czwartek, 23 czerwca 2016

Część 21 - Palais Garnier

- Zaczynam powoli panikować, czuje jak z każdą chwilą żołądek podchodzi mi coraz bliżej do gardła, ręce się trzęsą, w ustach mam sucho, serce wali mi jak oszalałe… - żaliła się Marinette swojej przyjaciółce, przebierając się w sukienkę od Phillipe za parawanem. – Jestem niemalże pewna, że zrobię coś głupiego, wiesz jaka jestem niezdarna. A co jeżeli na kogoś wpadnę, ta osoba się przewróci, coś sobie zrobi, nagrają to kamery, a okaże się, że to ktoś naprawdę ważny? I zobaczy to Adrien? Cały świat będzie przeciw mnie i pewnie on także…
- O rrrrany, wyluzuj siostro! Ciągłe panikowanie nic ci nie da. Musisz się uspokoić. Zresztą, będziesz razem z Camille, nie wydaje mi się, by ona pozwoliła zrobić ci coś głupiego. – zaśmiała się Alya, gapiąc się na ekran swojego telefonu. – Poza tym, czy mi się zdaje, czy zaczynasz już bardziej panikować przed tą całą galą niż kiedy masz zamienić parę słów z „panem Agreste”?
- C-co? N-nie, to wcale nie tak! - Mari wyszła zza parawanu, ubrana w czerwono czarną sukienkę koktajlową z czarną kokardą w pasie  z przodu. – Jak myślisz, jakie buty do tego?
- Łał! Wyglądasz kapitalnie! – z miejsca poderwała się dziewczyna. – Wiesz, że może i nie jestem tego zwolenniczką, ale uśmiechają mi się tylko czarne buty na obcasie. Uczesać cię?
- Nie… Cam napisała, żebym poszła w rozpuszczonych włosach. To będzie dla mnie trochę dziwne, ale zrobię tak jak mi doradziła. – uśmiechnęła się promiennie.
- Masz szczęście, że akurat kopertówka mamy będzie idealnie pasować do twojego stroju. Tylko nigdzie jej nie zgub! Jak ją zgubisz, to moja mama mnie zabije, a jak mnie zabije, to bądź pewna, że ja ukatrupię ciebie! – spojrzała srogo na przyjaciółkę i powiedziała poważnym tonem, krzyżując ramiona na piersi.
- Jesteś pewna, że ta kolejność rzeczy jest prawidłowa? – zaśmiała się Marinette, zasiadając przy toaletce, by zrobić delikatny makijaż. – Alya, zobacz jak mi się trzęsą dłonie!
- Dobra, daj. Sama zrobię cię na bóstwo!
Po pół godzinie z parteru mieszkania dziewczyny usłyszały głos mamy Mari:
- Marinette, zejdź już! Ktoś przyszedł po ciebie!
Dziewczyna chwyciła czarną kopertówkę, którą pożyczyła od swojej przyjaciółki, wrzuciła do niej co jej wpadło tylko pod rękę i stanęła raz jeszcze przed lustrem. Chciała się upewnić, że wygląda nienagannie. Lekki makijaż, rozpuszczone, ciemne włosy, idealnie dopasowana do niej czerwona sukienka koktajlowa z czarnymi detalami i kokardą z przodu na wysokości pasa oraz czarne buty na wysokim obcasie. Aż sama nie mogła uwierzyć, że to odbicie to ona sama.
- Chyba nigdy bym cię nie poznała, gdybyś wyszła tak w biały dzień na ulicę. – stanęła za nią Alya, chwytając przyjaciółkę za ramiona. – Tylko oddychaj, spokojnie! Wiesz, szkoda, że Adrien nie może cię zobaczyć. Jestem pewna, że…
- Alya! P-przestań, bo z-zaraz zacznę się t-trząść! – zapiszczała przerażona.
- Czekaj, czekaj! Zaraz zrobię ci fotkę i prześlę wszystkim! Adrienowi też! – mrugnęła, przymierzając się do zrobienia zdjęcia. – Mogę się założyć, że jak tylko zobaczy zdjęcie, zakocha się od razu bez pamięci!
- Dobra, musze lecieć, cześć! – Marinette rzuciła się do ucieczki, próbując nie skręcić kostki w wysokich butach. Kiedy była w połowie schodów, zauważyła stojącego po środku salonu Daniela, rozmawiającego z jej mamą. – Już jestem!
