Dobra, ja muszę kończyć, idę na polowanie na Biedronkę, może uda mi się odkryć jej tożsamość! Na razie!
- Powodzenia. – odparła rozbawiona Marinette, rozłączając się i zwróciła się do kwamii jedzącej ciastko. – To co porobimy? Mały patrol? Tikki, kropkuj!
* * * * * *
Daniel siedział, właściwie to w połowie leżał, po ciemku w głębokim fotelu w swojej sypialni z notesem w ręce, wypełniając kartkę kolejnymi linijkami tekstu. Początkowo nie potrafił zmusić się do napisania ani jednego słowa, jednak po bardzo długim czasie męczarni słowa same zaczęły wylewać się z jego głowy.
Nie wiem, po cholerę ja to w ogóle robię... - pomyślał, krzywiąc się. – To tylko prowokuje mnie do myślenia o cholernej przeszłości.
- >>Ulice o szczycie, a w samym środku ja, sekundy gonią czas. Wrzucam bieg, zamiera świat. Przez deszcz widzę każdą zatrzymaną w ruchu twarz.<< – zaczął cicho podśpiewywać. – >>Wspomnień flesz razi mnie i czuję jak krew zaczyna we mnie biec. Nim nastanie noc, każdy wzrok i tak padnie na mnie, nic już nie odstanie się...<< - urwał raptownie. - Właśnie... już się nie odstanie. >>Chciałbym móc patrzeć tak, jak wy. Nie widzieć tego, co we mnie tkwi.<< Tak bardzo chciałbym być jak inni. Nie wiedzieć tego, jaki naprawdę jestem. – poprawił się na fotelu. – >>Syreny tną horyzontu brzeg. Przyszedł na mnie czas, obudzę się na raz.<< Hah. Ciotka Ewa i to jak wyciągała mnie nie raz z komisariatu. Jakim ja byłem pustym dzieciakiem wtedy. >>Palcem grozi mi sam król...<< Szkoda, że tego nie zrozumiesz tato, że to chodzi o ciebie. Ze wszystkich synów, to ja jestem twoją największą porażką. >>Nie mogłem inaczej, przez ciebie jestem tu...<< Kamila. Ale ty tego także nie odgadniesz, że chodzi mi o ciebie. >>W środku pękają struny chwil, pulsuje rzeka czerwienią moich win.<< Eh... stanowczo za dużo złego uczyniłem w życiu. Jestem przeklęty. >>Gonię sam siebie i znów zamiera świat, nie jestem tutaj sam.<< - zaczął pisać coraz szybciej gwałtowniej. - >>Chciałbym móc patrzeć tak, jak wy. Nie widzieć tego, co we mnie tkwi. Chciałbym móc wyjść z tych za ciasnych ram. Dzisiaj ze sobą stanąć twarzą w twarz.<< - Daniel nie wytrzymał rosnącej w piersi nienawiści do samego siebie i cisnął notesem w stronę łóżka, chowając twarz w dłoniach. – To dla mnie za dużo. Nie mogę tego dokończyć... Nawet nie będę w stanie tego zaśpiewać.
- Potraktuj to jako terapię. Jeżeli wyrzucisz to z siebie, poczujesz się lepiej. – obok chłopaka nagle, jakby znikąd, pojawił się Lupus. – A kiedyś może będziesz w stanie to wykonać. Myślę, że byłoby to nawet bardzo interesujące.
- Czy możesz przestać w końcu zjawiać się jak jakiś duch i to w najmniej odpowiednich momentach? Idź sobie! – Daniel wstał z miejsca i podchodząc do łóżka, podniósł z ziemi zeszyt. Przez chwilę stał tyłem do zwierzęcia, po czym rzucił. – Boję się.
- Wiem, że nie jest ci łatwo. Jedyna najbliższa ci osoba z którą mogłeś dzielić się swoimi słabościami i strachem uległa wypadkowi i zapomniała o najważniejszych momentach waszego wspólnego życia. Jakie to przykre. – powiedział z sarkazmem.
- Wyjdź stąd, zanim cię zabiję! – krzyknął, czując jak rośnie w nim uczucie agresji, odwracając się do Lu.
- Bądź silny, Daniel. – tym razem wilk powiedział to troskliwym tonem. - Zbliża się nów. Wiesz co to znaczy. – odwrócił się i przeszedł przez zamknięte drzwi niczym duch.
- >>Rozpiera mnie wstyd, rozpiera mnie strach. Czernieją myśli w strumieniu praw! Biegnę przez noc, nie dogonią mnie! Te dni już nie powtórzą się!<<**... Mam dosyć...
* * * * * *
Camille spała smacznie w swoim łóżku, kiedy przeszła ją jakby nagła, niewidzialna fala, która ją obudziła i przepełniła strachem. Usiadła gwałtownie i rozejrzała się po ciemnym pokoju. Na fotelu leżał Lupus, wpatrujący się w nią lśniącymi, złotymi ślepiami.
- Lu, co się dzieje? – wysapała przerażona nagłym uczuciem.
- Zbliża się nów. – odpowiedział obojętnie wilk, kierując wzrok w czarne niebo za oknem.
- O nie... – zaczęła Cam, ale w tamtym momencie usłyszała przeraźliwe wrzaski z głębi mieszkania. – Daniel!
Dziewczyna zerwała się z łóżka i wybiegła z sypialni z niesamowitą szybkością. Zamiast pokierować się do schodów, od razu przeskoczyła przez barierkę, by nie marnować czasu i lekko wylądowała na podłodze w salonie. Dalej kontynuowała swój bieg, a okropne odgłosy stawały się coraz głośniejsze, tak, że Camille na całym ciele miała gęsią skórkę. Wpadła do pokoju Daniela i ujrzała jak ten rzuca się na swoim łóżku, nadal śniąc. Podbiegła do łóżka i usiadła na chłopaku okrakiem, złapała jego ręce, by jakoś go unieruchomić. Jednak tym razem to nie pomagało, był znacznie silniejszy.
- Daniel, błagam cię, ocknij się! To tylko kolejny koszmar, słyszysz mnie? To koszmar! Jestem tutaj, jestem przy tobie! – ze wszystkich sił próbowała dotrzeć do jego świadomości. Gdzieś tam w środku jest uwięziony Daniel, szczuty okropnymi, realistycznymi wizjami, takimi, że normalny człowiek nie byłby w stanie ich przeżyć. Dochodziło czasami do takich momentów, że nie potrafił się z nich wybudzić, albo jeśli już się obudził, nie wiedział czy to rzeczywistość, czy dalej koszmar. – Daniel, proszę! Obudź się!
Wtedy chłopak otworzył gwałtownie oczy i raptownie usiadł, obejmując ją silnymi ramionami. Dyszał ciężko i wtulał się w nią tak mocno, że aż czuła ból i nie mogła oddychać. Nadal był w transie, ale zaczął powoli się uspokajać. Osunął się z powrotem na poduszki, ciągnąc za sobą Cam.
- Spokojnie. Jestem tu. – wyszeptała, leżąc obok niego, głaszcząc go czule po głowie i tuląc do swojej klatki piersiowej, tak, by mógł słyszeć bicie jej serca. Nie wiedziała dlaczego, ale to powodowało, że wtedy po atakach koszmarów Daniel mógł spać spokojnie. – Obiecałam, że zawsze będę przy tobie... 

_________________________________________________________________________________
*[Tak, audycja zawiera lokowanie produktu xD]
** [Dawid Podsiadło – Powiedz mi, że nie chcesz]