Chłopak odwrócił się i odpowiedział lekkim uśmiechem, uważnie się jej przyglądając.
- Coś nie tak? – zapytała podenerwowana Marinette, widząc jak Daniel ją lustruje wzrokiem.
- Ależ skąd, wszystko w jak najlepszym porządku. Możemy iść?
- A gdzie Camille? – tuż obok Mari stanęła jej przyjaciółka, która zbiegła po schodach chwilę po niej.
- Niestety, ale nie będzie w stanie nam dzisiaj towarzyszyć. – westchnął rozbawiony, drapiąc tył głowy.
- Jak to?! – obie dziewczyny wypowiedziały to w tym samym momencie, robiąc wielkie oczy.
- Powinniście się już zbierać, bo inaczej się spóźnicie! – wtrąciła Sabine, spoglądając z uśmiechem na ustach to na swoją córkę, to na gościa. Kiedy skierowali się do wyjścia, kobieta pożegnała się z Mari czułym, matczynym pocałunkiem w czubek głowy. – Baw się dobrze, skarbie.
- Nie wróci późno, odwiozę ją tuż po gali pod sam dom. – zapewnił Daniel, wychodząc i biorąc nastolatkę pod ramię.
- Czekam jutro na szczegółową relację z dzisiejszego wieczoru! – krzyknęła Alya, kiedy para zaczęła schodzić po schodach.
Kiedy wyszli budynku, chłopak podszedł do zaparkowanego tuż obok kamienicy samochodu, który Mari już dobrze znała. Otworzył drzwi pasażera i lekkim ukłonem zaprosił ją do środka. Kiedy zamknął za nią drzwi i obchodząc pojazd sam zajął miejsce kierowcy, Marinette nie potrafiła ugryźć się w język.
- Dlaczego Camille nie będzie z nami? Co się stało? – zapytała trochę przerażona wizją, że cały wieczór miała spędzić tylko i wyłącznie w jego towarzystwie.
- Nic się nie stało. – zaśmiał się bez krzty wesołości, włączając się do ruchu drogowego. – Po prostu nie może nam towarzyszyć.
- Nie rozumiem, nie powiedziała mi, że jej nie będzie, a miała tyle okazji, by mnie o tym poinformować. – wyglądała speszona przez okno auta.
- Hej. – Daniel jednym słowem nakłonił Mari, by ta spojrzała wprost na niego. – Nie myśl o tym, tylko korzystaj z chwili. To jest nagroda, nie zamartwiaj się zupełnie niepotrzebnie.
- T-tak, to prawda, jednak… - zawahała się. – Nie zostaniecie w Paryżu, prawda? Będziecie lecieć dalej…
- Tak, niedługo będziemy lecieć do Nowego Jorku. – odpowiedział jakby od niechcenia.
- Tak myślałam. – Mari ponownie spojrzała za okno, niewidzącym wzrokiem.  
* * * * * *
            Marinette kręciło się w głowie. Wszędzie flesze aparatów krzyczących coś dziennikarzy, skierowanych prosto na nią przyprawiały ją o chwilową ślepotę. Szła z Danielem pod rękę po czerwonym dywanie w stronę wejścia Palais Garnier, przed nią i za nią szły inne pary znanych artystów różnej maści, których dziewczyna znała tylko z pierwszych okładek magazynów.
            - Wszystko w porządku? – spytał cicho, ukradkiem na nią zerkając.
            - T-tak, tylko… to jest takie… - zaczęła, czując się nieswojo.
            - Chyba wiem co chcesz powiedzieć. – zaśmiał się pod nosem chłopak. – Początkowo, jak zaczynałem swoją karierę, także nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Wiem, że jest to bardzo przytłaczające.
            - I jak sobie z tym poradziłeś? – spojrzała na niego zaciekawiona.
            - Kwestia czasu trochę mnie uodporniła. Jednak nie do końca, często paparazzi mnie drażnią.
            - Dlatego przyznałeś Camille rolę swojego prywatnego fotografa?
            - Jest zdecydowanie mniej denerwująca od reszty fotografów. I zna mnie na tyle dobrze i długo, żeby wiedzieć jak robić mi zdjęcia, bym nie robił żadnych głupich poz jak chcieli ode mnie inni.
            - I przy niej nie musisz nikogo udawać, jesteś całkowicie sobą. – Marinette się uśmiechnęła promiennie w odpowiedzi na zaskoczenie Daniela po jej słowach. – Nie musisz przede mną udawać, widziałam już jak zachowujesz się przy innych, a jak przy niej.
            - Wydaje ci się… - odwrócił wzrok, jak dziecko, które chce coś ukryć.
            - Chyba jednak nie! – zaśmiała się chicho. Mari zapomniała już o tym całym zamieszaniu dziejącym się  wokół niej. Kiedy weszli do środka budynku, dziewczyna aż stanęła z wrażenia. – Jak tu pięknie!
            - Tak, mi także zawsze się podobał ten budynek. Wiesz co? Pokażę ci coś. Chodź za mną, tylko nie oglądaj się nigdzie, żeby nikt nie zwrócił na ciebie uwagi.
Daniel pociągnął ją za tłumem innych gość na wielkie cesarskie schody opery. Lecz zamiast jak reszta przybyłych na galę wejść na korytarz na pierwszym piętrze, chłopak pośpieszył po schodach wyżej i wyżej. Tam praktycznie nie było już nikogo. Idąc szybszym krokiem za Danielem, Marinette rozglądała się we wszystkie strony, głodna podziwiania tego cudu architektonicznego.
- Dokąd mnie prowadzisz? – zapytała w końcu, zaciekawiona.
- To tutaj. – chłopak przystanął przed dwuskrzydłowymi drzwiami i otworzył je, robiąc miejsce, by Marinette weszła pierwsza. – Zapraszam.
Razem weszli do długiego, bogato zdobionego foyer w którym panował półmrok, z licznymi żyrandolami, lśniącą posadzką, kolumnadą i wieloma innymi elementami, którymi Marinette nawet nie potrafiła nacieszyć oka. Nie wiedziała na co patrzeć, to miejsce było takie piękne.
- Zwróć uwagę na freski. – uśmiechnął się patrząc w górę. – Niesamowite, prawda? W ogóle ta opera sama w sobie jest niezwykła. To w tym miejscu właśnie rozgrywa się akcja Upiora w Operze Leroux’a. Pod ziemią naprawdę są kanały.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała zdumiona.
- Powiedzmy, że chcąc komuś zaimponować, musisz dokładnie poznać to, co dana osoba lubi. A nawet i więcej.
- Camille kocha sztukę w każdej postaci. – odparła po chwili namysłu Marinette, na co Daniel się skrzywił  tak, jakby odkryła jego największą tajemnicę. – I uwielbia Upiora w Operze. Nadal masz zamiar udawać, że tylko mi się zdaje, że masz do niej słabość? Ty… Kochasz ją. – była zaskoczona swoimi własnymi słowami.
- Nie powiedziałem tego. – odparł ponuro, odwracając się w stronę okna.
- Ale tego nie trzeba mówić, do miłości nie są potrzebne słowa. To się czuje… - zaczęła ale w tym momencie drzwi otworzyły się i do środka zajrzała kobieta w długiej, grafitowej sukni, podkreślającej jej kształty.
- Ah, tutaj jesteście! – uśmiechnęła się i szybko weszła do środka. W pierwszej chwili Marinette jej nie rozpoznała, dopiero jak zaczęła się do nich zbliżać, zorientowała się, że to Cam. Wyglądała znacznie dojrzalej w spiętych włosach i złotej biżuterii, a szpilki sprawiały, że prawie że dorównywała wzrostem Danielowi. – Coś tak czułam, że się tutaj wkradniecie.
- Camille! Miało cię tutaj nie być. – z jednej strony Mari się ucieszyła na widok kuzynki, z drugiej zdziwiła się jej obecnością.
- Powiedziałem, że nie będzie w stanie nam dzisiaj towarzyszyć na gali, nie, że w ogóle jej nie będzie. – Daniel zaśmiał się ironicznie, opierając się o ścianę w dość typowej dla niego pozie niegrzecznego chłopca.
- Znowu się droczysz z młodymi? – spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem, po czym zwróciła się do dziewczyny. – Jestem jedną z prowadzących dzisiejszą galę, dlatego  Daniel miał rację, że nie będę w stanie wam towarzyszyć.
- Rozumiem… - odpowiedziała Marinette. – Ale ślicznie wyglądasz.
- Ty także. – uśmiechnęła się promiennie Camille. – Wiedziałam, że ta sukienka będzie do ciebie idealnie pasować. A teraz chodźcie. Musicie zając swoje miejsca, bo zaraz się zacznie.
Wyciągnęła rękę w kierunku dziewczynki, a ta ją chwyciła i poszły w kierunku drzwi, a chłopak ruszył powoli za nimi.
* * * * * *
- Muszę was już opuścić. Muszę pójść na backstage i coś omówić z innymi. Możliwe, że zobaczymy się jeszcze później. Pa! – pożegnała się Camille i zaczęła się przeciskać przez korytarz pełen gości.
- No to zostaliśmy znów sami. – powiedział Daniel nieobecnym głosem, nadal patrząc się w kierunku w którym poszła dziewczyna, a kiedy Marinette na niego spojrzała trzymał w ręku kieliszek z szampanem. – Chcesz? – Mari spojrzała na niego znaczącym wzrokiem, a ten się zaśmiał. – No co? Z grzeczności pytam. O, tam jest Phillipe. Idziesz?
- Tak, tak! – odpowiedziała żywo i zaczęła iść za chłopakiem.
- Mari! Marinette!
Dziewczyna usłyszała za sobą czyjś wołający ją głos i zesztywniała w miejscu. Kiedy się odwróciła, zobaczyła dobrze znaną jej postać. Oczy prawie wyszły jej z orbit, a w ustach zrobiło jej się sucho tak, że nie potrafiła nic z siebie wydusić.
- O mój Boże, Marinette… wyglądasz… w-wyglądasz naprawdę cudownie…

- A-Adrien?! C-c-co t-ty tu robisz? – zaczęła się jąkać i czuła, jak jej twarz przybiera ten sam kolor co jej sukienka.


___________________________________________________________________

Jeżeli jest ktoś ciekawy, jak wygląda od wewnątrz Opera Garnier to zapraszam na małe zwiedzanie :D

niedziela, 5 czerwca 2016

Część 20 - Pomóż mi zapomnieć

Czując czyjś oddech na karku, Camille otworzyła oczy. W pokoju było bardzo ciemno, więc było dla niej jasne, że był środek nocy. Leżała na boku i kiedy zauważyła zupełnie inne meble, przypomniała sobie gdzie jest. Odwróciła się i z ulgą zauważyła spokojnie śpiącego Daniela. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie, oddychał regularnie. Dziewczyna przyglądała mu się przez dłuższą chwilę w zamyśleniu.
- Wyglądasz teraz na takiego bezbronnego... - wyszeptała, delikatnie odgarniając włosy z jego twarzy, tak, by go nie zbudzić. Wtedy poczuła jak przepełnia ją dziwna, niewyjaśniona melancholia. Nie kontrolując tego, ze skroni przesunęła opuszki palców na jego policzek, lekko go głaszcząc. Serce zaczęło jej walić, jakby robiła coś zakazanego. Nawet nie zauważyła, kiedy dwa palce zjechały na jego dolną wargę. Odsunęła rękę jak oparzona i usiadła na skraju łóżka, chowając twarz w dłoniach. – Co ty robisz? Ogarnij się, Kamila!
Wstała z łóżka z zamiarem powrotu do swojego pokoju, lecz wpół kroku się zatrzymała i spojrzała przez ramię na chłopaka. Dosłownie poczuła, jakby przyciągał ją z powrotem do niego magnes. Nie była w stanie zrobić kolejnego kroku w stronę drzwi, jakby ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Po chwili mentalnej walki samej z sobą, odwróciła się i znów wróciła do łóżka, kładąc się tuż obok Daniela. Czuła się okropnie senna i zmęczona, dlatego nawet nie zwracała uwagi na to co robi. Przysunęła się bliżej do mężczyzny i wtuliła się w niego mocno, a on, jakby instynktownie, otoczył ją ramionami, przysuwając ją jeszcze bliżej do siebie. Cam ogarnęło znajome, ale trudne do nazwania uczucie oraz ciepło. Ciepło bijące od chłopaka spowodowało, że jej powieki robiły się przyjemnie ciężkie, zwiastując nadchodzący sen. Ostatnie co pamiętała, to jak wtuliła swoją twarz w jego szyję i czując jego zapach, po tym zapadła w głęboki sen.
* * * * * *
Daniela obudziły poranne promienie słońca, wpadające do pokoju przez przeszkloną ścianę. Leżąc na plecach miał ochotę przekręcić się na bok, by dalej pójść spać, jednak czując, że coś ciąży mu na piersi, otworzył niechętnie oczy, mrużąc je, rażony przez panującą jasność w sypialni. Spojrzał w dół i zobaczył spokojnie śpiącą na nim Camille. Chłopak w pierwszym momencie nie mogąc zrozumieć, co dziewczyna robi w jego łóżku, stwierdził, że musi to być sen. Cudowny sen. Nie potrafiąc stwierdzić czy to jawa czy sen, próbował się ruszyć, lecz dziewczyna za bardzo do niego przylegała, by mógł się podnieść nie budząc jej.
- Nie, to musi być sen. – zaśmiał się sam do siebie, ledwo słyszalnie. Pogłaskał czule kciukiem jej policzek, dokładnie przyglądając się jej twarzy z bliska, jakby chciał upewnić się, że każdy szczegół jest na swoim miejscu. – Chyba, że...
Poczuł jak nagle wypełnia go uczucie pustki. Delikatnie odsuwając Cam na poduszki obok, Daniel usiadł zgarbiony na brzegu łóżka, nie mogąc zebrać myśli. Siedział tak wbijając tępo wzrok w podłogę, dopóki nie usłyszał głosu dziewczyny.
- Dzień dobry. – powiedziała zaspana. – Wszystko w porządku?
- Kam, ja... - zaczął nie odwracając się do niej. – Czy ja... znowu...?
- Daniel... - Camille zaczęła i uklękła tuż za nim, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Przepraszam. Nie musiałaś nawet reagować, powinienem sam sobie z tym radzić.
- Och, przestań. – objęła go od tyłu, wprawiając chłopaka w chwilowe osłupienie, kiedy poczuł jej ciężar na barkach i jej oddech na policzku. – Nie masz prawa tak mówić. Przecież mamy tylko siebie... mieliśmy się wspierać w każdej chwili, pamiętasz?
Daniel zamknął oczy, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Chwycił jedną z jej dłoni i mocno ścisnął. Ta dziewczyna zawsze dodawała mu siły. Nawet w najgorszych momentach.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, Królowo. – powiedział słabo, całując wierzch jej dłoni.
- Myślę, że byłoby z tobą bardzo źle. – wyszeptała smutno. – Biorąc pod uwagę innych...
- Proszę, nie przypominaj mi. – również wyszeptał, błagalnie, spoglądając jej prosto w oczy, a w głosie była odczuwalna nuta rozpaczy. – Chcę o tym zapomnieć. Pozwól mi zapomnieć... – z każdym słowem nachylał się ku niej coraz bardziej, oddychając ciężko, patrząc na jej usta wpół przymkniętymi powiekami. – ...pomóż mi zapomnieć...
- My... nie powinniśmy... - wyszeptała zmieszana, jednak nie odsunęła się od niego. Spoglądała to prosto w jego oczy, to na jego usta.
- Oh, pieprzyć to. – powiedział, poprawiając się na łóżku i usiadł do niej bokiem. Jedna ręka spoczęła na jej talii, druga na policzku. Ich usta dzieliły milimetry, kiedy telefon Daniela dostał ataku wściekłości z powodu połączenia. Obydwoje zamarli, patrząc na siebie szeroko otwartymi oczami. Chłopakowi opadły ramiona i oparł swoje czoło o jej, zamykając oczy i gorzko się przy tym śmiejąc. – No to jest jakiś chory żart.
- Chyba będzie lepiej, jak już wrócę do siebie. – powiedziała cicho i wstając z łóżka, poczochrała czule włosy Daniela. Czuła się bardzo... zawiedziona, że akurat w takim momencie musiał zadzwonić telefon. Ale dlaczego? A może to znak? Że nie powinni? Biła się z własnymi myślami o tym, co przed chwilą miało mieć miejsce. Dlaczego od razu się nie odsunęłam? Na co ja w ogóle liczyłam? Boże, stara, co się z tobą dzieje? Kiedy doszła do drzwi i złapała za klamkę, odwróciła się, by spojrzeć na chłopaka. Tak jak myślała, odprowadzał ją wzrokiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Tylko proszę... tym razem nikogo nie zabij, dobrze?
Kiedy wyszła z pokoju, Daniel wstał i podszedł do stolika na którym leżał jego wciąż wibrujący telefon. Z trudem panując nad sobą, chwycił go i odebrał połączenie.
- Kto prosi się o śmierć? – warknął do słuchawki, wyglądając za okno na nieśpiące już miasto.
- Chyba wstałeś lewą nogą. Obudziłam cię? Czy miałeś ciężką noc tuż przed galą? – po drugiej stronie odezwał się przejęty głos Andrei.
- Powiedzmy. – odburknął. Tylko dlatego, że cię lubię, to nic ci się nie stanie., dodał w myślach.
- Potrzebuję, byś przyjechał do studia, są małe komplikacje. – powiedziała kobieta rzeczowym tonem.
- Ale, że teraz? Coś się dzieje?
- No najlepiej by było jak najszybciej. Niby nic takiego, ale wiesz jak jest, zawsze musi być pod górkę wtedy, kiedy chcemy mieć spokój.
- Okej. – westchnął ciężko. – Postaram się przybyć jak najszybciej.
* * * * * *
- No proszę, proszę... a cóż to się robiło?
Kiedy Camille weszła do swojego pokoju, zwróciło się do niej leżące na łóżku wilczysko.
- Och zamknij się, przecież doskonale wiesz, że my nic a nic...
- To dlaczego spaliłaś takiego pięknego buraka, dziecino?
- Lu!
- Nie zapominaj, że wszystko co ty wiesz, wiem i ja. A co ja wiem, wiesz i ty. Nasze umysły są złączone, nie ukryjesz przede mną niczego, nawet jeśli będziesz chciała. – upomniał ją.
- Skoro faktycznie wiem wszystko to co ty, to dlaczego nie pamiętam tego okresu sprzed wypadku? – spiorunowała go wzrokiem.
- Nie zawsze mamy to, czego pragniemy, dzieciaku. Ale mogę cię zapewnić, że z pewnością sobie przypomnisz to wszystko, czego teraz nie pamiętasz.
- Co takiego się wtedy zdarzyło, że nie chcesz mi o tym powiedzieć? – zdenerwowała się na swojego Way'a.
- Intryguje mnie fakt, jak bardzo jesteś rozczarowana, że nie doszło do tego pocałunku. Niby tu tak bardzo jesteś niechętna co do jego osoby, robisz mu na przekór, dogryzasz mu, a jednak... Czyżbyś nagle zmieniła zdanie?
- Nie zmieniaj tematu! Zresztą, nie ważne. Nie mam czasu na potyczki słowne z tobą. – burknęła i mijając go, pośpieszyła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami, próbując się uspokoić. – Nie no, kuźwa mać. Ta cholera ma rację. Jak to dobrze, że przynajmniej Daniel nie może czytać mi w myślach. Chyba wystarczy mi, że muszę się z tym pchlarzem użerać. – westchnęła ciężko.
- Ja nadal słyszę! – odezwał się głos Lupusa w głowie Camille.
- I dobrze! – krzyknęła i walnęła dłonią w drzwi. Sama nie wiedziała dlaczego.
Po odbyciu orzeźwiającej kąpieli, wyszła z łazienki. W sypialni nie było Lu, a z dołu dobiegały ciche odgłosy krzątaniny. Dziewczyna podeszła do stolika nocnego i wzięła do ręki swój telefon.
Do: 'Biedroneczka' Marinette 
Mała rada. Na galę przyjdź w rozpuszczonych włosach. Zaufaj mi ;) ~ Cam

Wysłała wiadomość, uśmiechając się jak głupia do ekranu. Kiedy po dłuższym namyśle w końcu się ubrała, zeszła na parter mieszkania.
- Wychodzisz? – zdziwiła się, widząc chłopaka zmierzającego do wyjścia z mieszkania. Spojrzał na nią, jednak ona uciekła wzrokiem, unikając kontaktu wzrokowego. Dlaczego ja to robię? Zmusiła się do spojrzenia na Daniela i spytała speszona. – Nie miałeś dzisiaj zostać w mieszkaniu?
- Dzwoniła Andre. Chce, bym jak najszybciej przyjechał do studia. Niby są jakieś problemy. – odpowiedział nienaturalnie sztywno.
- Mogę jakoś pomóc. – powiedziała pewna, że chłopak przystanie na jej propozycję.

- Myślę, że sami damy radę. – odpowiedział beż żadnych emocji, odwracając się do niej tyłem i ruszył w stronę wyjścia. – Do później...